
Mającą kłopoty z projektem własnej elektrowni jądrowej Litwę w zakłopotania wprowadzają już realizowane podobne projekty w Rosji (obwodzie kaliningradzkim) i Białorusi (okolice Ostrowca).
Problem polega na tym, że obydwa projekty sąsiadów są realizowane w bezpośredniej granicy z naszym krajem. Białoruski projekt szczególnie niepokoi władze w Wilnie, ale nie tylko, że tamtejsza elektrownia powstaje w odległości zaledwie około 50 km od litewskiej stolicy, ale też budzi wiele zastrzeżeń w kwestii bezpieczeństwa. Szczególnie ten problem stał się aktualny, nie tylko zresztą dla Litwy, po katastrofie nuklearnej w Japońskiej elektrowni Fukishima 1. Niepokój budzi fakt, że skoro Japończycy, uzbrojeni w najnowocześniejsze technologie, nie radzą sobie z awarią w Fukishimie, to czy w razie niebezpieczeństwa z podobną awarią poradzą Białorusini. A że takiej awarii nie można wykluczyć — mówią eksperci. Bo, jak podają, wybrana przez Białoruś placówka pod budowę elektrowni leży w najbardziej zagrożonej sejsmicznie strefie w tym regionie. Eksperci podają też, że w tych okolicach już dochodziło do niegroźnych wstrząsów skorupy ziemskiej, ale były też poważne wstrząsy. Największy w historii Białorusi miał miejsce w 1907 roku. Wtedy okolice dzisiejszego placu budowy elektrowni nawiedziło trzęsienie o sile 7 stopni w skali Richtera.
Mantas Juška, inżynier ochrony środowiska z Kłajpedy, z ubolewaniem zauważa, że musiała wydarzyć się tak straszna tragedia w Japonii, żeby społeczeństwo, jak też niektórzy politycy zmieniliby swoje zdanie wobec perspektywy projektów jądrowych na Białorusi, w Kaliningradzie, ale też na Litwie.
Przed rokiem inżynier z Kłajpedy, wtedy jeszcze jako student ostatniego roku, przygotował petycję do władz Litwy przeciwko projektom energetycznym planowanym w sąsiedztwie z Litwą.
Apelował do Ministerstwa Ochrony Środowiska o przeciwdziałania tym planom. Wtedy ani władze, ani też społeczeństwo specjalnie aktywnie nie poparło petycji studenta. Pod dokumentem w internecie podpis złożyło wtedy nieco ponad 20 tys. osób. Dziś, gdy po wydarzeniach w Japonii organizacje proekologiczne poprosiły Juškę o ponowną aktywację petycji, pod nią dziennie podpisuje się po ponad 2 tys. osób.
— Niestety, ale należy konstatować, że dopiero tragedia w Japonii uświadomiła nam o zagrożeniu, jakie niesie energetyka jądrowa — mówi w rozmowie z „Kurierem” Mantas Juška. Wyraża też nadzieję, że władze Litwy, za przykładem rządów zachodnich, nie tylko będą sprzeciwiały się realizacji planów jądrowych na Białorusi i w bałtyckiej enklawie rosyjskiej, ale też zaniechają u siebie budowy atomowego monstrum.
Podobnego stanowiska od władz naszego kraju oczekuje też społeczeństwo. Bo jak wynika z przeprowadzonych na początku kwietnia przez instytut Prime Consulting (wyniki badań opublikował tygodnik „Veidas”), po awarii w Japonii na Litwie czterokrotnie zmniejszyła się liczba osób popierających budowę w kraju nowej elektrowni atomowej. Jedynie 10,6 proc. respondentów opowiedziało się za kontynuacją nuklearnych planów Litwy. Przeciwników tej budowy było natomiast aż 88,2 proc. Aczkolwiek jeszcze w styczniu tego roku zwolenników i przeciwników nowej elektrowni było prawie po równo — odpowiednio 44,2 i 47,4 proc.
Tymczasem eksperci oceniają, że to nie z powodu tragedii w Japonii Litwa nie będzie miała swojej elektrowni jądrowej. Negatywna opinia publiczna w tej sprawie będzie jedynie pretekstem do wycofania oficjalnego Wilna z planów energetyki jądrowej.
— Powody są bardziej banalne. To nadzwyczaj wysoka cena projektu, która obecnie, po wydarzeniach w Japonii, jeszcze bardziej wzrośnie oraz brak inwestora strategicznego — powiedział były szef zamkniętej elektrowni w Ignalinie, Wiktor Szewałdin.
Budowa nowej siłowni atomowej w miejsce zamkniętej ma (miała?) być wspólnym projektem Litwy, Polski, Łotwy i Estonii. Koszta realizacji projektu szacowane są na 7 do 10 mld, zaś pierwszy z dwóch planowanych reaktorów ma być wybudowany do 2018 roku.
W przetargu na budowę litewskiej elektrowni uczestniczyło tylko jedno konsorcjum — Korea Electric Corp., które w grudniu wycofało się z przetargu. Obecnie, rzekomo, trwają indywidualne negocjacje z potencjalnymi inwestorami, ale jak uważa Szewałdin, inwestorzy dali wyraźny sygnał, że litewski projekt nie ma sensu. Jego zdaniem, w regionie jest duża konkurencja, a zapowiadane budowy siłowni w obwodzie kaliningradzkim i na Białorusi jeszcze bardziej tę konkurencję zwiększają.
Z upadku planów budowy elektrowni na Litwie cieszą się przeciwnicy tych planów oraz organizacje proekologiczne. Wyrażają też nadzieję, że teraz władze Litwy będą mogły skupić się na przeciwdziałaniu planom białoruskim i rosyjskim, które dla Litwy stanowią nie mniejsze, jeśli nie większe zagrożenie, niż budowa elektrowni Ignalina-2.
Tymczasem, ani Rosjanie, ani Białorusini, wydaje się nie zamierzają rezygnować ze swoich zamiarów, o czym świadczy chociażby ekspresowe tempo przygotowań placów budowy pod przyszłe elektrownie w okolicach Ostrowca na Białorusi oraz na rosyjsko-litewskiej granicy w obwodzie kaliningradzkim.