W roku 1976 na łamach paryskiej „Kultury” znany emigracyjny malarz i publicysta Józef Czapski relacjonował: „18 września 1976 został odsłonięty w Londynie na cmentarzu Gunnersbury Pomnik Ofiar Katynia(…).
Nie darmo rząd sowiecki, a nawet władze Polski Ludowej zgłosiły ponad dwanaście protestów przeciw zezwoleniu na budowę pomnika. W rezultacie rząd brytyjski nie tylko nie wziął udziału w manifestacji, ale również zakazał wojskowym angielskim stawienia się na cmentarzu w mundurach. Wśród wieńców był jeden złożony w imieniu całej rodziny przez posła Winstona Churchilla, wnuka premiera czasu wojny(…) »Daily Mail« umieścił gwałtowny tekst Winstona Churchilla: Mój wielki dziad nigdy nie miał wątpliwości, że winnymi tej zbrodni byli Rosjanie… Nie byli tu reprezentowani tylko winni, ignoranci i podli”.
Skoro po ponad 30 latach od zakończenia II wojny światowej Związek Sowiecki miał dość siły, aby narzucić rządowi labourzystowskiemu model postępowania w sprawie Katynia, nie powinno nikogo dziwić, że wasalne władze komunistycznej Polski zdecydowanie zwalczały każdą inicjatywę społeczną na rzecz upamiętnienia działalności Armii Krajowej na Kresach. Jeszcze w roku 1961 wpływowy literat i działacz komunistyczny Jerzy Putrament, dawny mieszkaniec Lidy i Wilna, pisał na temat wileńskiej Armii Krajowej: „Wileńska AK była najbardziej reakcyjna z bardzo prostych powodów. Głównym elementem polskości na wsi byli tutaj obszarnicy, przywróceni częściowo do majątków przez hitlerowców. Partyzantka radziecka, ruchliwa i liczna, musiała się gdzieś zaopatrywać w żywność. Gdzie? W obcych dworach czy po wsiach białoruskich, gdzie mieszkali sprzymierzeńcy? Zbrojne oddziały, które AK utrzymywała tu w polu, zbyt często walczyły z partyzantką radziecką, zbyt łatwo wchodziły w kompromisy z Niemcami. Była to raczej samoobrona obszarników niż zalążek armii narodowej”. W okresie stalinizmu wileńscy akowcy byli okrutnie prześladowani. Wykonano na nich szereg wyroków śmierci, wielu odbyło długoletnie wyroki w najcięższych więzieniach.
Po Październiku 56. prześladowania wprawdzie ustały, ale nad działalnością AK na Wileńszczyźnie zaległa w sferze publicznej ponura cisza. Atmosfera zaczęła się bardzo powoli zmieniać dopiero w połowie lat 60., kiedy to w łonie PZPR coraz większą siłę uzyskiwali stronnicy wpływowego ministra spraw wewnętrznych i jednocześnie prezesa zarządu kombatanckiego ZBoWiD-u Mieczysława Moczara. Był on zwolennikiem swoistego łączenia ideologii komunistycznej z pewnymi elementami nacjonalizmu, kierunku promowanego na Kremlu głównie przez szefa KGB Aleksandra Szelepina, nazywanego „żelaznym Szurikiem”.
Na III Kongresie ZBoWiD we wrześniu 1964 Moczar ogłosił: „Nie mierzymy pracy dla naszej Polski wedle słuszności stanowisk politycznych zajmowanych w przeszłości”. Deklaracja ta zapalała zielone światło do uczestnictwa w oficjalnej organizacji kombatanckiej tysięcy byłych żołnierzy Armii Krajowej. Otwierała również furtkę dla byłych żołnierzy wileńskiej AK, którzy walczyli przede wszystkim z okupantami niemieckimi. Dawni wileńscy akowcy zaczęli zapisywać się do ZBoWiD-u, a niektórzy nawet do PZPR, co poszerzało możliwości działania na niwie publicznej. Dodatkowo dla tematyki wileńskiej szerzej otwarto łamy prasy wydawanej przez prorządowych katolików zgrupowanych w Stowarzyszeniu „PAX”.
Szef „PAXU” Bolesław Piasecki sam był oficerem AK na Wileńszczyźnie. W czerwcu 1969 na Kaszubach, na terenie ośrodka wczasowego odbyło się spotkanie byłych żołnierzy III Brygady „Szczerbca”, w której wzięło udział 39 osób. Rok później w mazurskich Starych Jabłonkach spotkało się 47 kombatantów z tejże brygady. W styczniu 1970 w klubie „PAX” w Warszawie odbyła się prelekcja majora Truszkowskiego „Sztermera” na temat działalności wileńskiej III Brygady. Inicjatorami byli oficerowie tej formacji. Postanowiono, że pracownik Polskiej Akademii Nauk Tadeusz Pszczółkowski „Sambor” napisze na podstawie zebranych relacji byłych żołnierzy książkę poświęconą losom żołnierzy III Brygady. W lutym 1970 w gdańskim klubie „PAX” zorganizowano prelekcję byłej zastępcy dowódcy I Brygady Wileńskiej AK Romana Korab-Żebryka pt. „Rozbicie legionu litewskiego przez oddziały AK na Wileńszczyźnie”. W spotkaniu uczestniczyło około 80 osób, wśród nich uczestnicy walk w Pawłowie oraz w Murowanej Oszmiance, gdzie III Brygada „Szczerbca” rozbiła dwa bataliony LVR.
W organizowaniu spotkań środowiskowych oraz ponownym integrowaniu dawnych kolegów z akowskiej partyzantki szczególną aktywnością wykazywała się zamieszkała po wojnie w Gdańsku była łączniczka pomiędzy III Brygadą a Komendą Okręgu AK w Wilnie Sabina Kalinowska-Korejwo.
Do konspiracji niepodległościowej przystąpiła w roku 1941 jako 16-letnia dziewczyna. Wciągnęła ją tam starsza siostra Barbara, rozstrzelana w Ponarach w kwietniu 1944.
Sabina Kalinowska była w roku 1944 internowana w obozie w Kałudze, a po powrocie do Wilna natychmiast ponownie aresztowana i osadzona w więzieniu przy ulicy Ofiarnej. Wykupiona przez rodzinę w kwietniu 1945, pod fałszywym nazwiskiem wyjechała do Polski w jej nowych granicach. Ukończyła w Gdańsku tamtejszą Politechnikę i wyszła za mąż za kolegę ze studiów i jednocześnie podchorążego z III Brygady Mariana Korejwę „Milimetra”.
Pod koniec lat 60. w środowisku byłych żołnierzy III Brygady zrodził się zgoła fantastyczny pomysł, aby w kościele w Nowej Wilejce wmurować tablicę pamiątkową ku czci poległych w boju kolegów z tej formacji. Plany te jako całkowicie nierealne zostały szybko poniechane, ale sama idea zakiełkowała na dobre. Początkowo poszukiwano kościoła w Warszawie, ale ostatecznie, głównie pod wpływem Sabiny Korejwo, zdecydowano się na Gdańsk, gdzie mieszkało najwięcej wileńskich akowców. Chodziło o Bazylikę Mariacką, licznie odwiedzaną przez turystów polskich i zagranicznych, gdzie po wojnie dawni mieszkańcy Wileńszczyzny ufundowali kaplicę Matki Boskiej Ostrobramskiej. Proboszczem Bazyliki Mariackiej był wówczas ks. dr Józef Przytocki-Zator, były kapelan oddziałów AK na Lubelszczyźnie, bardzo przychylnie nastawiony do inicjatywy Wilnian.
Sabina Korejwo wszczęła intensywne działania, rozsyłając po całym kraju kilkadziesiąt listów z prośbą o nadsyłanie datków pieniężnych na specjalnie wydzielone konto bankowe PKO w Sopocie, należące do byłego żołnierza III Brygady Zdzisława Christy „Mamuta”.
Informowana regularnie przez konfidentów o poczynaniach Korejwy i Christy Służba Bezpieczeństwa przystąpiła niebawem do działań mających na celu storpedowanie tej niebezpiecznej, w oczach władz komunistycznych, inicjatywy. Zarządzono perlustrację korespondencji przychodzącej na adres małżonków Korejwo, a wkrótce zablokowano możliwości wpłaty pieniędzy na konto Zdzisława Christy.
Przy okazji ustalono aktualne adresy zamieszkałych w Polsce wszystkich byłych żołnierzy III Brygady. Kroki te okazały się jednak niewystarczające, gdyż Sabina Korejwo szybko zorientowała się w działaniach esbeków i omijając blokadę, wskazywała kolegom z AK nowe konto bankowe, na które powinni wpłacać pieniądze. Nie na wiele zdały się również tzw. rozmowy ostrzegawcze przeprowadzane oficjalnie przez funkcjonariuszy SB z Sabiną Korejwo oraz Zdzisławem Christą. Zdecydowano się więc na założenie w mieszkaniu małżonków Korejwo aparatury podsłuchowej. Realizacja przedsięwzięcia, wyznaczona na dzień 4 grudnia 1970, została zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Datę montażu aparatury podsłuchowej wybrano z uwagi na to, że Sabina Korejwo przebywała w tych dniach w szpitalu, zaś jej mąż na delegacji służbowej w Szczecinie.
Starszy syn Zdzisław był studentem Politechniki Gdańskiej i tego dnia uczestniczył w zajęciach. Wcześniej esbecy dokładnie ustalili, jakie wykłady i w jakich godzinach będą się odbywały oraz kto będzie je prowadził. Do obserwacji Zdzisława Korejwy na terenie Politechniki wyznaczono dwóch tajnych wywiadowców oraz zaufaną osobę z grona pracowników uczelni. Młodszy syn Ryszard był uczniem liceum i tego dnia powinien być na lekcjach w szkole. Obserwować go na terenie szkoły miał etatowy pracownik SB we współpracy z jej dyrektorem. Chodziło o to, że założenie podsłuchu musiało trwać kilka godzin i nikt z członków rodziny nie powinien operacji tej zakłócić. Przed domem Korejwów już od godziny 8 rano pojawili się specjalni obserwatorzy, którzy dyskretnie kontrolowali ruchy osób trzecich. Dodatkową przeszkodę stwarzał duży pies właścicieli mieszkania. Starannie zaplanowana akcja spaliła jednakże na panewce. Najpierw okazało się, że młodszy syn Korejwów nie poszedł rano do szkoły, opuszczając dwie pierwsze lekcje, co znacznie opóźniło rozpoczęcie pracy esbeków.
Następnie, kilkanaście minut po wyjściu z domu młodszego syna, niespodziewanie pojawił tam się starszy syn Korejwów w towarzystwie kolegi. Okazało się, że ani jeden z obserwujących go na terenie uczelni esbeków nie zauważył, że opuścił budynek Politechniki. Akcję trzeba było odwołać chociaż podsłuch, tym razem skutecznie, założono 24 grudnia 1970. Nadzieje esbeków związane z zainstalowaniem podsłuchu pokojowego okazały się płonne. Rejestrowano zazwyczaj banalne treści: „Eksploatację rozpoczęto o godzinie 8.00. W tym czasie Sabina krzątała się w oddalonym pomieszczeniu kuchennym(…). O godz. 18.30 Zdzichu rozmawia przez telefon z Iwonką. Rozmowa krótka i nieistotna”.
Zdesperowane brakiem spektakularnych osiągnięć wywiadowczych władze komunistyczne zdecydowały się zagrać va banque. W dniu 22 marca 1971 na wniosek SB Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku wszczęła przeciwko Sabinie Korejwo i kilku innym osobom śledztwo na podstawie art. 278 ówcześnie obowiązującego kodeksu karnego, który sankcjonował „udział w związku, którego istnienie, ustrój lub cel ma pozostać tajemnicą wobec organów państwowych”.
Za udział w takim związku groziła kara do 3 lat pozbawienia wolności. Wkrótce jednak nastąpił przełom.
Po wydarzeniach grudniowych 1970 na Wybrzeżu nowe władze PRL bały się niepokojów społecznych. Już po miesiącu od wszczęcia śledztwa gdańska SB zanotowała: „Z dotychczasowych ustaleń śledztwa wynika, że wyżej wymieniona grupa nie naruszyła żadnego przepisu prawa karnego, przeto nie może być pociągnięta do odpowiedzialności karnej. Naruszyła jednak niektóre przepisy prawa karno-administracyjnego”. Chodziło tutaj o przepisy dotyczące przeprowadzania publicznych zbiórek pieniężnych. Akowcy zręcznie wytłumaczyli jednak, że ich zbiórka odbyła się w zamkniętym gronie koleżeńskim i dlatego nie może być traktowana jako zbiórka publiczna. Ostatecznie wskutek osobistej interwencji Sabiny Korejwo, która była bądź co bądź członkiem ZBoWiD-u, u I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w Gdańsku Alojzego Karkoszki, zawarto swoisty kompromis.
Tablica pamiątkowa miała zostać wmurowana nie w Bazylice Mariackiej, ale w znacznie rzadziej odwiedzanym przez turystów kościele św. Bartłomieja na Starym Mieście w Gdańsku. Skorygowano również nieznacznie proponowaną treść inskrypcji. Wprawdzie SB nie dawała całkowicie za wygraną i nadal usiłowała sparaliżować przedsięwzięcie, namawiając rzeźbiarzy do znacznego podniesienia ustalonego wynagrodzenia za dzieło, jednakże był to już tylko przysłowiowy łabędzi śpiew.
W dniu 25 września 1971 w kościele św. Bartłomieja w Gdańsku podczas uroczystej mszy świętej, w której wzięło udział około 350 osób, w tym członkowie rodziny zamordowanego w roku 1951 dowódcy III Brygady kapitana Gracjana Fróga, odsłonięto tablicę pamiątkową z napisem:
„Żołnierzom 3 Wileńskiej Brygady Partyzanckiej AK »Szczerbca« dowodzonej przez śp. kpt. Gracjana Fróga poległym w latach okupacji hitlerowskiej w walkach o wolność ojczyzny. Towarzysze broni”.
Po uroczystości główna inicjatorka wmurowania tablicy została uhonorowana poprzez wręczenie miniaturki „Szczerbca” z napisem:
„Sabinie od kolegów w dowód wdzięczności”.
Niezależnie od tego grupa śląska dawnych akowców wileńskich wręczyła jej krzesło symbolizujące ścianę węglową z lampą górniczą. W późniejszym latach w środowisku utrwalił się zwyczaj, że w kościele św. Bartłomieja każdego 1 listopada oraz 7 lipca, w rocznicę rozpoczęcia akcji „Ostra Brama”, odbywały się msze żałobne połączone z uroczystym składaniem kwiatów pod pamiątkową tablicą.