Więcej

    Józef Piłsudski i polsko-litewskie manowce

    Kilka lat temu w uroczystość Wszystkich Świętych miałam okazję obserwować na Rossie bardzo ciekawą lekcję historii. Litwini, dziadek z kilkuletnim wnuczkiem, stali przy Mauzoleum Matki i Serca Syna. „Co robić, on też był Litwinem” – powiedział dziadek, zapalając znicz przy grobie Marszałka.
    Gdyby wszystkie paradoksy polsko-litewskiej historii chcieć zamknąć w jednej osobie, wydaje się, że Piłsudski jest doskonałym kandydatem do tego rodzaju zabiegu. Pochodzący ze starych, żmudzkich rodów, najbardziej zagorzały obrońca państwa polskiego, winny utraty Wilna przez Litwę, a jednak – gdyby nie on i Bitwa Warszawska, Litwa straciłaby przecież znacznie więcej.
    Teraz, gdy zaczynamy świętować 150. rocznicę urodzin Marszałka, prawie sto po odzyskaniu niepodległości i rozejścia się dróg obojga narodów, wydaje się, że przychodzi powoli czas na spokojną rozmowę. Konferencja, jaką organizuje Instytut Polski w Wilnie, będzie na pewno dobrą do tego okazją, zwłaszcza, że bierze w niej udział wielu litewskich historyków. Kto wie, może ten, który znalazł się w centrum polsko-litewskich podziałów, będzie najlepszą drogą do wzajemnego zrozumienia? Wydaje się, że na obecnym etapie odczytywania historii sąsiednich narodów o zrozumienie najbardziej chodzi. Nie o to nawet, żeby się ze sobą zgadzać, raczej by usłyszeć i chcieć zrozumieć. Jubileusz, jaki obchodzi Polska i Litwa będzie w pewien sposób stracony, jeśli do tego nie dojdzie. 100 lat wzajemnego niezrozumienia to już na prawdę wystarczająco dużo…