Ubiegły piątek cieszył Wilno kolejną imprezą poświęconą victorii orszańskiej. Przed 500 laty do Wilna triumfalnie wkraczały zwycięskie oddziały wielkiego hetmana litewskiego Konstantego Ostrogskiego.
26 września roku bieżącego od Ostrej Bramy, jedynej co los oszczędził, do zamku królewskiego poruszał się barwny orszak: strojami stylizowani na wiek XVI trębacze, dobosze, z flagami chorążowie, następnie jeździec w renesansowych szatach, uosabiający hetmana Ostrogskiego, a za nim kolejnych blisko stu uczestników przemarszu.
Co prawda, w pochodzie zwycięskiej armii zabrakło właśnie szczęku broni szesnastowiecznych wojów. Czterech na czarno ubranych jeźdźców, z jedynym tematycznym elementem — przypiętym herbem miasta Orszy, to stanowczo za mało dla uczczenia historycznego powrotu triumfującej armii. Militarny charakter imprezie bardziej nadawała litewska orkiestra wojskowa oraz żołnierze z prezydenckiej straży honorowej, reprezentując trzy rodzaje armii Republiki Litewskiej: siły lądowe, powietrzne oraz marynarkę wojenną.
Na Placu Katedralnym miała miejsce inscenizacja powitania armii Ostrogskiego, której towarzyszyły chóry, dźwięki trąb i bębnów oraz strzał armatni. Odgłos działa zapewne miał przypomnieć o znaczącej roli artylerii w zwycięstwie pod Orszą. W Wilnie — legalnie i z pompą. Reklamy od miesiąca zachęcały: „Triumfo diena šveskime kartu” („Dzień triumfu uczcijmy razem”). Tymczasem na Białorusi tego święta raczej nie zauważono.
Bodajże największe wrażenie w piątek pozostawił koncert bębnów muzyki batalistycznej wykonany na dziedzińcu Pałacu Królewskiego i uzupełniany graficznymi efektami 3D. W takt wojennych marszów na arkach zrekonstruowanego pałacu ukazywały się renesansowe ornamenty, symbole władzy i wojska oraz często czerwienią tryskająca krew. Muzyka, światła, barwy oraz wyobraźnia przywoływały wydarzenia sprzed 500 lat…
„8 września 1514 r. Konstanty, przerzuciwszy most, przeprawił piechotę przez Borysfen (Dniepr) niedaleko miasta Orsza. Kawaleria zaś przeprawiła się wąskim brodem przy samej twierdzy Orsza…” — pisze w XVI w. austriacki dyplomata i historyk Zygmunt Herberstein.
Skutecznie zorganizowana przeprawa była dziełem mistrza Jana Baszty z Żywca. Pomysłowy inżynier wykorzystał do tego w zasadzie podręczny sprzęt — łódki, puste po wodzie, winie i piwie beczki i przerzucone przez nie deski. Na najbardziej znanym obrazie bitwy, chociaż malarza nieznanego, doskonale widać, jak się przechyla pontonowy most od toczonej po nim ciężkiej armaty.
Obserwujący przeprawę wróg jednak nie śpieszył. Znający doskonale Rosję, cesarski poseł Zygmunt Herberstein, w swym dziele „Rerum Moscoviticarum Commentarii” (1549 r.) podaje tego przyczyny przytaczając wypowiedziane wówczas słowa wodza Moskwicinów Czeladnina: „Jeśli pobijemy tylko część wojsk litewskich, to reszta połączy się znów i zagrozi nam jeszcze bardziej. Zaczekajmy więc do czasu, póki całość nie przejdzie na nasz brzeg Dniepru. Posiadamy dostatecznie wielkie siły i bez trudu możemy znieść to wojsko i zepchnąć je do rzeki, albo okrążyć je i pognać jak bydło do Moskwy. A po zwycięstwie możemy już zająć całą Litwę”.
Wielki hetman Litewski książę Konstanty Ostrogski mocno ryzykował. Za plecami miał Dniepr, a przed sobą o wiele liczniejszego wroga. Kroniki podają 80 tys. Moskali przeciw 30 tys. naszych. Dane oczywiście zawyżone. Rosyjscy historycy obliczają do 16 tys. swoich i około 13 tys. wojsk litewsko-polskich, co propagandowo ma pomniejszyć ich klęskę. Można przypuszczać, że w bitwie udział wzięło około 60 tys. Rosjan przeciwko 30 tys. wojsk polskich i litewskich (należy rozumieć dzisiejszych Litwinów i Białorusinów), a to również wskazuje na dużą przewagę wroga.
Do bitwy Rosjanie ustawili się tradycyjnie: pułki „prawej i lewej ręki” na flankach, w centrum „pułk wielki” i w rezerwie „pułk straży tylnej”. Rozpoczęli od ataku na litewską lewą flankę. Po kilku falach ataków i kontrataków, z pomocą lekkich husarzów i polskiej ciężkozbrojnej kawalerii Sampolińskiego, natarcie Moskwicinów było odrzucone. Następnie nasza prawa flanka doznała mocnego ataku konnicy rosyjskiej i zdawało się, że nie wytrzymała, masowo rzucając się do ucieczki. W ten sposób do bitwy wciągnięto „pułk wielki” triumfującego Czeladnina.
Pozorując ucieczkę hufce polsko-litewskie zaprowadziły nacierającego wroga na skraj lasu, gdzie hetman Ostrogski rozmieścił „pułk zasadni” uzbrojony w rusznice i armaty. Również ten epizod w swej Kronice wierszem opisał Maciej Stryjkowski:
„…Goniąc ich, wtem Konstanty uskoczył na stronę,/A działa wystrzelono zatym rozsadzone./Drżało niebo i ziemia, pagórki od trzasku,/Powietrze się zaćmiło z wzruszonego piasku,/Kule z dział świszczą hucznych, a Moskwa się wali,/Bo takiej strzelby na się przedtym nie miewali./Tak strwożeni po polach wnet się rozpierzchnęli,/A drudzy uciekając w błotach z końmi lgnęli”.
(Maciej Stryjkowski „Kronika polska, litewska, żmudzka i wszystkiej Rusi”)
Lawina żelaza, ołowiu i kamienia uderzyła z boku w zbitą masę nacierającego wroga. Jedna kula armatnia mogła wówczas zabić bądź zranić do 20 konnych przewracając razem z rumakiem, poza tym strzałem armatnim płosząc nie obyte z bronią palną konie przeciwnika. „Taki nieoczekiwany fortel wojenny wywołał wśród Moskwicinów przerażenie, gdyż liczyli oni, że zagrożony jest tylko pierwszy szyk, walczący z wrogiem; będąc w błędzie i sądząc, że pierwszy szyk już rozbity, rzucili się oni do ucieczki” (Zygmunt Herberstein).
Wówczas pułki nasze zawróciły do ponownego ataku, wsparci nie związanym jeszcze walką walnym hufcem koronnym Świerczowskiego. Nie uratował Czeladnina nawet ostatni atak pułku rezerwowego prowadzony przez samego wodza. Uderzenie rezerwowych litewskich oddziałów Radziwiłła „Herkulesa” ostatecznie przeważyło szalę.
„…Aż gdy Polski uph z drzewy nań przytarł z okrzykiem,/Przy nich Jurgi Radziwiłł z swym kozackim szykiem,/Ci natarwszy na Moskwę wnet ich rozgromili./Iż na pierwszej hardości onej pomylili,/Co chcieli Litwę zagnać do Moskwy jak bydło,/Samiż przód naszych męstwem wpadli w swoje sidło./Uciekają po polach z onej krotochwile,/A Litwa i Polacy aż na cztery mile/Gonią siekąc, żadnego z gniewu nie żywili,/Chyba co się w zaległe lasy ranni skryli./Cały dzień prawie bitwa ta ogromna trwała,/Aż się nad Moskwą biedną noc ulitowała,/Wywiodła chmury na świat, a słońce też potym/Skryło twarz, nie chcąc na krew patrzyć okiem złotym”.(Maciej Stryjkowski)
Armia Czeladnina przestała istnieć. Tenże Maciej Stryjkowski podaje: „Więźniowie moskiewscy powiedzieli dowodnie, że więcej niż czterdzieści tysięcy na placu i na różnych miejscach Moskwy poległo, krom tych, co w Kropiwnie potonęli, tak iż od ośmidziesiąt tysięcy ledwo ich co ubiegło. Z wojska zaś litewskiego i polskiego czterzej paniąt i szlachciców zacniejszych, a pospolitych żołnierzów i szlachty mało co więcej czterzech set ubito, acz rannych w tej tragediej, jako to bywa, niemało było”.
Znaczenie zwycięstwa było olbrzymie, pomimo niekorzystnego Litwie zakończenia wojny — nieuwieńczonych sukcesem prób odzyskania Smoleńska. Jednakże została zatrzymana ekspansja Rosji na zachód. Plany Wasyla III, zawarte w słowach Czeladnina: „…A po zwycięstwie możemy już zająć całą Litwę”, w 1514 r. upadły. Poza tym doskonale rozpropagowana w Europie victoria orszańska zmusiła cesarza niemieckiego Maksymiliana do porzucenia planów przymierza z Wielkim Księstwem Moskiewskim i Krzyżakami, co groziło rozbiorem połączonych unią personalną Polski i Litwy. Wspólne państwo istniało kolejne 280 lat.
C.d.n.