Mimo zimowej kanikuły w parlamencie i wciąż jeszcze zimowej aury, w Sejmie od kilku tygodni utrzymuje się gorąca atmosfera. A wszystko z powodu pracy dwóch parlamentarnych komisji, które badają okoliczności zwolnienia dyrektorów Służby ds. Badań Przestępstw Finansowych oraz sprawę nacjonalizacji, a następnie bankructwa banku „Snoras”.
Jak już informowaliśmy wcześniej, Antykorupcyjna Komisja, która badała sprawę SBPF, skończyła już swoją pracę i w ubiegły piątek przyjęła swój wniosek druzgocący dla Prokuratury Generalnej, Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego, prezydent Dali Grybauskaitė, rządu, a przede wszystkim dla ministra spraw wewnętrznych Raimundasa Palaitisa.
O jego dalszym losie w poniedziałek ma zadecydować prezydent Grybauskaitė. Na jej ręce premier Andrius Kubilius złożył bowiem wniosek o odwołanie ministra ze stanowiska.
Tymczasem wczoraj pracę kontynuowała komisja śledcza, którą Sejm powołał w styczniu br. do zbadania okoliczności nacjonalizacji „Snorasu” i zaniedbań w systemie finansowym.
Mimo że obydwie komisje łączy sprawa banku (zwolnienia szefów SBPF dotyczyło przecieku w sprawie przejęcia banku), to pierwsza jest określana jako pro-konserwatywna, komisja zaś śledcza jest uważana za anty-konserwatywną, bo kontrolowaną przez opozycję. Oczekuje się więc, że wnioski komisji śledczej będą szczególnie nieprzychylne dla partii rządzącej Związku Ojczyzny-Chrześcijańscy Demokraci Litwy.
Tymczasem konserwatywny poseł Naglis Puteikis, który jest członkiem Komisji Antykorupcyjnej, jest przekonany, że wniosek komisji śledczej nie będzie — podobnie jak wniosek jego komisji — podyktowany względami politycznymi, lecz wyda obiektywną ocenę sytuacji i odpowie na postawione przed śledztwem pytania.
— Jeśli ustalenia komisji śledczej ws. „Snorasu” będą nieprzychylne również dla naszej partii, to konserwatyści będą również musieli przyjąć odpowiedzialność na siebie — mówi konserwatywny poseł.
— Praca i wniosek naszej Komisji Antykorupcyjnej oraz, mam nadzieję, obiektywne ustalenia komisji śledczej, który przewodzi poseł Valentinas Mazuronis z opozycji, świadczy, że nasz parlament europeizuje się, zbliża się do europejskich standardów, gdzie rzeczą niepisaną, ale naturalną jest, jak w Szwecji na przykład, że koalicja rządząca oddaje w ręce opozycji wszystkie instytucje nadzoru — zauważa poseł Puteikis.
Konserwatysta liczy też na to, że komisja śledcza Mazuronisa nie będzie pracowała pod presją, czego doświadczyła Komisja Antykorupcyjna. Jego zdaniem, ogromne znaczenie ma też rozgłos medialny o naciskach na Komisję Antykorupcyjną.
— Nagłośnienie sprawy nacisków na naszą komisję na pewno powstrzyma ewentualne naciski na komisję śledczą — mówi poseł Puteikis.
W pracy dwóch komisji jest jednak pewna zasadnicza różnica, ponieważ przesłuchiwani na komisji śledczej są zobligowani do stawienia się przed komisją i mówienia prawdy odpowiadając na pytania komisji, tymczasem Komisja Antykorupcyjna podobnymi uprawnieniami nie dysponowała. Zdaniem prawników, wniosek Komisji nie ma też mocy prawnej i jest tylko dokumentem doradczym, gdy tymczasem wniosek komisji śledczej zatwierdzony przez Sejm będzie miał charakter obligatoryjny i nie wyklucza się też, że zaważy o dalszych losach obecnej koalicji rządzącej. Zanim to jednak nastąpi, już teraz spekuluje się, czy obecna koalicja przetrwa po poniedziałkowej ewentualnej decyzji prezydent w sprawie Palaitisa oraz o samej decyzji, jaką możliwie podejmie prezydent. Odwołanie Palaitisa groziłoby wycofaniem się z koalicji rządzącej Związku Liberałów i Centrum, który zawzięcie broni swego ministra. A to mogłoby spowodować upadek całego rządu. Ale niekoniecznie, bo gdy jedne ugrupowania opozycyjne dziś dogadują się już o przejęciu władzy, inne — Partia Pracy — oświadcza, że będzie wspierała mniejszościowy rząd centroprawicy po ewentualnym wycofaniu się z niego liberalnych centrystów.