Rozpoczynamy cykl reportaży o działalności i życiu naszych wileńskich parafii. Nie będzie to historia kościołów, bo ta raczej jest dla wielu z nas dobrze znana. Tym razem naszych Czytelników chcemy zapoznać z dniem dzisiejszym poszczególnych parafii.
W wielu parafiach dużo ciekawych rzeczy się dzieje. Działają kółka i grupy nie tylko modlitewne, ale także spotkania pomagające wyjść z konkretnych nałogów (alkohol, narkotyki), spotkania rodzinne, podczas których księża i psycholodzy pomagają w trudnych chwilach kryzysu rodzinnego. Przy naszych kościołach działa też wiele kółek i grup młodzieżowych o konkretnych zainteresowaniach. Parafialny „Caritas” karmi bezdomnych i biednych, opiekuje się dziećmi z rodzin asocjalnych itp. Celem tego rodzaju publikacji będzie bliższe zapoznanie Czytelników z pracą w parafiach. Mamy też cichą nadzieję, że niektórzy skorzystają z tego rodzaju informacji i będzie ona im pomocna w trudnych sytuacjach życiowych.
Zacznij od Kalwarii Wileńskiej
Cykl rozpoczynamy od Kalwarii Wileńskiej właśnie dlatego, że jest to trochę nietypowa parafia, do której należą wierni zarówno z miasta, jak i ze wsi. Tak się złożyło, że w dużej mierze parafię tworzą mieszkańcy Werkowskiego Parku Narodowego. Nieprzypadkowo więc odwiedziliśmy wieloletniego duszpasterza tej parafii ks. Virginijusa Česnulevičiusa, który już od 10 lat pełni tu swoją posługę (3 lata jako wikary i 7 jako proboszcz).
O wyburzeniu Kalwarii w 1963 roku już wielokrotnie pisaliśmy. Naocznych świadków tych wydarzeń już tylko na palcach można policzyć. Nic więc dziwnego, że miejscowy proboszcz zna te fakty raczej z opowiadań parafian. Nie był też obecny przy jej odbudowie. Z opowiadań jednak wiele słyszał i chyba dlatego o parafianach swoich wyraża się z pełnym szacunkiem, miłością i podziwem dla ich ofiarności w tych trudnym latach.
— Tego się nie da ani wymierzyć, ani wyważyć. Ktoś może dał duże pieniądze na odbudowę Kalwarii, ktoś dużo przy niej pracował, a ktoś inny nieustanną modlitwą i ofiarowaniem swego cierpienia wniósł o wiele większy wkład w to Wielkie Dzieło. Dlatego nie nam, ludziom, wydawać sądy, kto tu jest bardziej zasłużony. Te sprawy do Boga należą, bo wszak jest powiedziane, że wdowa, która oddała na ofiarę swój ostatni grosz, ofiarowała najwięcej — mówi ks. proboszcz.
I chyba nie można z tym się nie zgodzić, bo tak naprawdę jest „większy” ten, kto jest „mniejszy”.
Wileńską Kalwarię ks. Virginijus ocenia jako dobrą, lecz nieco specyficzną, bo jest to poniekąd pomieszanie parafii wiejskiej (gdzie wielu się ze sobą zna i chętnie uczestniczy w każdym dziele parafialnym) z parafią miejską, gdzie ludzie mniej się ze sobą znają i są mniej aktywni w życiu parafii. Ks. Virginijus zawsze marzył o parafii, gdzie by była szkoła, bo gdzie szkoła, tam młodzież, a skoro młodzież, to przyszłość wzrostu chrześcijaństwa. Jak sam mówi, w jakiejkolwiek parafii pracował, wraz ze swoimi wiernymi zawsze dojrzewał jako kapłan, z każdą chwilą coraz bardziej pojmując, że powinien jak najlepiej służyć ludziom, gdyż jaki jest kapłan, taka jest parafia.
— W trudnych momentach moją łodzią ratunkową najpierw zawsze jest Duch Święty, a następnie moi parafianie i gdziekolwiek spotkani ludzie. Wszak parafię i Kościół tworzą nie tylko biskupi, czy księża, a wszyscy ludzie. Musimy się więc wzajemnie miłować, pomagać, wspierać. Kościół powinien być jednym mocnym ogniwem, ale ogniwo tylko wtedy będzie mocne, jeśli o nie będziemy dbać — kontynuuje swoją myśl ks. Virginijus.
A co się aktualnie dziś dzieje w Kalwarii? Sporo. Na terenie parafii mieszka około 90 tysięcy wiernych, jest ponad 10 szkół. Są szpitale, domy starców. Działają tu chóry młodzieżowe, chór osób starszych, grupy modlitewne, kółka żywego różańca, katecheci oraz nauczyciele religii pracujący w szkołach, które są na terenie parafii. Przy kościele od ponad 10 lat bardzo aktywnie działa „Caritas” (karmi bezdomnych, biednych, opiekuje się dziećmi z rodzin asocjalnych itp.).
Działają Siostry od Aniołów oraz siostry Córki Serca Maryi
Na terenie parafii działają dwa klasztory sióstr zakonnych. Są to Siostry od Aniołów (przygotowują dzieci do Pierwszej Komunii, wykładają religię w szkołach) oraz siostry Córki Serca Maryi, które posługują w kościele, prowadzą grupy modlitewne i księża tym opiekują się.
Aktywna jest młodzież, która często przewodniczy różnego rodzaju uroczystościom parafialnym. Młodzież od lat w tutejszych kapłanach odnajduje nie tylko dobrych duszpasterzy, ale też sprawdzonych przyjaciół w każdej sytuacji.
— Od ponad 50 lat posługuję w Kalwarii. Uczyłam dzieci katechizmu, sprzątałam kościół, upiększałam ołtarze i nadal w miarę moich sił pomagam. Byłam świadkiem wyburzenia kaplic, dlatego Kalwaria jest dla mnie niezwykle droga — mówi siostra Teresa z zakonu Córek Serca Maryi.
Tutejsi księża sporo uwagi udzielają dzieciom po Pierwszej Komunii, żeby jakoś je nie rozproszyć. Jednych zachęcają do chóru, innych do posługi ministrantów. Ci ostatni czasem ledwo się mieszczą przy ołtarzu. Generalnie są to młodzi ludzie, którzy mają już dobry, a nawet mocny fundament religijny, którzy sami prowadzą niektóre skupienia modlitewne, organizują pielgrzymki, imprezy rozrywkowe itp.
Niestety, są miejscowości zbyt odległe i tam wierni jeżdżą do innych kościołów (bliższych) i stąd słabo uczestniczą w życiu swojej parafii. Czasem księża chcieliby widzieć więcej inicjatywy, pomysłów na większe scementowanie wspólnoty.
— Gdy tak obserwuję swoich wiernych, to widzę, że nie wszyscy zdają sobie dokładnie sprawę z tego, dlaczego i po co przychodzą do kościoła, czasem nie umieją się w nim nawet zachować. Często po prostu odmawiają takie lub inne modlitwy, ale tylko mechanicznie, nie angażując się w modlitwę sercem, praktycznie nie uczestnicząc we Mszy św. Myślę, że właśnie w tym roku, Roku Wiary, musimy wszyscy wspólnie bardziej skoncentrować na wierze niż na tradycji, choć tę należy pielęgnować — sugeruje ks. Virginijus.
I dodaje na zakończenie: „Jeśli pamiętamy z Pisma Świętego, kiedy uczniowie napomknęli Panu Jezusowi, gdy On nauczał tłumy, że ludzie są głodni, wówczas Jezus im powiedział: „Wy dajcie im jeść”. Tak, to my, wierzący, powinniśmy dać innym jeść i niekoniecznie kawałek chleba, a często strawy duchowej, do brego słowa, uśmiechu. Postanówmy w tym Roku Wiary my wszyscy codziennie zrobić jakiś drobny, mały uczynek. Wówczas będą silniejsze nasze rodziny, my sami, społeczeństwo i nasza wiara, nasze ogniwo będzie mocne, a Rok Wiary wyda swój owoc”.
Julitta Tryk