W sobotni poranek powoli zaczęła się zapełniać wiernymi Wileńska Katedra. Za chwilę mają się rozpocząć uroczyste święcenia kapłańskie. W tym roku przystąpi do nich trzech diakonów z naszej diecezji: Aleksander Gaičauskas i Robert Mojsewicz z parafii Landwarów oraz Józef Makut z parafii Ejszyszki.
Przychodzą — najbliższa rodzina, dalsi krewni, przyjaciele, koledzy, znajomi. Uroczyście ubrani, z wiązankami kwiatów, pełni skupienia i powagi. Wszak to tak bardzo odpowiedzialna chwila w życiu ich najbliższych. Od dziś rozpoczną oni nowe życie. Życie daleko nie zawsze różami usłane.
Mamy maj, piękny okres budzenia się do nowego życia całej przyrody. Rozpękają drzewa, kwiaty, zielenią się łąki, ptaki weselej śpiewają. Wszystko się budzi do życia. Do nowego życia obudzą się też ci trzej młodzi ludzie, rozpoczną nową drogę. Ale na tej drodze życia będą radości i smutki, będą słoneczne dni, ale także ulewne deszcze i burze. Przez wszystko to trzeba będzie z godnością, w miarę bez większych potknięć przejść.
— Serce moje przepełnia wielka radość! Zawsze tak bardzo chciałem zostać kapłanem. Nielekka do tego wiodła droga. Tu i tam czasem waliły się kłody pod nogi — zarówno w otaczającym społeczeństwie, jak też i w seminarium. Jedno wiem, że chcieć to móc — zwierza się „Kurierowi” ks. Aleksander.
Jak sam twierdzi, wszystko to wyniósł z rodziny. A najwięcej chyba łask wymodliły dla niego jego babcia i mama. To właśnie matka, jeśli jest wierząca, pierwsza czyni znak krzyża św. na czole swego dziecka. Ona też pierwsza uczy go samodzielnie się żegnać, uczy pierwszej dziecięcej modlitwy. I w ich rodzinie tak było. Może dlatego, że w rodzinie doznano niejednego cudu wiary, zdaniem ks. Aleksandra, najważniejsze podwaliny daje właśnie rodzina. Szkoła, otoczenie i koledzy, to rzecz raczej drugorzędna, choć i tych spraw nie należy bagatelizować. Ksiądz w ciągu całego swego życia opierał się na słowach św. Pawła: „Co nas nie załamie, to nas umocni”. No i, jak wskazuje praktyka, nie zawiódł się.
Papież Franciszek w swojej książce: „Ewangelii Gaudium” („O szerzeniu Ewangelii we współczesnym świecie”) tak oto pisze: „Nie zawsze potrafimy należycie przedstawić piękno i należycie oddać sens Ewangelii, nigdy jednak nie może nam zabraknąć (miał tu z pewnością na myśli głównie kapłanów) dawania pierwszeństwa maluczkim, tym, którymi świat gardzi lub w ogóle odrzucił”.
Zdaniem mego rozmówcy, często bywamy źli, opryskliwi, wręcz nieszczęśliwi i niezadowoleni z życia, ponieważ tak bardzo brakuje nam miłości. Miłości najbliższych w rodzinie, w pracy, pośród kolegów, na ulicy. Ksiądz Aleksander zachęca, by nie bać się miłości, nie bać się słowa „przepraszam”, „dziękuję”. Tego w życiu nigdy nie bywa za dużo i to nigdy nie poniża człowieka, a wręcz odwrotnie — wzbogaca go duchowo i świat jest wówczas piękniejszy.
Ks. Aleksander kapłaństwo porównuje do budowy domu. Nie da się zbudować tylko ładnych ścian, by ten dom był dobry. Należy zadbać także o jego wystrój wewnętrzny: meble, naczynia, o każdy szczegół i drobiazg. Dużo poświęcenia potrzebuje także atmosfera tego domu: strona moralna, tradycje, zwyczaje, wzajemne stosunki pomiędzy mieszkającymi w nim ludźmi. Podobnie jest z Kościołem i jego członkami. Tu, by była prawdziwa harmonia, potrzebne jest dobre zrozumienie i zgranie pomiędzy kapłanem i wiernymi. Obie strony muszą mieć jeden cel i do niego zgodnie dążyć. W przeciwnym przypadku będzie to budowanie domu na piasku, który łatwo lada wichura zniszczy.
Ale powróćmy do dalszego ciągu uroczystości. Miłym zaskoczeniem dla wiernych był fakt, że od początku odzyskania Katedry przez wiernych, po raz pierwszy cała uroczystość wyświęcenia nowych kapłanów odbywała się w dwóch językach: po litewsku i po polsku. I nie dlatego, że tym razem było dwóch Polaków, ich praktycznie nigdy nie brakowało.
Po prostu nowy duszpasterz diecezji, zgodnie z nauką Chrystusa, pragnie jednoczyć, a nie dzielić ludzi. Wszak wszyscy wyznajemy tego samego Boga. I jak wykazały ostatnie święcenia, i Litwini i Polacy zgodnie odpowiadali na wezwania podczas Mszy św., przyjaźnie przekazywali sobie „znak pokoju”. Po prostu tworzyli jedną chrześcijańską rodzinę bez względu na to, kto w jakim języku mówił.
Kościół śpiewa Litanię do Wszystkich Świętych, a tymczasem kandydaci leżą Krzyżem zanosząc gorące modły i prośby do Niebios o błogosławieństwo na nową drogę życia. Matki, rodzina w ciszy ocierają łzy radości ale i wzruszenia. Wszak w tej chwili ważą się losy i cała przyszłość życia ich dzieci. I tylko ci najbliżsi chyba najbardziej przeżywają ten moment, zadają sobie w ciszy pytanie, jak wychowali swe dzieci, czy potrafili przekazać im te najważniejsze wartości życia. To serce matek z pewnością najbardziej się cieszy, ale i najmocniej bije wołając o łaski Miłosierdzia Bożego i opieki Matki Bożej Ostrobramskiej dla swoich ukochanych.
Na twarzach kandydatów coraz większe skupienie, ale i lekki niepokój. Wszak robią krok na całe życie. Rozmodlenie widać na twarzach rodziny, bo każda matka, ojciec, rodzina w duchu myśli o tym, jaki to będzie kapłan z ich syna. Czy spełni oczekiwania wiernych. Słowem wiele obaw, znaków zapytania i poniekąd niepewności, bo tylko jedynie Bóg wie, jak się ułożą dalsze losy tych młodych ludzi, tylko On wie, czy sprostają postawionym zadaniom.
I wreszcie następuje decydujący moment. Najpierw dłuższa modlitwa i wreszcie arcybiskup nakłada ręce na każdego z nich, pyta o ostateczną decyzję. Z ust diakonów pada „Fiat” („Niech się stanie”) i oto mocą Najwyższego biskup orzeka: „Tyś kapłan na wieki”.
Tego dnia Ewangelia mówi, że trudna jest mowa Chrystusa i że wielu z tego powodu odeszło od Niego. Powagę tego wszystkiego bardzo mocno podkreślił arcybiskup zwracając się do nowo wyświęconych kapłanów, by nie bali się tej „trudnej mowy”. Następnie arcybiskup Gintaras Grušas podziękował swoim nowym braciom za ich wybór, podziękował rodzicom i nauczycielom, że tak wartościowych chłopców wychowali. Podziękował także ich kolegom, koleżankom, którzy ich na tej drodze wspierali. Wyrazy wdzięczności skierował także do wszystkich zebranych w kościele, że przyszli tę młodzież wesprzeć swoją modlitwą.
Cała trójka jest jak najbardziej świadoma, czego się podejmuje. Tuż po zakończeniu święceń każdego z oddzielna obejmuje arcybiskup, składa życzenia. Nadal trwa uroczysta Msza święta, w której faktycznie już od momentu podniesienia uczestniczą także nowicjusze.
Uroczystość zbliża się ku końcowi. Pozostały jeszcze życzenia najbliższych, przyjaciół. Wszyscy pełni wzruszenia życzyli nowicjuszom dużo łask Bożych, wytrwałości i wszystkiego najlepszego. Wszak pokładają w nich wielkie nadzieje. Chcą z nimi dzielić nie tylko smutki, ale i radości, chcą wraz z nimi być na dobre i na złe, tak jak to bywa w dobrej rodzinie. Wierni tworzący Kościół zawsze liczą na wsparcie swoich duszpasterzy, ale duszpasterze liczą także na wsparcie i pomoc ze strony wiernych.
Jeszcze podczas nabożeństwa zauważyłam kobietę stojącą obok, która co i rusz ocierała cicho łzy. Myślałam, że to ktoś z rodziny i dlatego po zakończonej uroczystości postanowiłam ją zagadnąć.
— Na świeceniach kapłańskich jestem po raz pierwszy i jestem bardzo wzruszona. To nikt z rodziny, ani nawet ze znajomych. Rozczuliło mnie, że jeszcze tak bardzo młodzi ludzie a taki ciężki Krzyż biorą na swoje barki. Szczerze modliłam się, by dobry Bóg nie szczędził im swoich łask, a jak będą musieli nieść Krzyż, oby na swojej drodze jak najwięcej spotykali dobrych Szymonów z Cyreny — powiedziała „Kurierowi” wilnianka Józefa.
Myślę, że tegoroczne święcenia, które były bardziej „ciepłe” niż zwykle, dla wielu zapadły do serca. Chcemy też wierzyć, że nasi pasterze, gdziekolwiek los ich rzuci, nie zawiodą swoich wiernych, a wierni nie zawiodą ich. Szczęść Wam Boże na nowej drodze życia.