Więcej

    Stołeczne Targowisko: blaski i cienie nowego bazaru

    Czytaj również...

    Stołeczne Targowisko jako jedyne w Wilnie czynne jest w godzinach 8-20 Fot. Marian Paluszkiewicz

    „Ciepło, sucho, wygodnie, blisko, bezpiecznie, bezpłatny duży parking” — są to najczęściej wymieniane przez kupujących zalety nowego Stołecznego Targowiska (Sostinės turgus), rozmieszczonego na skrzyżowaniu ulic Kalvarijų i Žalgirio. „Wady nie są widoczne gołym okiem” — twierdzą handlowcy i z kolei dodają, że muszą płacić nie tylko za swoje, ale też i klientów wygody.

    — Gariuny? Za daleko. Pod Halą? Rzeczywiście bliżej, a i tam jest cieplej, jednak trzeba pokonać dużo schodów i niewygodnie są rozmieszczone stragany. Kalwaryjski? Z nostalgią za dawnymi czasami tam chodzę, przecież ile siebie pamiętam, zawsze to targowisko było. Nawet nogi same tam niosą, jednak po powrocie są mokre i zmarznięte… Natomiast ten „Sostinės — to coś nowego. Wszystko jest na właściwym miejscu, jest porządek. Nie siedzą tu bezdomni z wyciągniętą ręką i jest bezpiecznie. Duży parking, do tego bezpłatny. A więc wolę tu chodzić — na progu targowiska wyjaśnia nam zafascynowana Krystyna, emerytowana mieszkanka dzielnicy Antokol, która przyjechała kupić świeże pieczywo.

    Według administracji, 80 proc. straganów i pawilonów jest już zajętych przez handlowców Fot. Marian Paluszkiewicz

    Wchodzimy również my. Drzwi się otworzyły i poczuliśmy przyjemny powiew ciepłego powietrza, co w zimowy poranek cieszy najbardziej. Nie odczuwa się tu wichury, która w ostatnich dniach zaatakowała cały kraj, na głowę nie pada ani deszcz, ani śnieg. Nie można też nie zauważyć czystej bieli ścian, wygodnie rozmieszczonych rzędami straganów. Sprzedawczynie nie muszą chować się od zimna, więc niektóre odważnie demonstrują nagie brzuchy. Na zegarku godzina 10 i chociaż administracja Stołecznego Targowiska z dumą twierdzi, że jako jedyni pracują od 8 do 20, na razie handlarze tylko wykładają towar na straganach i targowisko jest pustawe.

    Nikt tu nie krzyczy: „Ciepłe pierożki! Z mięsem! Kapustą!”, a i nie prosi z wyciągniętą ręką: „Dajcie parę litów na bułeczkę”. Kupujący, których we wczesne godziny jest niewielu, nie trzymają w objęciach swoich toreb bojąc się o portmonetki. Czują się bezpiecznie? Spotykamy „stróża” Czesława Kudżmę, który jest odpowiedzialny za porządek na bazarze. Wyjaśnia nam, że na całym terytorium są rozmieszczone kamery, a więc nawet najmniejszy konflikt czy naruszenie zostaną zauważone.

    Wielu handlarzy, porzucając stragany na Kalwaryjskim, udało się pracować na Stołeczne Targowisko Fot. Marian Paluszkiewicz

    Rzeczywiście panuje tu spokój i porządek. Przechodzimy od straganu do straganu. Spotykają nas uśmiechnięte twarze i tylko po dłuższej rozmowie podczas wybierania skarpetek jedna ze sprzedawczyń zwierza się, że „dla oka klienta są widoczne jedynie zalety targowiska”.

    — Bielizną handluję już ponad 10 lat. Handlujemy też Pod Halą. Ceny naszego towaru tu, na tym targowisku, nie są większe niż tam, różni się jedynie wysokość czynszu za wynajem straganu. Musimy płacić nie tylko za swoje, ale i klienta wygody. Warunki pracy dla handlowców są idealne. Ciepło, sucho. Ubikacja według standardów unijnych, nawet prysznice są. Jak mówią gospodarze targowiska: „Idziemy na spotkanie handlującym”. Ale na razie nam trudno jest przyzwyczaić się do tego „spotkania”, a i stała kontrola zmusza nas czuć się jak pod szkłem powiększającym. U jednych entuzjazm już zgasł i chcieliby się wycofać, jednak podpisane na 3 lata umowy nie pozwalają. Grożą duże grzywny — wyjaśnia nam sprzedawczyni, po czym nalega, aby nawet jej imię nie ukazało się w gazecie.

    Jej koleżanka zwraca się do nas z pytaniem, czy dla nas się podoba „ich rynek”. „Ciepło…” — próbuję powiedzieć, ale do rozmowy dołącza się następna sprzedawczyni i zaczyna mówić o „machinacjach odkupienia wynajmu straganów”.

    — Byli tacy, którzy wzięli do wynajęcia od razu kilkanaście straganów i później „odsprzedawali” wynajem dla innych, już za większe pieniądze. Jak interesowaliśmy się handlem na tym nowym targowisku, mówiono nam jedno, a teraz wiemy, że rzeczywistość jest całkiem inna … — wyjaśnia.

    W pewnym momencie u jej boku stojąca koleżanka ciągnie ją za kurtkę i przekrzykując z sarkazmem wyjaśnia: „Nam też jest tu dobrze i ciepło! I za wynajem straganów płacimy, jak oznajmia administracja, jedynie od 600 do 1200 litów w miesiąc”.

    Idziemy dalej. W myślach próbujemy policzyć, ile par skarpet sprzedawczyni powinna sprzedać, aby zapłacić za wynajem straganu oraz swoje i klienta wygody. Być może 1 200 litów za miesiąc to nie jest aż tak dużo?

    — Jeżeli na Kalwaryjskim Rynku płacimy 60 za metr kwadratowy, to na tym — 150 litów. Musimy płacić 2 miesiące do przodu. Jednak ręka nie drży wydając takie pieniądze, ponieważ naprawdę jest za co płacić. Na Kalwaryjskim jesteśmy pod gołym niebem, a tu pod dachem. Oprócz tego, tam niewygodnie jest towar dostarczać do straganów, a tu parking jest bardzo blisko — niechętnie jednak wyjaśnia nam ceny wygód pani Maria.

    Sprzedawczynie na nowym targowisku nie muszą chować się przed zimnem albo niepokoić się, że ich produkty zamarzną Fot. Marian Paluszkiewicz

    Że klienci nie płacą za towar drożej niż na Kalwaryjskim targowisku, który jest określany jako zimny i niewygodny, próbuje nam udowodnić Elwira handlująca meblami.

    — Chociaż na Stołecznym Targowisku za wynajem straganu płacimy więcej niż na Kalwaryjskim, klienci na tym nie cierpią, przynajmniej nie u nas. Aby przyciągnąć klientów, niektóre meble u nas są nawet tańsze. Utargować oczywiście można. Na Kalwaryjskim mamy konkurencję. A i wielu naszych nowych klientów nawet nie wiedziało, że handlujemy na obu targowiskach. Z czego wynika, że tu jesteśmy bardziej widoczni — oznajmia Elwira.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Studentka Wioleta, kupująca, jak powiedziała, najsmaczniejsze ciasteczka w całym Wilnie, zapytana przez nas, jak ocenia nowe targowisko wyznała, że tu czuje się bardziej jak w sklepie, tylko nie samoobsługowym.

    W słońce czy deszcz, zawieję czy też pogodę emerytki zawsze będą czekały na swoich wiernych klientów na rynku Kalwaryjskim Fot. Marian Paluszkiewicz

    — Na Kalwaryjskim Rynku panuje atmosfera lat 90. Praca wre jak w ulu. Można skosztować i kupić domowego chrzanu, czy też kupić od babci ręcznie dziergane skarpety z wełny. Potargować się dla przyjemności lub też korzyści. Tu natomiast jest inaczej, bardziej współcześnie. Oczywiście inaczej nie znaczy gorzej — wyjaśnia rozmówczyni.
    Ale tu też można się targować. Podchodzimy do najbliższego stoiska — tym razem z wędliną — i otwarcie bez owijania w bawełnę pytamy, jaką zniżkę otrzymamy, jeżeli kupimy pół kilograma szynkowej kiełbasy.

    — Za pół kilograma zniżek nie będzie. Jak weźmie pani cały kilogram, to zapłaci nie 22,90 a 20,90 litów. Im więcej się kupi, tym większą zniżkę otrzyma —równie otwarcie odpowiada nam sprzedawczyni.

    — Jak zawsze szłam jedynie obejrzeć. Miałam 15 minut do autobusu, a że targowisko jest blisko przystanka, postanowiłam wstąpić. „Żadnych zakupów” — powtarzałam sobie pod nosem. Ale jak zobaczyłam tę torebkę, nie mogłam nie zatrzymać się przy niej. Do tego sprzedawczyni była taka miła. Potrafi wmówić klientowi. A więc postanowiłam kupić. Oficjalna cena była 67 litów, a sprzedano mi za 60 — wyjaśnia nam nieumiejąca targować się, jak siebie określiła, Bożena.

    Stołeczne Targowisko rozmieszczone na terytorium o powierzchni 2,5 ha na skrzyżowaniu ulic Kalvarijų i Žalgirio, swoje drzwi otworzyło pod koniec grudnia i jest czynne w godzinach 8-20. Według administracji, 80 proc. straganów i pawilonów jest już zajętych. Liczba kupujących rośnie z każdym dniem.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Po zrobieniu zakupów na „Stołecznym” szybkim krokiem postanawiamy jeszcze chociaż na krótko wskoczyć na Targowisko Kalwaryjskie.

    — Boże, jak zimno! Teraz jestem gotowa pracować i w akwarium (targowisko w Gariūnai — red.) i nawet na kasy zgodzę się, aby tylko nie marznąć tu na wietrze… — słyszymy narzekanie drepczącej w miejscu skulonej kobiety.

    Targowisko Kalwaryjskie świeci pustką, jednak handlowcy twierdzą, że Stołeczne Targowisko nie jest konkurentem. Oba targowiska od siebie są praktycznie na wyciągnięcie ręki — przez ulicę, a więc w mroźny dzień można biec na „Stołeczny” i zakupy rozpocząć od kubka dobrej kawy i najsmaczniejszych w całym Wilnie ciasteczek owsianych. Albo też w słoneczny i przyjazny spacerom dzień udać się na „Kalwaryjski”, gdzie chociaż narzekające, jednak serdeczne emerytki poczęstują swojej roboty chrzanem.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Podróż galopem przez Europę gimnazjalistów „Parczewskiego”

    Odpocząć w cieniu magicznego Drezna, zakochać się w pachnącym wiosną (...)

    Nielegalne papierosy nadal kuszą ludzi

    Chociaż na Litwie papierosów z przemytu pali się coraz mniej, jednak funkcjonariusze (...)

    Gimnazjaliści „Parczewskiego” podbili Strasburg!

    Na sali Parlamentu Europejskiego w Strasburgu Waldemar Tomaszewski siedzi (...)

    Do sklepu socjalnego z… czterema litami

    „Za symboliczne 4 lity nasi klienci mogą u nas kupić koszyczek artykułów spożywczych (...)