Więcej

    No i po co nam te partie?

    Patrząc na litewską scenę polityczną, coraz trudniej zrozumieć sens istnienia tu partii politycznych. Już w poprzedniej kadencji sejmu mogliśmy się przekonać, że ich nazwy nie mają wiele wspólnego z faktycznym programem rządzenia. Różnic między prawicą a lewicą trudno było się dopatrzeć choćby w kwestiach prawa pracy i spraw socjalnych. Nazwy, takie jak socjaldemokraci, konserwatyści czy liberałowie, nie pomagały więc wyborcy, a mogły go nawet zmylić.

    Ostatnie wydarzenia pokazują, że istnienia partii nie potrzebują nawet sami politycy, a przynajmniej przestają ich potrzebować po wyborach. Potwierdziła to najpierw masowa ewakuacja ze Związku Liberałów, po ujawnieniu skali korupcji.
    Teraz mamy kolejny dowód – całkowity ewenement w skali światowej – pozapartyjną koalicję Związku Chłopów i Zielonych i sejmowej frakcji socjaldemokratów.

    Czy nowe rozwiązanie będzie litewskim wkładem w rozwój politologii? A może jest po prostu echem starych, dobrze znanych rozwiązań? Przecież większość polityków dzisiejszej Litwy wciąż dobrze pamięta czasy, gdy żadnego „partyjniactwa” nie było.
    Przez 50 lat wystarczała jedna, za to nieomylna, Partia.