
Minuty, a właściwie godziny zgrozy przeżyły siostry Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego prowadzące Wileńskie Hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćko przy ulicy Rossa. A wszystko za sprawą znalezionej tu bomby z czasów II wojny światowej. Niewypał znaleźli budowlańcy pracujący przy remoncie hospicjum.
— Otrzymaliśmy pozwolenie na wycięcie niepotrzebnych drzew wzdłuż ulicy, gdzie według planu ma być ogrodzenie. Właśnie to tam znaleziono tę bombę — opowiedziała „Kurierowi” siostra Michaela ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego.
Pracujący przy remoncie hospicjum opowiedzieli nam, że bomba wypadła spod korzeni jednego z wykarczowanych drzew.

O sytuacji natychmiast zostały poinformowane służby ratunkowe oraz saperzy. Pracownicy wstrzymali prace, a z budynku ewakuowano ludzi. Jak poinformowała nas siostra Michaela, zanim trwa remont, w hospicjum nie ma pensjonariuszy, więc ewakuacja objęła tylko pracujących tu robotników oraz siostry. Niemniej musieli oni ponad dwie godziny czekać na ulicy na przybycie saperów, bo o ile służby ratunkowe — straż pożarna, policja i pogotowie — na miejsce przybyły natychmiast, to wojskowi dojechali dopiero po dwóch godzinach od zawiadomienia. Jak wyjaśnili nam saperzy, przyczyną zwłoki jest zwykłe niezgranie informacyjne jednostek, bo najpierw informacja trafia do ogólnej służby, która dopiero informuje poszczególne oddziały. Jednak już po przybyciu saperzy uporali się z sytuacją dosyć szybko. Ustalili na miejscu, że bomba to granat moździerzowy.
— Niewypał pochodzi z okresu II wojny światowej i zalicza się do bardzo niebezpiecznych — poinformowali „Kurier”saperzy.
Granat postanowiono wywieźć z miasta, bo zdetonowanie jego w centrum miasta nie wchodziło w rachubę. Niewypał załadowano na samochód transportowy i w asyście służb ratunkowych i policji wywieziono do żwirowni w podwileńskich Pogirach, gdzie i został zdetonowany.