Cmentarz „na Spokojnej” — tak się najczęściej określa od nazwy ulicy stary (zał. na początku XIX w.) cmentarz w Pińsku nieopodal dworca kolejowego. Na cmentarzu oczywiście spokojnie, rzadko ktoś zagląda do uporządkowania grobów, najwyżej w części prawosławnej, gdzie widać więcej późniejszych pochówków.
W katolickiej części niedużo grobów się zachowało, a po kościółku pozostały jeno fundament i fragmenty kolumn, podobnie zresztą jak po cerkwi. Groziło nawet całkowite unicestwienie tej części, gdyż w latach 50. władze planowały zbudować tam stadion. Uchroniła propozycja biskupa Kazimierza Świątka, aby na cmentarzu rzymsko-katolickim, grzebać również wyznawców judaizmu.
Cmentarz połączył i pogodził wszystkich, niezależnie od wyznania i armii. Są tam też mogiły żołnierzy radzieckich z ostatniej wojny, a dalej okazała kwatera żołnierzy niemieckich i rosyjskich z I wojny światowej.
Po tamtej wojnie władze polskie zobowiązane były zadbać o groby wszystkich armii. Dlatego zachowały się groby niemieckie i rosyjskie również w Wilnie na Cmentarzu Antokolskim, a były też w Zakrecie (Park Vingis) oraz w wielu innych miejscach II Rzeczypospolitej.
W Pińsku najlepiej zachował się mur wokół kwatery, ale wewnątrz jest tylko 20 nagrobnych płyt.
O wiele gorzej stało się z polskim wojskowym cmentarzem. Na jego miejscu w latach 60. pozwolono grzebać, poszerzając w ten sposób cmentarz komunalny, a nagrobki nie zabraniano wykorzystywać jako budulec. Były jednakowej formy jak niedawno odnalezione w jednym z murów w Wilnie. W Pińsku są chyba w fundamentach niejednej powojennej budowli.
— Polskich żołnierzy mogiły były od tej suchej jodły w prawo jakieś 200 metrów, ogółem chyba parę hektarów — rzekł nasz przewodnik Edward Złobin, a następnie wskazał żołnierskie groby, które się zachowały. Tylko tyle. Im dalej od granicy z Polską, tym gorzej jest ze stanem polskich wojskowych cmentarzy i ogólnie katolickich.
— W prawosławnej części spoczywają Fiodor i Julija Rusieccy, rodzice autora książki „Długi marsz” znanego ogólnie jako Sławomir Rawicz — opowiadał dalej Edward Złobin. — A tutaj groby rodziny Ordów. Z Polesia przecież pochodzą artysta malarz Napoleon Orda oraz Jerzy Orda, zasłużony dla Wilna historyk sztuki, pochowany na wileńskiej Rossie. Następne groby Korsaków i Skirmunttów. Konstancja Skirmuntt była publicystką i znaną działaczką o ideologii „krajowców” — wspierała litewski ruch narodowy, stawała w obronie Litwinów na łamach prasy i utrzymywała kontakty z Jonasem Basanavičiusem, nie zaakceptowała inkorporacji Wileńszczyzny do Polski. Są też krewni Józefa Ignacego Kraszewskiego, który lubował się w podróżach po Polesiu i podobno powiedział kiedyś: „Ja nie człowiek, ja Pińczuk…”. Polesie jawi się Kraszewskiemu przede wszystkim jako „terra incognita”, fascynująca swą egzotyką niezbadana kraina.
Na cmentarzu w gorszym lub lepszym stanie zachowało się część grobów zasłużonych dla Pińska obywateli.
„Co nie morda — to Orda, co nie oguncio — to Skirmuncio, co nie krzaczek — to Korsaczek” — z humorem podsumował pan Edward zwiedzanie cmentarza znanym kiedyś w Pińsku powiedzonkiem.
W historii Pińska niemałe są zasługi królowej Bony, w owym czasie właścicielki tego miasta. Według jej zarządzeń, rozpoczęto kopać kanały i budować nowe drogi. Batory 1581 r. nadał miastu prawo magdeburskie z herbem: w czerwonym kole napięty złoty łuk ze srebrną strzałą o stalowym ostrzu.
Znaczenie handlowe Pińska bardzo wzrosło w XVIII w. — po zbudowaniu kanałów Królewskiego (Dniepr — Bug) i Ogińskiego.
„Pińsk — to Żyd siedzący na worku soli” lub „litewski Liverpool” — tak kiedyś Kraszewski określił bogacącą się na handlu nieformalną stolicę Polesia.
Nie tylko Żydzi się bogacili.
W handel solą inwestował również znany przemysłowiec hrabia Wandalin Pusłowski, który później wybudował imponującą neogotycką rezydencję w uroczysku Mereczewszczyna, należącą kiedyś do ojca Tadeusza Kościuszki.
Będąc gorącym patriotą, Pusłowski odbudował spalony dworek wodza powstania.
Handel bardzo przyśpieszył rozwój miasta. Z 4 tys. mieszkańców na początku XIX w., po stu latach było już 36 tys., a obecnie ponad 130 tys.
Pińsk i okolice były niezwykle zróżnicowane narodowościowo i religijnie. Zamieszkiwali prawosławni, katolicy, duży wpływ na Polesiu posiadali baptyści.
Do narodowości białoruskiej przyznawali się nieliczni, używający mowy „tutejszej” najczęściej czuli się Poleszukami.
W samym Pińsku w okresie międzywojennym tylko 22 proc. posługiwało się w domu językiem polskim, ale aż 70 proc. było wyznania mojżeszowego. Żydzi posiadali Wielką Synagogę oraz 40 mniejszych bożnic i domów modlitwy, w swoich rękach skupiali ponad 80 proc. handlu.
Po II wojnie światowej sytuacja narodowościowa uległa kardynalnej zmianie. Większość Żydów wymordowano, dzisiaj jest ich tylko 0,15 proc. O nich w historii Pińska mówią jeszcze kamieniczki pożydowskie, budynki szkoły, łaźni i synagoga. Właśnie w szkole w Pińsku uczył się kiedyś pierwszy prezydent Izraela Chaim Weizmann.
Polacy z Polesia byli wywożeni bądź też zabijani, w lepszym wypadku „repatriowali się” do Polski lub zaczęli ukrywać swą narodowość.
Dzisiejsze statystyki podają 85 proc. Białorusinów, 9 proc. Rosjan, kilka procent Ukraińców i 1 proc. Polaków.
Do utrzymania polskości służy Piński oddział Zjednoczenia Społecznego „Polska Macierz Szkolna” — powołany w 2002 r.
Najważniejszą formą działalności jest prowadzenie Polskiej Szkoły Niedzielnej, do której w dziesięciu wiekowych grupach uczęszcza ponad dwieście uczniów.
Jest też grupa dla dorosłych. Władze miasta nie wspomagają co prawda polską organizację, ale i nie przeszkadzają w jej pracy.
Są organizowane wyjazdy krajoznawcze, konkursy i spotkania okolicznościowe. Istnieją dwa zespoły muzyczne.
Nad rzeką Piną zachował się piękny pałac Mateusza Butrymowicza z końca XVIII stulecia. W uroczystościach wmurowania kamienia węgielnego wziął udział król Stanisław August Poniatowski. Pałac ten był pierwszą świecką murowaną budowlą w Pińsku, dlatego nazywany był „murem” i bardzo się wyróżniał na tle drewnianej naonczas nieoficjalnej stolicy Polesia.
Dlatego Kraszewski nazywał go „frant na wsi”.
Po Butrymowiczach pałac trafił do rodziny Ordów, a po nich do Skirmunttów. Konstancja Skirmuntt zapisała go miejscowemu duchowieństwu jako rezydencję biskupa, ale znacjonalizowany po wojnie służył jako Dom Pionierów i kino. Obecnie w gruntownie odnowionym mieści się Pałac Ślubów i w dwóch pokojach filia muzeum.
— Pińsk nie jest Pińskiem, jeżeli tu nie ma marynarzy i Żydów oraz nie słychać polskiej mowy — usłyszeliśmy od pana Edwarda, idąc w stronę dawnych koszarów stacjonującego przed wojną w Pińsku 84 Pułku Strzelców Poleskich. Obecnie w tych budynkach znajduje się posterunek milicji. Bliżej rzeki zachowały się niektóre zabudowania wojennego portu, koszar oraz drewniane domy oficerów marynarki.
Właśnie Flotylla Pińska przed wojną była wizytówką tego miasta. Powstała jeszcze w kwietniu 1919 r., kiedy z trzech motorówek „Lech”, „Lisowczyk” i „Lizdejko” utworzono patrol rozpoznawczy, który wziął udział w starciach z flotyllą bolszewicką i po przeprowadzeniu desantu przyczynił się do zdobycia Horodyszcza, co następnie umożliwiło zajęcie ważnego ze względów komunikacyjnych Łunińca.
Na pamiątkę tych wydarzeń 3 lipca ogłoszono Świętem Flotylli Rzecznej w II Rzeczpospolitej.
Powiększona o nowe jednostki flotylla skutecznie brała udział w dalszych walkach. W bitwie pod Czarnobylem pokonała flotyllę bolszewicką, zatapiając jeden statek, a trzy kolejne uszkadzając, poza tym w czarnobylskim porcie zdobyto 6 statków, 6 pogłębiarek i 8 łodzi motorowych. Później walczono jeszcze o Kijów, jednak flotylla została rozwiązana w sierpniu 1920 z powodu zajęcia dorzecza Prypeci przez Armię Czerwoną i samozatopienia większości statków.
Odtworzona została po wojnie polsko-bolszewickiej. Bazą główną flotylli był Pińsk, w którym cumowało ponad 100 jednostek bojowych i transportowych. Mieściła się w nim Komenda Portu Wojennego, koszary, schrony i hangary dla samolotów, warsztaty, biura oraz hale dokowe i konstrukcyjne, a także po drugiej stronie rzeki bazy paliwowe i składy amunicji.
We wrześniu 1939 r. statki flotylli patrolowały okolice oraz osłaniały miasto przed nalotami Luftwaffe.
Po napadzie ZSRR rozproszoną w dorzeczach Prypeci flotyllę nie udało się skutecznie wykorzystać, zwłaszcza że dezorientował rozkaz wodza naczelnego: „… Z sowietami nie walczyć”.
Ostatecznie na rozkaz generała Franciszka Kleeberga wszystkie jednostki zatopiono, w tym wysadzony w powietrze ORP „Wilno”.
„Do Pińska przychodzę w dniu 20 września, o godzinie 16.15, oddając po drodze ostatnie honory bratniemu ORP „Wilno”, wysadzonemu w pobliżu wsi Osobowicze przez jego dowódcę kpt. mar. Edmunda Jodkowskiego. Widok straszny: jedna kupa rozszarpanego żelastwa z tak pięknej jednostki” — wspominał dowódca ORP „Kraków” kpt. art. Jerzy Wojciechowski.
Speszeni marynarze zostali przebrani w polowe mundury wojsk lądowych, chociaż oficerowie i podchorążowie zachowali garnizonowe czapki marynarskie, a szeregowi umieszczali orzełki Marynarki Wojennej na czapkach polowych.
Do 20 września zatrzymywano wojska sowieckie, a po zniszczeniu mostu razem z nacierającymi czołgami i samozatopieniu ostatnich jednostek, wycofano się. Staczając potyczki z Armią Czerwoną, marynarze razem z żołnierzami Korpusu Ochrony Pogranicza, kilkoma kolumnami podążali najpierw do walczącej Warszawy, a później przebijali się w stronę Rumunii.
Oddział na czele z kpt. Bronisławem Bończakiem trafił w zasadzkę i następnego dnia miejscowi „czerwoni aktywiści” w Mokranach rozstrzelali 18 oficerów flotylli i KOP.
W składzie Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” 30 września stoczono jeszcze zwycięską potyczkę z kawalerią sowiecką, a poszczególni marynarze Flotylli Pińskiej wzięli udział w ostatnich bitwach 1939 r. pod Wolą Gułowską i Kockiem.
Cdn.
ZAPROSZENIE
Miłośników historii wojskowości, broni i barwy munduru polskiego, zapraszamy na spotkanie do Domu Kultury Polskiej we wtorek 26 kwietnia na godz. 18, pokój nr 305.
Wileński Klub Rekonstrukcji Historycznej Garnizonu w Nowej Wilejce