
Litewska prezydencja w Unii Europejskiej rozpoczęła się uroczyście i dynamicznie, ale nie obeszło się też bez skandalu. A wszystko za sprawą przy sejmowej fontanny, a raczej tego, co po niej zostało po latach niszczenia i dewastacji.
Po zabraniu do renowacji rozpryskiwaczy wody został po niej rdzawy szkielet w formie piramidy. Żeby przykryć ten wstyd przed oczami euro unijnych delegacji, stołeczny samorząd postanowił każdą ze ścian piramidy pokryć płótnem z mapą Europy, przedstawiając na niej granice Litwy z czterech okresów historycznych — od Wielkiego Księstwa Litewskiego „od morza do morza” po nieduże terytorium w okresie odrodzenia państwa wciśniętego między Łotwą, Polską i Niemcami, bez Kłajpedy z dostępem do Morza Bałtyckiego i bez Wileńszczyzny.
Co więcej, dookoła byłej fontanny, w jej basenie o powierzchni 1 200 m kw stołeczni floryści zasadzili prawdziwą dziką łąkę. Jak przekonują, żeby pokazać dziewiczą litewską naturę, ale polne kwiaty wybrano też po to, żeby nie kusić złodziei bardziej cennymi gatunkami.
Całość nietypowej kompozycji przed parlamentem w przededniu litewskiej prezydencji wywołało burzę. Niektórzy uznali, że przedstawianie „wielkiej Litwy” na współczesnej mapie Europy jest przejawem ekspansjonizmu i rewanżyzmu historycznego. Co więcej, Litwa w granicach obecnej Białorusi i Ukrainy uznano za wielki afront wobec Partnerstwa Wschodniego, zwłaszcza że litewskiej prezydencji bardzo zależy na tym, żeby na szczycie Partnerstwa Wschodniego jesienią w Wilnie doszło do podpisania umowy stowarzyszeniowej Unii Europejskiej z Ukrainą.
— Historię należy pamiętać, ale dobrze jest, gdy to się robi we właściwym miejscu i czasie — w podręcznikach, nie zaś na nieczynnych fontannach. W tym przypadku doszło do bezmyślnej podwójnej karykatury — nieczynna fontanna i martwa historia, którą przedstawiamy jako wielką. Coś tu nie na miejscu? Bo powinniśmy przecież żyć i cieszyć się tym, co mamy — w ten sposób historyk Algimantas Kasparavičius dla portalu DELFI ocenił pomysł stołecznych dekoratorów przestrzeni miejskiej.
Tymczasem litewscy nacjonaliści i prawicowi politycy uznali za wielki afront przedstawienie Litwy bez Wileńszczyzny. Co niektórzy dopatrują w tym „polską rękę”, zwłaszcza że w stołecznym samorządzie, skąd pochodzi idea „geograficzno-przyrodniczej” instalacji we władzy są też politycy Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.
Europosła i honorowego prezesa prawicowej partii Związek Ojczyzny/Chrześcijańscy Demokraci Litwy, Vytautasa Landsbergisa obraża Litwa okresu międzywojennego na współczesnej mapie Litwy, co wyraźnie wyodrębnia część Wileńszczyzny należącej wcześniej do Polski.
„Chyba to jakaś »vilenščizna« — marzenie odrodzonych nacjonalistów zaścianka Europy — zauważa europoseł. W jego przekonaniu jest to „antylitewska prowokacyjna propaganda”, która jest wyrazem panoszenia się w stołecznej Radzie Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.
„Doczekaliśmy się — Wilno gardzi Litwą” — podjudza prawicowy polityk.
Tymczasem wileński magistrat tłumaczy, że fontannowa kompozycja nie jest jeszcze ukończona i że do końca tygodnia przed każdą z map pojawią się tablice informacyjne, które wyjaśnią znaczenie „czarnych plam”, jak to ujął Landsbergis, na współczesnej mapie Europy. A że właśnie taką mapę wybrano, bo chciano — jak tłumaczy samorząd — pokazać europejskim gościom stolicy, że państwo litewskie kiedyś było wielkości Francji, później skurczyło się do wielkości Krajów Beneluksu. Tymczasem koncepcję dzikiej łąki wokół fontanny z mapami nie może wytłumaczyć nawet jej autorka, główna specjalistka wydziału ds. zazielenienia Giedrė Čeponytė z samorządu wileńskiego. Mówi, że ot tak po prostu przyszło jej do głowy, że będzie pięknie, natomiast kwiaty wybrała tanie, które nie zachęcają do kradzieży.
Skandal z fontanną na starcie litewskiego przewodnictwa nie jest odosobnionym przypadkiem w historii unijnych prezydencji, bo wiele krajów, zwłaszcza tzw. nowych, potknęło się o dość wolne traktowanie europejskich wartości. Dotychczas najgłośniejszy z afrontów miał miejsce podczas czeskiej prezydencji. Skandal wywołała wtedy instalacja Davida Černego, czeskiego rzeźbiarza, który w Brukseli w sposób kontrowersyjny i stereotypowy przedstawił poszczególne państwa unijne. W Europie zawrzało do tego stopnia, że Bułgaria przedstawiona jako turecka toaleta zażądała zasłonięcia obrażającego ją fragmentu instalacji. Burzę wywołało też przedstawienie Polski jako ksenofobicznego i ultrakatolickiego kraju.
Nie bez afrontu wobec wartości europejskich rozpoczęła się też polska prezydencja. Oburzenie wielu wywołało zaproszenie do prowadzenia koncertu inaugurującego polskie przewodnictwo kontrowersyjnego showmana Kuby Wojewódzkiego. Jest on ścigany przez prokuratorów za obrażanie mniejszości narodowych i rasizm.
Wszystkie dotychczasowe skandale mieściły się jednak w ramach podstawowej też wartości europejskiej — swobody twórczej i wolności słowa i nie epatowały wielkomocarstwowością, która na tle rdzawej fontanny i porośniętego dzikostanem jej basenu w centrum stolicy tegoż mocarstwa wygląda co najmniej komicznie.