
To, co dzieje się z gospodarką i rynkiem naszego południowego sąsiada eksperci coraz częściej zaczynają określać jako sytuację przed katastrofą. Jeszcze do niedawna chwalona przez biznes, szczególnie litewski, białoruska gospodarka dostaje zadyszki i zaczyna wpadać w stan przedzawałowy.
Czyli staje się to, co Białorusinom prognozowało wielu ekspertów, jeśli tamtejsze władze nadal będą żyć i rządzić za pożyczone, a nie restrukturyzować swoją gospodarkę i finanse przygotowując kraj do funkcjonowania w warunkach gospodarki światowej. Bo okazało się, że białoruski rynek nie może funkcjonować w odosobnieniu, do czego dążył tamtejszy reżim. Jak zapowiadał białoruski dyktator, Aliaksandr Łukaszenka, Białorusini przejdą żyć do ziemianek, ale on nie dopuści do ich integracji kraju z Europą i światem.
Jak oceniają białoruscy eksperci, żeby poradzić z trudną sytuacją, Białoruś dziś ma dwie drogi przed sobą — albo podjąć się kompleksowej restrukturyzacji gospodarki i finansów, albo dalej zapożyczać się na potęgę.
— Tylko problem polega na tym, że kraj może liczyć już wyłącznie tylko na rosyjskie kredyty, bo zachodnie instytucje finansowe bardzo ostrożnie podchodzą do kredytowania Białorusi. Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który wcześniej udzielił wielomiliardowej pożyczki (ostatnia jego transza była w 2010 roku) dalsze pożyczki uwarunkowuje właśnie koniecznością reform. Białoruś jednak nie jest przygotowana do tych reform — mówi w rozmowie z „Kurierem” ekspert gospodarczy, Irina Kryłowicz, zastępca redaktora białoruskiego dziennika biznesowego „Biełarusy i rynok”.
Zagraniczni eksperci przewidują, że sytuację może uratować dewaluacja białoruskiego rubla, ale byłby to tylko początek kompleksowych działań, jakie uchroniłyby Białoruś przed bankructwem.
— Dewaluacja sama w sobie nie wiele by pomogła, bo jest potrzeba szeregu działań, które mogłyby uratować sytuację, czyli dalsza liberalizacja gospodarki oraz przeprowadzenie prywatyzacji sektora państwowego — tłumaczy Irina Kryłowicz.
Dziś podstawowym problemem, zdaniem ekspertów, a zarazem początkiem końca białoruskiej gospodarki kontrolowanej przez reżim, są kłopoty białoruskiej waluty. Spadek jej wartości nastąpił jeszcze w styczniu i nadal trwa. Narodowy Bank Białorusi próbuje ratować sytuację w tradycyjny dla autorytarnych reżimów sposób, wprowadzając ograniczenia w obrocie walutami oraz ustanawiając kilka różnych kursów waluty. W wyniku tych działań na Białorusi zaczyna brakować walut obcych, bo w obawie przed krachem rubla, Białorusini zaczęli masowo skupować waluty obce, głównie euro, dolary oraz rosyjskie ruble. W wyniku — waluty po prostu zabrakło.
Dziś kantory faktycznie nie prowadzą wymiany. Co gorsza, Białorusini zaczęli masowo wycofywać swoje walutowe wkłady bankowe.
— To jeszcze bardziej pogarsza sytuację na rynku finansowym, a bankom również zaczyna brakować waluty — mówi nam białoruski ekspert gospodarczy. Powagę sytuacji odzwierciedla fakt, że Białorusinom coraz trudniej jest odzyskać wkłady walutowe, bo jak mówi nasza rozmówczyni, właściciele wkładów muszą najpierw złożyć w banku podanie o wycofanie wkładu, ale same pieniądze mogą otrzymać dopiero po kilku dniach i to pod warunkiem, że bank uzbiera potrzebną kwotę w walucie.
Nerwowość na rynku walutowym odzwierciedla fakt, że oficjalny kurs najpopularniejszej na Białorusi amerykańskiej waluty wynosi około 3050 białoruskich rubli. Tymczasem przedsiębiorstwa w rozliczeniach walutowych już liczą nawet po 3800 rubli za dolara. Taka sytuacja bezpośrednio przekłada się na kondycję białoruskiego rynku, bo z powodu drożejącej waluty, drożeje import oraz produkcja, która w kontekście eksportu staje się coraz mniej konkurencyjna. Prowadzi to do kurczenia się gospodarki, a nawet jej stagnacji. Z powodu niejasności na rynku walutowym pod koniec marca białoruskie spółki budowlane wstrzymały import materiałów budowlanych, co już wyhamowuje wiele projektów deweloperskich.
Wczoraj o wstrzymaniu handlu ogłosili dilerzy koncernów samochodowych. Na razie zapowiadają, że sprzedaż samochodów wznowią w pierwszych dniach kwietnia, gdy ustabilizuje się sytuacja na rynku walut.
Narodowy Bank Białorusi próbuje na swój sposób stabilizować sytuację. Zarząd banku ogłosił wczoraj, że w ciągu najbliższych 20-30 dni nie będzie podejmował jakichkolwiek decyzji dotyczących zmian na rynku waluty. Mistyczne 20-30 dni, to okres, w ciągu którego Białoruś spodziewa się otrzymać pierwszą transzę kredytów z Rosji. Moskiewska pożyczka pozwoli na ustabilizowanie płynności finansowej kraju, ale jak na długo? Bo dziś Białoruś potrzebuje około pół miliarda dolarów miesięcznie na obsługę swoich zobowiązań oraz na podtrzymanie bilansu w handlu zagranicznym. Są to ogromne środki, które kraj może pozyskać głównie z kredytów i jak się wydaje, dziś wyłącznie z kredytów rosyjskich.