Gdy coraz to kolejny kraj strefy euro staje na krawędzi bankructwa, litewski rząd uparcie dąży do wprowadzenia w kraju wspólnej waluty.
W środę premier Algirdas Butkevičius raz jeszcze powtórzył, że wprowadzenie euro na Litwie jest wśród priorytetowych zadań jego rządu i zapowiedział ofensywę informacyjną, która ma przekonać społeczeństwo, że na Litwie euro potrzebne „jak najszybciej”. I choć litewski establishment polityczny, zarówno reprezentujący koalicję władzy, jak też ugrupowania opozycyjne, jest zgodny, że Litwa musi mieć euro, to w sprawach, kiedy i za jaką cenę — zdania są już podzielone.
Z pośpiechem nie zgadza się prof. ekonomii, poseł Povilas Gylys, który ostrzega nas, że w sytuacji, gdy przyszłość wspólnej waluty staje pod znakiem zapytania, pośpiech w jej wprowadzeniu na Litwie jest niepotrzebny, a nawet może być niebezpieczny.
Niebezpieczeństwo te dostrzegł i obrazowo przedstawił jeszcze dwa lata temu jeden z publicystów brytyjskiego „The Economist”. Publicysta zauważył, że wielu z uczestników debaty publicznej sprzeciwiających się angażowaniu się W. Brytanii na rzecz euro, porównywało wspólną walutę do legendarnego „Titanica”. Zdaniem autora publikacji, porównanie to jest błędne i mylące, bo „Titanic” szybko zatonął i spoczął na dnie, nie wywołując na powierzchni większego zawirowania. Tymczasem ewentualne „zatonięcie” euro będzie nie tylko katastroficzne w skutkach, ale też skutki te będą odczuwalne przez wiele lat czy nawet dziesięciolecia.
„Toteż, dla obrazowania sytuacji euro, proponuję porównanie jej nie z »Titaniciem«, lecz z Czarnobylem” — napisał brytyjski publicysta.
Dlatego, zdaniem posła Povilasa Gylysa, Litwa powinna zaczekać, aż wyjaśni się perspektywa strefy euro i dopiero wtedy podejmować ewentualne decyzje.
— Wchodzenie na statek pękający w szwach i miotany falami nie jest rozsądne. Zaczekajmy, aż zawirowania ucichną, a statek przestanie dryfować i popłynie samodzielnie — również obrazowo profesor Gylys proponuje schemat wejścia kraju do strefy euro.
Tymczasem rząd ma swój schemat, który realizuje wprowadzenie euro, nie czekając, aż sytuacja w strefie wspólnej waluty wyklaruje się. Według rządowego programu, rozliczać się w euro będziemy już od 1 stycznia 2015 roku. Nadzorować przygotowania do wprowadzenia wspólnej waluty ma specjalna komisja rządowa na czele z premierem, zaś koordynacją działań zajmie się specjalnie powołana rządowa grupa robocza pod nadzorem resortu finansów. Będzie ona koordynowała pracę kolejnych 6 grup roboczych, które mają na bieżąco dopasowywać sytuację prawną i ekonomiczną na potrzeby sprawnego wprowadzenia eurowaluty, żeby przejście na wspólną walutę przeszło bez problemów, większych strat oraz w wyznaczonym terminie. Jedna z grup roboczych ma zająć się debatą publiczną na temat wprowadzenia euro. Prof. Gylys zauważa jednak, że taka dyskusja była potrzebna przed podjęciem konkretnej decyzji.
— Dziś natomiast mamy taką sytuacje, że najpierw zapada decyzja, a potem proponuje się dyskusję — zaznacza prof. Gylys.
Tymczasem w środowym wywiadzie dla „Lietuvos žinios” premier Algirdas Butkevičius mówi, że przygotowywana potężna kampania informacyjna powinna rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące wprowadzenia euro.
— De facto już mamy euro, więc nie rozumiem, po co trzeba temu się sprzeciwiać — mówi premier.
Skoro już mamy, to chyba nie musimy niczego wprowadzać — prof. Gylys doszukuje się logiki w stwierdzeniu premiera. — Ale tak nie jest, bo mimo sztywnego kursu lita do euro, wciąż mamy własną walutę, możemy prowadzić swoja politykę finansową i wpływać na politykę zagraniczną. Natomiast przystąpienie do strefy euro oznacza krok w stronę federacji i integracji politycznej — ocenia profesor. Jego zdaniem, wprowadzenie euro na Litwie miałoby uzasadnienie dopiero po ustabilizowaniu się sytuacji w strefie wspólnej waluty, o ile ta strefa w ogóle przetrwa.
A pesymizm w tej sprawie ogarnia coraz więcej krajów Unii Europejskiej, w tym krajów samej strefy. Portugalia, Hiszpania, Włochy, Grecja czy ostatnio Cypr — to jest dziś największy kłopot eurolandu. Mówi się również o zadyszce finansowej Francji, największego po Niemczech, kraju strefy. Dlatego w Niemczech, które, wydaje się, są jedynym gwarantem przetrwania euro, nasila się ruch polityczny, który postuluje o wyjściu Niemiec z eurolandu i jeśli nie powrotu do marki, to o utworzeniu ze zdyscyplinowanymi finansowo krajami północnymi coś w rodzaju eurolandu bis. Siłą napędową dla tych polityków jest rosnący w niemieckim społeczeństwie pesymizm wobec euro. Kolokwialnie mówiąc, Niemcom zbrzydło płacić cudze rachunki. Jeśli więc dojdzie do transformacji obecnej strefy euro, to powstaje pytanie, do której strefy w 2015 r. dołączy nasz kraj — do bogatej i stabilnej północy czy bankrutującego południa? W tym kontekście prof. Gylys dostrzega jeszcze jeden ważny aspekt: „Obecna sytuacja krajów południowych dowodzi, że euro nie zapobiega ewentualnym kłopotom gospodarczym i finansowym”.
Dlatego w sytuacji, jaka złożyła się w strefie euro i samej Unii, wielu ekonomistów, również zachodnich, mówi — „niech każdy pozostaje na swoim miejscu”, przynajmniej do czasu, aż ucichnie burza w eurolandzie.
EUROland
Obecnie do strefy euro należy 17 krajów członkowskich Unii Europejskiej — Austria, Belgia, Cypr, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Luksemburg, Malta, Niemcy, Portugalia, Słowacja, Słowenia i Włochy.
Euro pojawiło się w 1999 roku i początkowo było walutą rozliczeniową w transakcjach bezgotówkowych. Dopiero 1 stycznia 2002 roku pojawiły się w obiegu euro banknoty i monety.
Przystępując 1 maja 2004 roku do Unii Europejskiej, Litwa zobowiązała się po spełnieniu stawianych wymogów wprowadzić u siebie wspólną europejską walutę.