Działający od nowego roku w Kłajpedzie terminal gazu skroplonego (LNG) miał zapewnić niezależność energetyczną Litwy od dostaw gazu rosyjskiego monopolisty „Gazpromu”. Czyli miało być pewniej i taniej. Okazało się jednak, że ta pewność sporo kosztuje i taniej wcale nie będzie. Dlatego rząd pilnie poszukuje dodatkowych środków na utrzymanie „Niepodległości” (nomen omen, na burcie wypisana jest angielska nazwa statku-terminalu LNG w Kłajpedzie — „Independence”).
Nerwowo poszukuje też rynków zbytu gazu z terminalu, który Litwa jest zobowiązana przez najbliższe lata kupować od norweskiego dostawcy, a który kosztuje nas więcej niż oferuje obecnie „Gazprom”.
Gwoli ścisłości, tegoroczna cena gazu, ale tego od rosyjskiego monopolisty, spadła o około 30 proc. Tego spadku, niestety, nie odczuli końcowi odbiorcy, bo na dostarczających do ich domów ciepła, wody gorącej i gazu nałożona została państwowa kontrybucja na utrzymanie terminalu w Kłajpedzie.
Dlatego w tegorocznych rachunkach za ogrzewanie i gaz mieszkańcy kraju widzą znacznie mniejszy spadek cen albo wcale.
Przeciwko obowiązku płacenia na utrzymanie „Niepodległości” stają też producenci korzystający z gazu, jako paliwa energetycznego lub jako surowca do produkcji. Największy na Litwie odbiorca gazu – zakłady chemiczne w Janowie „Achema”, próbowały w sądzie zaskarżyć nałożoną na nich kontrybucję, zwłaszcza że zakłady nie muszą kupować norweskiego gazu z Kłajpedy, bo mają bezpośrednie umowy z „Gazpromem” na dostawy rosyjskiego gazu.
Prawdopodobnie też znacznie tańszego, choć jego cena jest objęta tajemnicą porozumienia. Sąd jednak oddalił skargę „Achemy” i teraz zakłady muszą wyłożyć na utrzymanie „Niepodległości” około 30 mln euro, które automatycznie będą zmuszone doliczyć do kosztów produkcji, co automatycznie pomniejszy konkurencyjność produkcji, tudzież odbije się na obrotach, zyskach i zatrudnieniu.
W końcu pomniejszy też wskaźniki gospodarcze kraju, bo zakłady w Janowie są jednym z największych pracodawców, płatników podatków i eksporterów zarazem.
Optymalnym wyjściem z tej sytuacji dla rządu, który jeszcze niedawno święcił triumf wyzwolenia kraju z energetycznej zależności od „Gazpromu”, byłoby znalezienie zbytu droższego gazu z terminalu i dalsze kupowanie od Rosjan tańszego gazu.
I takiego odbiorcę znaleźć udało się na Ukrainie. Kraj, który od ponad roku jest w stanie konfliktu zbrojnego z Rosją i od wielu lat w stanie wojny gazowej z „Gazpromem”, zgodził się na ubiegłoroczną propozycję Litwy, by kupować gaz skroplony z Kłajpedy. Problem jednak polega na tym, że nie ma jak przetransportować gazu z Litwy na Ukrainę, bo obecne drogi tranzytowe przez Białoruś są — należące zresztą do „Gazpromu” — dla Litwy zamknięte, zaś perspektywę tranzytu przez Polskę utrudniają nieporozumienia ws. budowy połączenia gazowego między naszymi krajami.
Litwa chce jak najszybciej wybudować interkonektor, zaś Polska, która ponosiłaby większą część prawie półmiliardowej inwestycji, jego budowę wiąże z większym dofinansowaniem z budżetu Unii Europejskiej — również projektów komunikacji gazowej wewnątrz kraju.
Sprawa tranzytu gazu z Litwy przez Polskę na Ukrainę może więc najwcześniej rozstrzygnąć się w 2019 roku — to jest przewidziany termin uruchomienia połączenia gazowego z Polską. Dlatego Litwa wspólnie z Ukrainą podejmują kroki na Białorusi, żeby zmusić „Gazprom” do udostępnienia tamtejszych sieci gazowych do przesyłu gazu z Kłajpedy do Kijowa.
Problem jednak polega na tym, że władze w Mińsku nie wiele w tej sprawie mogą pomóc, bo kilka lat wcześniej prezydent Aleksander Łukaszenka sprzedał (a raczej oddał za długi) rosyjskiemu monopoliście białoruskie gazociągi.
„Gazprom” tymczasem wyklucza możliwość udostępnienia dróg tranzytowych dla gazu z Litwy na Ukrainę. Jak poinformował niedawno minister energetyki Rokas Masiulis, litewska strona zwróciła się do „Gazpromu” z prośba o udostępnienia kanałów tranzytowych, jednak otrzymała odmowną odpowiedź.
„Poprosiliśmy operatora białoruskiego systemu gazociągów, jakim jest »Gazprom«, o przepuszczenia naszego gazu. Otrzymaliśmy odpowiedź, że transport gazu nie jest możliwy” — powiedział minister. Zaznaczył też, że odmowa nie była umotywowana, dlatego Masiulis ocenia, że była to odmowa polityczna, bo bezpodstawna.
Zanim drogi pozbycia się droższego gazu z „Niepodległości” pozostają niedrożne, resort Masiulisa pilnie poszukuje możliwości rozłożenia kosztów utrzymania terminalu na wszystkich krajowych odbiorców gazu.
Jak pisze dziennik „Verslo žinios”, w ciągu tygodnia w ministerstwie ma zapaść decyzja, czy odbiorcy gazu będą płacili podatek od objętości zużywanego gazu, czy też od mocy produkcyjnych. Co roku na utrzymanie terminalu w Kłajpedzie odbiorcy gazu – głównie producenci energii cieplnej, będą musieli wyłożyć 70 mln euro. Na razie nie wiadomo, jak bardzo te koszty obciążą przyszłe rachunki za ogrzewanie, ale na pewno obciążą.