Rozmowa z psycholog Lucyną Narkiewicz-Skórko.
Na Litwie toczy się obecnie dyskusja na temat przemocy wobec dzieci. Niemało jest w niej głosów, które bronią możliwości stosowania kar fizycznych. Wydaje się, że zdecydowanego, prawnego zakazu bicia obawiają się też niektórzy rodzice. Dlaczego tak się dzieje?
Bardzo smutne jest to, że w ogóle trzeba sobie zadawać takie pytanie. Wydaje się, że w XXI wieku już nie powinno się ono pojawiać. Bicie dzieci jest absolutnie niedopuszczalne, ponieważ w ten sposób nie wychowamy człowieka. Bicie, znęcanie się fizyczne, jest działaniem destrukcyjnym, które nie przynosi dobrych skutków. To poniża, uderza w godność człowieka, wzbudza bardzo silne emocje i działa destrukcyjnie na rozwój osobowości. To trauma, z którą dziecko idzie w świat.
Dlaczego więc jest tak duży opór wobec rozwiązań prawnych, które całkowicie zakazują stosowania kar fizycznych?
Prawdę mówiąc – trudno mi to zrozumieć. Chyba po prostu wyrośliśmy w takim systemie, gdzie siła fizyczna i kary fizyczne były powszechnie stosowane. Taki był model wychowania, taki też był reżim w ubiegłym wieku – o wszystkim rozstrzygała siła. Trochę chyba przesiąkliśmy tą agresją, złością. Druga kwestia to ta, że chyba po prostu nie umiemy inaczej. Pokolenie rodziców, które żyje na Litwie, nie ma po prostu innego wzorca. Próbujemy odrzucić to, co niedobre, natomiast brakuje nam pozytywnego modelu, umiejętności. Jeżeli działamy przez cały czas w jakimś określonym schemacie, to bardzo trudno jest potem z niego zrezygnować. W takiej sytuacji traci się poczucie bezpieczeństwa. Trzeba przyswoić jakieś inne zachowanie. Jeżeli go nie widzę, to co? Jak inaczej? Właśnie przed takim problemem stoi wielu rodziców. Nie chcą pozwolić dziecku na wszystko, ale nie potrafią umiejętnie stawiać granic. Kurczowo trzymają się tego dawnego modelu, ponieważ sami nie chcą się zmieniać.
Jako psycholog zajmuje się pani szkoleniem rodziców. Jakie metody wychowawcze są według pani najbardziej skuteczne?
Już od 10 lat szkolę rodziców i widzę, że jest ogromna potrzeba tego rodzaju zajęć. Rodzice, którzy chcą odpowiedzialnie wychowywać dzieci, szukają sposobów, bo widzą, że brakuje im umiejętności. Na warsztatach „Szkoła dla Rodziców i Wychowawców” uczymy budowania więzi, tworzenia relacji z dzieckiem. Podstawowym założeniem jest to, że każde dziecko chce być dobre, posłuszne, lojalne wobec rodziców. I tak naprawdę jest. Jeżeli dziecko zaczyna się źle zachowywać, to znaczy, że ja, dorosły, robię coś nie tak.
Uczymy się więc postawy dialogu, tego, że ten mały człowiek jest wart takiego samego szacunku co dorosły. Uczymy się słuchać dzieci i odpowiednio komunikować swoje wymagania. W wychowaniu najważniejsze są relacje.
Jak powinna być relacja między rodzicem a dzieckiem?
Powinny w niej występować dwa aspekty. Z jednej strony bezwarunkowa miłość i akceptacja, z drugiej – umiejętnie postawione granice. Akceptację okazujemy przede wszystkim poprzez szacunek dla uczuć dziecka i jego potrzeb. Nas świata uczuć nikt nie uczył, dlatego najczęściej jesteśmy w tej dziedzinie analfabetami, nie potrafimy zupełnie odczytać tych sygnałów, które wysyła do nas dziecko. Wczoraj, gdy prowadziłam zajęcia z rodzicami, jedna z mam opowiedziała o tym jak jej 5-letnie dziecko zapytało „Co będzie, jeśli tata umrze?”. W grupie rodzice dyskutowali nad tym, czy mówić dziecku prawdę, czy nie. Dopiero po moim trzecim pytaniu, co tak na prawdę dziecko chce nam powiedzieć, grupa doszła do tego, że tak naprawdę nie jest to pytanie o śmierć, ale o bezpieczeństwo – „Co będzie, jak zostanę sam?” Często zdarza się tak, że dziecko nam coś komunikuje, a my rozumiemy ten komunikat dosłownie i nie potrafimy odczytać prawdziwych potrzeb dziecka. Skupiamy się na kwestiach intelektualnych, bo świat uczuć ciągle jest dla nas jakąś odległą planetą.
Bezwarunkowa miłość jest dziecku bardzo potrzebna – nie za 10-kę w szkole, nie dlatego, że ładnie wygląda albo jest czyste. Jeżeli doświadczy w życiu choć jednej takiej relacji, jeżeli choć jedna osoba przyjmie je takim, jakie jest – wyrośnie z niego zdrowy człowiek. Jeśli tej bezwarunkowej miłości brakuje, jest o wiele trudniej. Miłość nie może być jednak okazywana przez kupowanie prezentów czy sprawy materialne, ale przez poświęcony dziecku czas, uwagę, rozmowę. Chodzi o wspólne obejrzenie filmu, który dziecko interesuje, słuchanie o tym, co dzieje się w szkole, co jest dla niego ważne. Słuchania dzieci również trzeba się uczyć. Często, gdy dziecko zaczyna mówić, wydaje się nam, że doskonale wiemy, co chce nam powiedzieć. Zaczynamy krytykować, ironizować. Nic dziwnego, że nie chcą wtedy rozmawiać. Rodzice natomiast często nie mają na to czasu albo, jak często słyszę, mają „tyle czasu, ile zostanie”.
Ile czasu rodzice na Litwie poświęcają swoim dzieciom? Jakie są prawdziwe potrzeby dziecka?
Z badań, jakie zostały przeprowadzone kilka lat temu, wynika, że rodzice na Litwie rozmawiają ze swoimi dziećmi średnio 7 minut dziennie. Oczywiście przy takim kontakcie nie da się wychować człowieka. Według badań amerykańskich absolutne minimum to 15 minut dziennie. To też bardzo mało. Uważam, że tu nie ma jednej miary. Są dni, kiedy dzieci potrzebują bardzo dużo uwagi, bo coś przeżywają. Mogą opowiadać o swoich przeżyciach nawet dwie godziny. Innego dnia może wystarczyć pięć minut. Rodzice powinni poświęcić dziecku tyle czasu, ile ono potrzebuje.
Jeśli dziecko pokazuje, że nie potrzebuje zainteresowania rodziców? Co zrobić, jeśli nastolatek nie chce rozmawiać?
Ta potrzeba jest zawsze. Okazywanie jej czasem nie pasuje do nastolatka, który chce pokazać, że jest dorosły. To są już nieco inne relacje. Często w tym właśnie wieku dzieci w pewnym sensie tracą kontakt z rodzicami, bo po prostu nie zbudowano wcześniej więzi. Jeśli przez cały czas prowadzimy monolog, wydajemy dziecku polecenia „zrób to”, „idź tam” – nie możemy zbudować więzi. Z nastolatkami trudno jest zaczynać dialog, jeśli wcześniej go nie było. W tym wieku w kontakcie bazujemy na relacji wypracowanej dużo wcześniej.
Mówimy o miłości i akceptacji. Jak w takim razie stawiać granice?
Miłość ma być mądra. Jeśli nie stawiamy dzieciom wymagań, ich psychika się nie rozwija. Dzieci muszą wiedzieć, co jest dobre a co złe, jakie są ich obowiązki. Mamy wychować samodzielnego człowieka, który poradzi sobie w życiu. Jeśli robimy wszystko za dziecko, będzie ono okaleczone. Jeśli nie stawiamy wymagań, nie dziwmy się, jeśli wychowamy np. 30-latka, który nie wstaje rano i nie idzie pracy, bo przeżywa za duży stres. Ważne są zasady i konsekwencje i to już w najmłodszym wieku, nawet w bardzo banalnych sytuacjach. Jeśli dziecko wylało kompot, powinno wziąć ściereczkę i posprzątać, jeśli spóźniło się wieczorem – następnego dnia ma wrócić wcześniej lub zostać w domu. Mamy po prostu nauczyć zasad, które obowiązują też w świecie dorosłych. Jeśli przekraczam prędkość, mogę zapłacić mandat – to po prostu konsekwencja mojego zachowania. Najlepiej, jeśli są to konsekwencje naturalne. Powinniśmy także wytłumaczyć dziecku, jak powinno postępować, by w przyszłości uniknąć takich sytuacji.
Konsekwencja nienaturalna to po prostu kara? Jak to jest z karami w wychowaniu?
Zależy, o jakie kary chodzi. Zawsze w pierwszej kolejności patrzymy na konsekwencje naturalne. One są najbardziej efektywne. Czasami, bardzo rzadko, nie da się wyciągnąć konsekwencji naturalnej. Wtedy zawsze są jakieś konsekwencje nadrzędne. Możemy wówczas odebrać jakiś przywilej. W przypadku młodszego dziecka może to być np. oglądanie bajki, u starszego – ograniczenie używania komputera. Można to nazwać pewnego rodzaju karą, ale jest to dla dziecka zrozumiała konsekwencja jego zachowania. Nie jest karą sytuacja, która dziecko w jakiś sposób zaskakuje, gdy krzyczymy na nie, wyładowujemy swoje emocje. Takie zachowanie niczego nie wnosi, dziecko nie otrzymuje żadnej informacji i często nie rozumie, o co nam chodzi.
Czy sposób wychowania, o którym pani mówi, można zacząć wprowadzać w każdym okresie rozwoju dziecka? Czy dzieci, na które do tej pory krzyczano, łatwo wejdą w nowe zasady, jeśli zaczną je stosować rodzice?
Można a nawet trzeba wprowadzać nowe zasady, zwłaszcza, gdy rodzic zaczyna rozumieć, że coś trzeba zmienić. Często rodzice stwierdzają, że dochodzą do kresu swoich możliwości. Niestety, przykładem bezradności jest również bicie dziecka. Rodzice robią to, gdy nie potrafią inaczej. Można tymczasem nauczyć się innego rodzaju komunikacji z dzieckiem. To oczywiście na początku bywa trudne. Mamy się przecież nauczyć zupełnie innego języka. Trochę tak, jakbyśmy mieli nauczyć się chińskiego. Dzieci natomiast uczą się nowego sposobu komunikacji bardzo szybko. Jeśli okazywany jest im szacunek, zainteresowanie, bardzo szybko wchodzą w nowe zasady, ponieważ tak właśnie powinno być. Relacje oparte na szacunku są właśnie czymś naturalnym. Dzieci rozumieją, że teraz jest dobrze, mówią o tym. „Szkoła dla Rodziców i Wychowawców” obejmuje 3 etapy. To bardzo wymagające zajęcia. Kiedy pytam rodziców, dlaczego zdecydowali się na kolejny etap, najczęściej odpowiadają, że kazały im dzieci. Oczywiście, im starsze dziecko, tym trudniej mu uwierzyć, że mama może się zmienić, ale zawsze warto próbować.
Lucyna Narkiewicz Skórko – psycholog, od 10 lat prowadzi warsztaty „Szkoła dla Rodziców i Wychowawców” w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Wilnie. Informację o zajęciach dla mieszkańców Wilna w języku litewskim można uzyskać pod nr tel. (85) 265 09 08. Zajęcia w języku polskim odbywają się w Żłobku-przedszkolu „Uśmiech”. Kontakt pod nr tel. +370 69 80 42 72
Fot. 1. Nikt nas nie uczył świata uczuć, dlatego najczęściej jesteśmy w tej dziedzinie analfabetami – mówi Lucyna Narkiewicz-Skórko Fot. archiwum
Fot. 2. W wychowaniu powinny występować bezwarunkowa miłość i akceptacja oraz umiejętnie postawione granice.