Więcej

    Bieda biedzie nierówna…

    Na naszych łamach pojawiają się co jakiś czas apele o pomoc dla pogorzelców (choć lepiej by było, żeby do takich nieszczęść nigdy nie dochodziło), którzy uciekli przed zabójczymi płomieniami – bez ubrań, dokumentów i ostatnich pieniędzy. Czasami wstydzą się prosić o wsparcie poprzez gazetę, telewizję, radio, czy dać ogłoszenie w internecie, dlatego robią to za nich sąsiedzi. Wielu ludzi o dobrym sercu (a najczęściej nie są to najzamożniejsi obywatele) odzywa się na to ciche wołanie o pomoc. Pomagają, choć kilkoma euro ze swojej niewypchanej sakiewki.
    Teraz w mediach głośno jest o pożarze, który w piątek strawił w całości drewniany dom rodziców Linasa Karaliusa, muzyka, showmana, przedsiębiorcy, posła z dwuletnim stażem – wyrzuconego z sejmu, bo po cichu zrobił sobie kilkutygodniowy urlop w Tajlandii, czy gdzieś tam. No cóż, bieda jak u każdego, no nie? A jako, że jest znaną, choć kontrowersyjną osobą, to na jego apel o pomoc (z informacją o tym, że jego rodzice otrzymują zaledwie 240 euro emerytury), z całego niemal świata popłynęły pieniądze i już wczoraj do południa zebrano połowę sumy, 5 500 euro, potrzebnej na budowę nowego domu. Dobrze, kiedy jest się znanym, to i łatwiej ma się w biedzie.
    Tyle, że… W internecie pojawiło się wiele komentarzy – od życzliwych (Trzeba przecież człowiekowi pomóc), poprzez zjadliwe (Dlaczego nie przygarnie swoich rodziców do przestronnego i luksusowego mieszkania w Wilnie?), do rzeczowych (Skoro jest się biznesmenem, to nie było rozumu ubezpieczyć drewnianej chaty?). Od siebie dodałbym tylko tyle – zamieszczanie zdjęć wnętrza domu przed pożarem, z dosyć niebiednym wnętrzem, wraz z apelem o pomoc – jest po prostu nieetyczne.