
„Neonazizm, zarówno, jak i jakikolwiek lewicowy skrajny „-izm” jest równie niebezpieczny i nie może być tolerowany. Żaden kraj, w tym też Litwa, nie mogą pozwolić na istnienie takich ekstremistycznych ruchów, żeby zagrażały one człowiekowi i całemu społeczeństwu” — powiedziała we wtorek prezydent Dalia Grybauskaitė przed ambasadą Norwegii w Wilnie. Wcześniej w placówce dyplomatycznej prezydent wpisała się do księgi kondolencyjnej.
— Wyrazy współczucia, a zarazem życzenie skupienia się. Trudno nawet mówić, gdyż nie sposób pojąć tej tragedii. Co najważniejsze, że nie musiało dojść do tego i takich rzeczy nie musi być w Europie — powiedziała po złożeniu kondolencji prezydent Grybauskaitė. Jej zdaniem, to co wydarzyło się w Norwegii, jest złym znakiem, że Europa, w tym też Litwa, nie są tak bezpieczne, jak dotąd sądzono.
— Nasze służby specjalne powinny zwrócić szczególną uwagę na cyberprzestrzeń, to właśnie tam, a nie na ulicy, mają początek takie rzeczy — zauważyła prezydent Dalia Grybauskaitė.
Tymczasem litewskie służby specjalne twierdzą, że dziś nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju ze strony organizacji lub poszczególnych osób deklarujących ekstremistyczne poglądy.
„W zakresie swoich kompetencji DBN monitoruje działalność na Litwie ekstremistycznych organizacji i poszczególnych osób. Ostatnio DBN odnotowuje wzrost kontaktów poszczególnych osób o skrajnych poglądach z ekstremistycznymi organizacjami i siłami w Europie” — czytamy w oświadczeniu Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego (DBN), które służby wydały w związku z tragedią w Norwegii. Służby specjalne nie chciały natomiast komentować tzw. wątku litewskiego w manifeście Andersa Behringa Breivika, który, sprawca zamachu bombowego w Oslo i rzezi w obozie młodzieżówki norweskiej Partii Pracy na wyspie Utoya, zamieścił w Internecie na kilka godzin przed dokonaniem zbrodni.
Litewskie służby specjalne przyznały, że „aktywnie współpracują” z norweskim śledztwem, szczególnie w zakresie wątków dotyczących Litwy. Motywując tym, że ujawnienie jakiejkolwiek informacji może zaszkodzić prowadzonemu w Norwegii dochodzeniu, DBN odmówił podawania do wiadomości publicznej szczegółów współpracy z Norwegami oraz wątków litewskich.
Tymczasem coraz to kolejne państwa informują o prowadzonych u siebie śledztwach w sprawie wątków krajowych zawartych w tzw. manifeście „rzeźnika” z wyspy Utoya, gdzie według najnowszych danych, z rąk Breivika zginęło 68 osób, a nie 86 jak było podawane wcześniej. Brytyjski Scotland Yard prowadzi śledztwo w sprawie ewentualnej działalności w Wielkiej Brytanii grupy ekstremistycznej, która według pamiętników Breivika stoi na czele walki z islamizacją Europy.
Podobny zakres obejmuje śledztwo prowadzone w Belgii, gdzie zamachowiec z Norwegii snuł plany zamachów terrorystycznych, między innymi na tamtejsze elektrownie atomowe.
Aktywnych działań w ramach współpracy z norweskim śledztwem podjęły się polskie służby specjalne. W niedzielę przesłuchały właściciela sklepu internetowego z Wrocławia, w którym Breivik kupił on-line materiały chemiczne, a które potem wykorzystał do produkcji bomby zdetonowanej 22 lipca w rządowej dzielnicy Oslo. Również czescy funkcjonariusze weryfikują informację z pobytu Norwega w Pradze, gdzie zamachowiec próbował nabyć broń, między innymi „kałasznikowa”.
Tymczasem nic na razie nie wiadomo o czasie i celu podróży Breivika na Litwie, skąd podobno pochodziła jego była dziewczyna. Nic nie wiadomo też o samej dziewczynie, która — jak sugerują norweskie media — mogła być „Rosjanką z Litwy”, które to norweskie pojęcie może oznaczać słowiańskie, w tym też polskie pochodzenie litewskiej koleżanki Breivika. Litewskie służby specjalne nie chcą podawać żadnych informacji, co nie wyklucza też możliwości, że takich informacji po prostu nie mają, podobnie jak nie mają informacji na temat „zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju ze strony organizacji lub poszczególnych osób deklarujących ekstremistyczne poglądy”.
Z kolei poniedziałkowe media litewskie aż roiły się od informacji, że skrajnie nacjonalistyczne organizacje nie tylko swobodnie działają na Litwie, ale też w strukturach mundurowych, a głównie w wojsku. Działacze litewskiej bojówki antyfaszystowskiej „Antifa” zebrali z Internetu i rozpowszechnili szereg zdjęć mundurowych działaczy skrajnie nacjonalistycznych organizacji, którzy co roku maszerują ulicami Wilna, skandując „Litwa dla Litwinów”, „Juden raus” i inne faszystowskie oraz ksenofobiczne hasła. Ministerstwo Obrony Kraju wydało w poniedziałek oświadczenie, w którym odcina się od ekstremistycznych działaczy i zapewnia, że w wojsku nie ma takich osób, co ma wynikać z faktu, jak tłumaczy dowódca Wojsk Lądowych, generał Jonas Vytautas Žukas, że instytucje praworządności do tej pory nie przedstawiły żadnej informacji o nielegalnej działalności wojskowych.
W oświadczeniu MOKu mówi się też, że wojskowi uczestniczący w marcowych przemarszach nacjonalistów nie naruszają prawa ani dyscypliny wojskowej, bo przemarsze te są organizowane za pozwoleniem władz, czyli są legalne, a poza tym robią to poza służbą. Tymczasem ministerstwo nijak nie odnosi się do upublicznionych w mediach zdjęć i nagrań wideo, na których wojskowi „po cywilu” paradują z tatuażami swastyki, czy też ze wzniesioną w powitaniu nazistowskim ręką i skandują nazistowskie i ksenofobiczne hasła. Ministerstwo nie odnosi się też do faktu, że przemarsze nacjonalistów, w których uczestniczyli wojskowi, wcale nie odbywają się pokojowo (jeden z ich uczestników zaatakował protestujących przeciwko marszu neonazistów, za co został ukarany administracyjnie), a maszerujący neofaszyści są uzbrojeni w pałki teleskopowe, z którymi nawet nie próbują kryć się przed policją.