Widząc, co się dzieje z ich dobrami na Antokolu, Sapiehowie muszą się przewracać w grobie. Trudno oczekiwać innej reakcji na to, w jaki sposób stołeczny samorząd zabiera się do „porządkowania” terenów dawnych dóbr sapieżyńskich, w których do niedawna mieścił się szpital.
„Porządkowanie” nieprzypadkowo ujmuję tu w cudzysłów – trudno bowiem nazwać inaczej wycięcie drzew i zapowiedzi „odpowiedzialnych” osób, że odnowi się tylko część parku, zlikwiduje znajdujący się pod nim schron bombowy, a parkingu i publicznej toalety nie będzie. Niszczenie dorobku poprzednich pokoleń, wprowadzanie bałaganu – to rzecz bardzo krótkowzroczna. Nic dziwnego, że okoliczni mieszkańcy protestują – już teraz brakuje miejsc do parkowania, zwłaszcza, że w parku sapieżyńskim mieści się inkubator przedsiębiorczości „Tech Park”, którego pracownicy także gdzieś muszą parkować.
Szkoda, że samorząd, zamiast wykazać się długowzrocznością w planowaniu, wykorzystać bunkry komercyjnie i patrzeć na zespół parkowy całościowo, woli go po kawałku niszczyć i do tego sprawiać kłopot okolicznym mieszkańcom. Sapiehowie po sobie zostawili coś, co i po trzech wiekach robi wrażenie. Co zostanie po „porządkach” ludzi nam współczesnych?