Więcej

    Smutna szkolna rzeczywistość

    Podobno oświata jest priorytetem dla rządu. Obserwując to, co dzieje się w tej chwili na Litwie, można nabrać przekonania, że lepiej priorytetem nie być. Dyskusja na temat konieczności reformy oświaty z dnia na dzień jest coraz bardziej przykra. Coraz smutniejsza jest także szkolna rzeczywistość. Jeszcze niedawno jedyną szkolną zmorą był niż demograficzny. Pobliskie szkoły, aby przetrwać musiały rywalizować między sobą o każdego ucznia. Czasem robiły to, przygotowując ciekawszą ofertę, a czasem – obniżając drastycznie wymagania.
    W tym roku zaczyna pojawiać się nowy problem. Szkoły zaczynają walkę o nauczycieli, których naprawdę zaczyna brakować. Od lat nie ma wielu chętnych na studia pedagogiczne, a ci, którzy na nie się decydują wybierają je najczęściej jako opcję awaryjną, na wypadek niepowodzenia innych planów. I nie ma się chyba co dziwić. Bez wątpienia nie jest to na Litwie ani zawód prestiżowy, ani opłacalny.
    Minister oświaty zapewnia, że państwu na nauczycielach zależy. Nie obiecuje jednak wyższych zarobków, a jedynie wydłużenie czasu pracy do 36 godzin tygodniowo. Trudno chyba liczyć na to, że kogokolwiek taka propozycja porwie. Chętnych do wykonywania zawodu już teraz jest coraz mniej. Ponadto na Litwie odsetek nauczycieli, którzy przekroczyli 50. rok życia należy do najwyższych w Europie. Co będzie, jak odejdą z pracy? Może po prostu dążymy do modelu, który znamy ze szkolnych lektur i historii? Przecież wyniki były całkiem dobre i sto lat temu, gdy w czasie jednej lekcji uczniów w różnym wieku uczył jeden nauczyciel – specjalista od wszystkiego…