Nowy rok w polityce zagranicznej Litwy rozpoczął się od zmasowanego ataku, jaki litewscy politycy przypuścili w mediach na Polskę i Polaków.
Chociaż jeszcze we wrześniu ubiegłego roku, po wypowiedzi prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego o przysłowiowej „litewskiej kozie, która nie przyjdzie do żadnego wozu”, patriarcha rządzących konserwatystów, europoseł prof. Vytautas Landsbergis, apelował, aby litewska retoryka w odpowiedzi była zrównoważona i dyplomatyczna. Ale własnie od Landsbergisa zaczęły się niewybredne ataki na Polskę i Polaków.
„Sądzę, że trzeba cierpliwie przeczekać i nie odpowiadać w podobnym stylu, bo kierując się grzecznością i dyplomacją Litwa może przygasić płomienie tego konfliktu” — mówił we wrześniu Vytautas Landsbergis. Ale już w listopadzie, w wywiadzie dla „Dziennika Toruńskiego Nowości”, profesor w niewybredny sposób zarzucał litewskim Polakom działania na korzyść Rosji i sugerował, że gdyby nie Unia i NATO, to Polska chciałaby za przykładem Piłsudskiego znowu najechać Wilno. Landsbergis zarzucił też Armii Krajowej „ludobójstwo” dokonane względem Litwy, twierdząc, że chce tylko „wyprostować myślenie” o AK i powiedzieć o niej „prawdę”.
„Zrozumcie, że AK na Litwie to nie ta sama co w Polsce walcząca z Niemcami. Przykład. »Łupaszka«, ludobójca z Dubinek. A jest bohaterem Polski. (…) Nie jest to przyjemne dla mnie, że to mogę Polakom wytykać. Chodzi o to, by wyprostować myślenie, nawet co do AK, chodzi o prawdę” — powiedział Landsbergis dla toruńskiej gazety.
Ten wywiad został przetłumaczony na litewski i przed Nowym Rokiem został opublikowany w największym litewskim portalu DELFI. Zapoczątkował on kolejne agresywne wypowiedzi litewskich polityków, w tym też samego Landsbergisa, który w wywiadzie dla styczniowego wydania litewskiego czasopisma „IQ” otwarcie zarzucił Polsce, że budując swoją politykę zagraniczną z sąsiadami, bierze przykład z Rosji.
„Jeżeli (Polska) uczy się być wielką na wzór Rosji, to chyba nie jest to dobra droga. Być może będzie postrachem dla mniejszych sąsiadów, ale nie będzie szanowana” — powiedział dla „IQ” Vytautas Landsbergis. Ubolewał też, że „polskie władze polityczne obrały właśnie taką drogę”.
Z kolei minister spraw zagranicznych Litwy, Audronius Ažubalis, w tym samym wydaniu zarzuca Polsce, że chce być wobec Litwy „starszym bratem” i polskie naciski na Litwę porównuje nie tylko z rosyjskimi, ale nawet z presją Związku Radzieckiego.
„Skoro się to nie udało Związkowi Radzieckiemu, Rosji — nikomu się nie uda. Jesteśmy wiekowym państwem, mamy głębokie tradycje państwowości, więc (…) na pewno nie pójdziemy na żadne nieuzasadnione ustępstwa” — oświadczył Ažubalis. Powiedział też, że Litwa nie potrzebuje „starszego brata”.
Tymczasem wczoraj Polskę zaatakował uważany dotąd za zrównoważonego polityka i nawet przyjaciela Polski i Polaków, wicemarszałek od opozycyjnej Partii Socjaldemokratów Česlovas Juršėnas. Jego zdaniem, Polska jest niewdzięcznym partnerem strategicznym i chce „wleźć na głowę” Litwie. Zaznacza przy tym, że mimo takiego zachowania Polski, Litwa „wyrozumiale” nie skorzystała, mimo że mogła, z możliwości zablokowania niektórych polskich inicjatyw na arenie międzynarodowej.
„Gdybyśmy byli paskudni, to moglibyśmy zawetować niektóre sprawy, ale tego nie robimy. Odwrotnie, my działamy właśnie wspólnie i nie raz to udowodniliśmy, iż mimo że jesteśmy maluścy, działając wspólnie, mamy pewną wagę, toteż wielcy muszą nas usłuchać. W tym jest nasz wspólny interes i partnerstwo strategiczne, ale mimo że jestem bardzo cierpliwy, to dłużej nie mogę tego znosić. Powiem obrazowo, że chcą nam wleźć na głowę” — powiedział w wywiadzie dla rozgłośni „Žinių radijas” Juršėnas.
Odpowiadając na polską krytykę sytuacji oświatowej polskiej mniejszości na Litwie, zarzucił Polsce, że sama dyskryminuje u siebie litewską oświatę.
„Sedno sprawy w tym, że nasi towarzysze Polacy — w moim przekonaniu — chcą nas pouczać i żądają od nas tego, czego być może nie zrobiliśmy i to trzeba przyznać albo gdzie wystarczająco zrobiliśmy, ale oni widzą to inaczej. Tymczasem oni nie mówią prawie albo wcale o sytuacji oświaty litewskiej mniejszości w Polsce. I to jest zasadnicze pytanie (…)” — powiedział Česlovas Juršėnas.
Również jego partyjny kolega, były minister spraw zagranicznych Litwy, Povilasa Gylys, uważa, że krytyka ze strony Polski, nawet jeśli jest czasami uzasadniona, jest przesadna i Polska za to musi Litwę przeprosić.
„Być może, my, Litwini, rzeczywiście nie wszystko na sto procent zrobiliśmy, być może faktycznie mamy o czym poradzić się z polską mniejszością. Ale najważniejszym warunkiem rozpoczęcia takiej rozmowy, to byłoby publiczne przyznanie, że Litwa jest państwem suwerennym, że ona nie jest pod protektoratem Polski. (…) Sądzę, że nastał czas, żeby przywódcy Polski, ocknąwszy się już po wyborach, mieli odwagę przeprosić Litwę za tę przesadną i niezrównoważoną wojnę informacyjną, którą oni rozpoczęła przeciwko Litwie na arenie międzynarodowej”.
Tymczasem, zdaniem niektórych obserwatorów, ostre i przesadne w treści wypowiedzi litewskich polityków przeciwko Polsce, świadczą o tym, że w relacjach z Polską litewska strona znalazła się w ślepej uliczce i nie wie, jak z tej sytuacji wyjść.
— Strona litewska nie wie jak bronić swoich interesów, dlatego tymi wypowiedziami i oświadczeniami próbuje maskować tę swoją nieudolność — mówi w rozmowie z „Kurierem” politolog prof. Raimundas Lopata. Uważa też, że zarzuty pod adresem Polski o jej zbliżeniu się z Rosją są bezpodstawne. Zdaniem Lopaty, w tej sytuacji Polska wyłącznie dba o swoje interesy i robi to adekwatnie.