Środek czerwca na Litwie tradycyjnie wypełnią rocznicowe obchody dwóch tragicznych wydarzeń w historii kraju XX w. — 75. rocznica okupacji sowieckiej oraz Dzień Żałoby i Nadziei, upamiętniający wywózki do łagrów obywateli okupowanej Litwy. Uroczystości będą przebiegały tradycyjnie w smutku i żałobie, a że w tym roku przypada „okrągła” data sowieckiej okupacji, obchody będą też na miarę jubileuszowych.
— Mamy dziwną tradycję bardziej uroczystego upamiętniania tzw. okrągłych rocznic. A przecież każda rocznica jest ważna i trzeba o nich pamiętać i przypominać stale — mówi w rozmowie z „Kurierem” poseł na Sejm i przewodniczący grupy parlamentarnej „Za pamięć historyczną i sprawiedliwość” Arvydas Anušauskas. Jego też zdaniem, również same obchody mogą mieć różne formy, nie tylko tradycyjne — nabożeństwo, koncert i składanie wieńców w miejscach pamięci.
— Przypomnijmy sobie zdjęcia z łagrów, na których widzimy, jak zesłańcy grają w koszykówkę. Widzimy, że nawet w tak trudnych warunkach oni nie załamali się i potrafili organizować sobie zawody. Dlaczego więc dziś nie potrafimy przypominając tamte tragiczne wydarzenia zorganizować, na przykład, doroczny turniej koszykarski o „Puchar Wolności”? — pyta retorycznie nasz rozmówca i sam odpowiada na swoje pytanie.
— Zauważam, że gdy w Sejmie pojawia się jakaś inicjatywa upamiętnienia tamtych wydarzeń, czy to w postaci ustanowienia Dnia Pamięci, czy w postaci rezolucji sejmowej, to zaczynają się wielkie debaty, bo niektórym wydaje się, niestety, że nie trzeba za dużo przypominać o tamtych tragicznych wydarzeniach — mówi poseł Anušauskas. Zauważa jednak, że na poziomie lokalnym obchody pamiętnych dat zawsze są organizowane.
— Tym obchodom brakuje jednak uwagi ze strony władz i państwa — podkreśla nasz rozmówca i przypomina niedawną skromną uroczystość poświęconą pamięci ofiar akcji „Vesna” przed pomnikiem ofiar wywózek na ulicy Aukos (Ofiarnej) przy Placu Łukiskim.
— Byli tam przedstawiciele szkół, organizacji pozarządowych oraz nieliczni politycy, których sprawa wywózek w jakiś sposób dotyczy osobiście. Nie była jednak to uroczystość oficjalna — opowiada poseł Anušauskas.
Janina Gieczewska co roku w dniu pamięci tragicznych wywózek składa kwiaty i zapala znicze przy „Piramidzie Wolności” na Ofiarnej. W rozmowie z „Kurierem” prezes Polskiej Sekcji Wileńskiej Wspólnoty Więźniów Politycznych i Zesłańców mówi, że ten skromny pomnik, w postaci wybudowanej z kamieni piramidy zwieńczonej krzyżem, przypomina nam o tragedii setek tysięcy ludzi — Litwinów, Polaków, Żydów.
— Jest to nasza wspólna tragedia i wspólnie musimy o niej pamiętać — mówi Janina Gieczewska.
„Piramida Wolności” została wybudowana z kamieni przywiezionych z różnych miejsc zsyłek mieszkańców Litwy oraz z miejscowości, gdzie sowieckie represje poczyniły spustoszenie. W piramidzie jest też wmurowany polski kamień z wyrzeźbioną literą „P”.
Ten kamień znalazł i literę w nim wyrzeźbił mąż pani Janiny śp. Romuald Gieczewski, więzień polityczny, łagiernik, założyciel i wieloletni Prezes Polskiej Sekcji Wileńskiej Wspólnoty Więźniów Politycznych i Zesłańców.
Ten kamień przypominający kamień brukowy symbolizuje drogę, którą zesłańcy byli pędzeni z więzienia na Łukiszkach na dworzec kolejowy, skąd trafiali do Nowej Wilejki i w bydlęcych wagonach wieziono ich do łagrów na Syberii. A litera „P” na kamieniu oznacza „Polacy” i przypomina nam symbolizm polskiego głazu w ogólnej tragedii litewskiego społeczeństwa.
— Nie ma szacunkowych danych, ilu było Polaków wśród wywożonych z Litwy ludzi — mówi nam wileński historyk Roman Lachowicz, autor „Krótkiego zarysu historii narodu polskiego”. Historyk posiłkując się wspomnieniami z dzieciństwa zauważa jednak, że skala wywózek Polaków była bardzo duża.
— Z naszej podwileńskiej miejscowości, gdzie mieszkało kilkanaście rodzin, co najmniej cztery zostały wywiezione. Jeszcze kilka uciekło przed wywózkami rozpraszając się po bliskiej rodzinie, gdzie ukrywali się do końca wywózek — przypomina Roman Lachowicz. Dodaje też, że wywózki trwały od 1941 r. aż do śmierci Stalina, czyli faktycznie do 1952 roku.
— Później były tylko sporadyczne przypadki — zauważa wileński historyk.
Arvydas Anušauskas przypomina z kolei, że tylko wśród wywiezionych z Litwy osób w 1941 roku, Polacy stanowili 1/3 zesłanych.
— Około połowy byli Litwinami, a jedna piąta to byli Żydzi — mówi Anušauskas.
Pierwsza fala masowych wywózek mieszkańców okupowanej przez sowietów Litwy miała miejsce w dniach 14-18 czerwca 1941 roku. Dlatego też dzień 14 czerwca na Litwie jest Dniem Żałoby i Nadziei.
Szacuje się, że wtedy, w ciągu kilku dni wywieziono około 18 tys. osób. Oficjalne dane mówią, że do 1952 roku zesłano około 135 tys. mieszkańców Litwy, w tym też około 32 tys. dzieci. Szacuje się też, że około 28 tys. — głównie dzieci i osoby starsze — nie przeżyło drogi na Sybir.
Wywózki z czerwca 1941 roku były pierwszymi, ale bynajmniej nie największymi w okresie represji stalinowskich. W maju 1948 roku miała miejsce największa wywózka mieszkańców Litwy. W jej ramach pod kojącą nazwą „Wiosna” („Vesna”), sowieci w ciągu zaledwie dwóch dni (22-23 maja) zabrali z domów i wywieźli do łagrów na Syberię około 40 tys. osób, w tym 11 tys. dzieci.
Druga duża akcja wywózek pod nazwą „Przypływ” („Priboj”) nastąpiła niespełna po roku od „Wiosny”. Wtedy w ramach akcji, obejmującej okupowane Litwę, Łotwę i Estonię, wywieziono w ciągu 3 dni (25-28 marca) prawie 95 tys. osób, w tym aż 35 tys. z samej Litwy. Te oficjalne statystyki wywózek pokazują nie tylko skalę represji, ale sugerują też, ze ofiar wywózek mogło być znacznie więcej. Sowieckie szacunki z tamtego okresu mówiły, że co szósty zesłany pochodził z Litwy. Ocenia się więc, że wywózki mogły objąć nawet 300 tys. mieszkańców powojennej Litwy.