
W ziemi litewskiej na głębokości od pół do kilku kilometrów w skałach łupkowych może kryć się do 120 mld metrów sześciennych gazu ziemnego.
Biorąc pod uwagę, że kraj nasz zużywa rocznie nieco ponad 3 mld m3 tego surowca (połowa trafia do zakładów chemicznych w Janowie), to jego wydobycie z łupków zaspokajałoby potrzeby na 30-50 lat do przodu. A najważniejszą perspektywą wynikającą z ewentualnej eksploatacji rodzimych złóż gazu jest energetyczna niezależność od rosyjskich dostaw „Gazpromu”.
Jest to dziś jedyny dostawca gazu na Litwę, a więc i cena, jaką płacimy za usługi monopolisty — grubo około 500 USD za 1 000 m3 — jest jedyna taka, czyli najwyższa w całej Europie. Znacznie bogatsi Niemcy, na przykład, płacą „Gazpromowi” około 450 USD za 1 000 m3 gazu. Ale Niemcy też sprowadzają z Rosji zaledwie około połowy potrzebnego im surowca, gdy tymczasem Litwa kupuje w Rosji całe 100 proc. Drugim unijnym krajem całkowicie uzależnionym od rosyjskich dostaw jest Bułgaria, ale znacznie większy od Litwy kraj potrzebuje rocznie zaledwie 2,8 mld m3 gazu. Co więcej, Bułgarzy ostatnio dostali od „Gazpromu” 20-procentowy bonus cenowy. Złośliwi twierdzą, że ta obniżka ceny jest swoistą zapłatą rosyjskiego monopolisty za zrezygnowanie Bułgarów z planów wydobycia u siebie gazu łupkowego, bo Bułgaria, znowuż podobnie jak Litwa, ma w tej części Europy jedne z najbogatszych złóż gazu skalnego.
Podobnie mają jeszcze tylko Rumunia oraz Polska, która jest europejskim pionierem w pracach nad szczelinowaniem gazonośnych skał łupkowych. Litwa uważnie przygląda się polskim poczynaniom i wydała już koncesje na poszukiwanie surowca skalnego, ale gazowa gorączka może u nas się skończyć, zanim spółki poszukujące dowiercą się do gazu. W kraju nasilają się bowiem protesty ekologiczne przeciwko planom wydobycia gazu łupkowego. Według podobnego scenariusza ze swoich planów gazowych zrezygnowali właśnie Bułgarzy. Pod naciskiem ulicy tamtejszy parlament wprowadził moratorium na poszukiwanie gazu łupkowego i odwołał już wydane koncesje poszukiwawcze. Aczkolwiek w porównaniu z bułgarskimi, litewskie protesty są raczej skromne, to jednak również nasz parlament, a dokładniej sejmowy Komitet Ochrony Środowiska, postuluje zakazanie wydobycia gazu z łupków. Rząd się waha, więc nie ma pewności, którą drogę — polską czy bułgarską — wybierze w końcu nasz kraj.
Niezależność energetyczna i pokaźne wpływy do budżetu niby przemawiają za wydobyciem gazu z łupków, jednak premier Algirdas Butkevičius oświadczył niedawno, że najważniejszym argumentem za bądź przeciw wydobyciu będzie bezpieczeństwo ekologiczne.
Za podjęciem wydobywania gazu ziemnego ze skał łupkowych opowiada się prezydent Dalia Grybauskaitė oraz prawicowa opozycja, która jeszcze do niedawna będąc u władzy forsowała wydobywcze projekty.
— Pani prezydent podkreśliła, że każdy kraj musi sam dowiedzieć się, ile surowców energetycznych posiada. Z tego powodu Litwa musi zacząć eksploatować zasoby leżące pod jej powierzchnią, by sprawdzić, co tam się znajduje. Wszystko po to, żeby móc wykorzystać te zasoby do poprawy warunków życia w kraju — oświadczyła Daiva Ulbinaitė, rzeczniczka prezydent Dali Grybauskaitė, po jej rozmowach z przedstawicielami „Chevronu”.

— Wydobycie gazu łupkowego nie zagraża ani środowisku, ani ludziom. Jedynym zagrożonym czuć się może rosyjski monopolista — powiedział w tym tygodniu były premier Andrius Kubilius.
W tym tygodniu również, we wtorek, o perspektywie wydobycia gazu łupkowego na Litwie rozmawiali minister energetyki Jarosław Niewierowicz i przedstawiciel amerykańskiej spółki „Chevron” Gilbert Ankebauer. W 2012 r. „Chevron” kupił połowę udziałów w litewskiej firmie „LL Investicijos ”, która ma koncesję na poszukiwanie ropy naftowej i gazu na powierzchni 2,4 tys. km2 w pobliżu Retowa (Rietavas). To tam według geologów kryje się w łupkach jedno z dwóch największych na Litwie złóż gazu ziemnego.
— Dla Litwy szczególnie ważna jest wiedza na temat złóż, jakie spoczywają w jej głębiach, bo może to być duży krok w kierunku niezależności energetycznej. Najważniejsze jednak, by wszystkie kolejne kroki były zgodne z interesem publicznym oraz zasadami ochrony środowiska — powiedział minister Niewierowicz podczas rozmowy z przedstawicielem „Chevron”. Jego też zdaniem, poszukiwanie gazu łupkowego na Litwie może odbywać się pod warunkiem, jeśli społeczeństwo będzie w pełni informowane o trwających pracach i wynikających z nich ewentualnych zagrożeniach środowiskowych.
Gilbert Ankebauer zapewnił ministra, że „Chevron” przywiązuje dużą wagę do bezpieczeństwa środowiskowego prowadzonych prac oraz dba o dialog ze społeczeństwem.
A właśnie brak dialogu ze społeczeństwem i kampanii informacyjnej premier Algirdas Butkevičius nazwał błędem, jaki litewski rząd popełnił przy opracowaniu planów gazowych.
W projekty gazowe na Litwie są zaangażowane również polskie firmy, między innymi, gdański „Lotos”, kontrolujący dwie litewskie spółki wydobywcze („Lotos Geonafta” i „Manifoldas”), oraz „Gaz-System”. W ubiegłym roku spółka ta podpisała z litewską spółką „Lietuvos dujos” umowę na sporządzenie studium wykonalności interkonektora gazowego, który ma połączyć systemy gazociągów obydwu krajów. Według zapowiedzi studium powinno być gotowe w pierwszym kwartale tego roku. Gazociąg miałby 562 km długości i umożliwiałby przesyłanie do krajów bałtyckich do 2,3 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie, a przy dodatkowych inwestycjach – do 4,5 milionów metrów sześciennych rocznie.
Polska jednak uważa, że połączenie systemów gazowych Polski i Litwy miałoby uzasadnienie ekonomiczne, jeśli Litwa zrezygnuje z planów budowy u siebie terminalu gazu skroplonego. O tym, między innymi, mówił w ubiegłym tygodniu polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podczas wizyty w Rydze.