
Część bazaru w Gariūnai spłonęła doszczętnie. Prawie 100 kupców handlujących w jednym z hangarów, który strawił ogień, straciło nie tylko cały towar, ale faktycznie swój dorobek całego życia.
— Ludzie są w szoku, bo dla wielu to tragedia życia. Oni po prostu nie wiedzą, co teraz mają począć, bo dla wielu to katastrofa — opowiada „Kurierowi” Walentin Perematko, jeden z kupców handlujących w Gariūnai. Jak tłumaczy nam, na bazarze spłonął jeden z kilku niedawno postawionych hangarów z pawilonami handlowymi.

— Handlowano tam głównie sprzętem elektrycznym, farbami, lakierami oraz sprzętem wędkarskim. Wszystko spaliło się — wyjaśnia nam inny kupiec, Aleksander, który zastrzega swoje nazwisko do wiadomości redakcji.
Kupcy z Gariūnai mówią nam, że na razie nikt nie mówi o ewentualnych przyczynach pożaru. Podstawowa wersja, jaka krąży w mediach oraz wśród handlowców, to zwarcie instalacji elektrycznej. Ale niektórzy w to nie wierzą i nie wykluczają podpalenia.
— Był to jeden z kilku nowych hangarów, więc trudno uwierzyć, że mogła nawalić tam instalacja. Tym bardziej, że na dworze jest lato, więc na pewno nikt nie korzystał tam z grzejników czy innych urządzeń elektrycznych — wyjaśnia nam Aleksander.

Jak wynika z ustaleń straży pożarnej, pożar wybuchł we wtorek wieczorem, około godziny 22.00. Po półtorej godziny ogień został zlokalizowany, strażacy odcięli też płomienie od stojącego obok innego hangaru, który został uszkodzony nieznacznie. Podczas gaszenia pożaru strażacy musieli zmagać się nie tylko z żywiołem płomieni, ale też ludzkim, bo na wieść o pożarze w Gariūnai kupcy przyjechali tu, żeby ratować swój towar. Na szczęście policji udało się powstrzymywać kupców, więc nie doszło do tragedii. Około 2.00 w nocy ogień został faktycznie ugaszony, bo jak mówi nam kupiec Aleksander, dym, a także płomienie ognia dogaszano jeszcze o 5-ej nad ranem, kiedy na bazar wrócili handlujący.

Poszkodowani w pożarze kupcy mają pretensje nie tylko do przewrotności losu, bo nikt z nich nie miał ubezpieczonego towaru, ale też strażaków. Jak opowiadają, chociaż pierwsze dwa wozy strażackie dosyć szybko przybyły na miejsce pożaru, ale okazało się, że mają jakieś problemy z wodą, toteż do pełnowymiarowej akcji gaśniczej przystąpili prawie po godzinie od wybuchu pożaru, kiedy ogień już szalał na całego. O potędze rozjuszonego pożaru świadczą nie tylko doszczętnie spalony towar kupców, ale też zdeformowane potężne metalowe konstrukcje hangaru oraz metalowe poszycie pawilonów. Gaszenie pożaru utrudniało też to, że płonęły materiały łatwopalne, jak farby i lakiery oraz wybuchowe, jak aerozole oraz butle.

Na razie trudno jest oszacować straty, ale jak mówią kupcy, handlujący mieli w pawilonach towaru co najmniej na kilkadziesiąt tysięcy litów, a w przypadku drogiego towaru, jak na przykład dywany, czy też sprzęt gospodarczy — nawet na kilkaset tysięcy litów.
Jak wynika z ustaleń komisji badającej przyczyny pożaru, do zapalenia doszło przed godziną 22.00 w północnej części jednego z hangarów z pawilonami handlowymi. Ogień zaczął rozpowszechniać się w kierunku południowym oraz zagrażał stojącym obok hangarom i pawilonom handlowym. Przyczyny pożaru są ustalane.

Bazar w Gariūnai często jest nazywany największym targowiskiem nie tylko na Litwie, ale też na Wschód od Bugu. Przed paru laty jedna z polskich firm wybudowała tu kilka hangarów z poszyciem plandekowym, które nakryły rzędy pawilonów handlowych. Powierzchnia jednego hangaru wynosi około 3 tys. m2. Pod plandeką znajduje się około 80 pawilonów handlowych stojących w dwóch szeregach. Hangary i pawilony należą do spółki „Jurgenda” administrującej część bazaru w Gariūnai. Handlujący tu kupcy wynajmowali od spółki pawilony handlowe, gdzie również magazynowali cały swój towar. Cena wynajmu jednego pawilonu wynosi około 500 litów miesięcznie.
Jak informują strażacy, pożar właśnie prawie doszczętnie strawił jeden z takich hangarów z metalowymi pawilonami handlowymi w środku. Przed ogniem uratowano zaledwie kilka pawilonów we wschodniej części hangaru. Ale dla kupców jest to słabe pocieszenie, bo jak mówią, co nie strawił ogień, to zabrała woda podczas akcji przeciwpożarowej.