Więcej

    Skutki repatriacji są bolesne i długoterminowe

    Czytaj również...

    Ulotka antykomunistyczna dotycząca linii demarkacyjnej forsowanej przez Józefa Stalina na konferencjach w Teheranie (1943) i Jałcie (1945). / FOT. WIKIPEDIA

    Repatriacja Polaków z Litwy pod koniec II wojny światowej i po niej nie odbywała się zgodnie z planem. Ludzie nie chcieli opuszczać Wilna, ponieważ czekali, że być może zmieni się sytuacja geopolityczna i miasto powróci do Polski – mówi dr Vitalija Stravinskienė z Instytutu Historii Litwy.

    Dr Vitalija Stravinskienė pracuje w Instytucie Historii Litwy w Wilnie. Jej zainteresowania badawcze to m.in. problemy społeczne litewskich Polaków i polskich Litwinów w II połowie XX w. oraz migracje po II wojnie światowej. / FOT. ARCHIWUM PRYWATNE

    *Autor książki „100 historycznych reliktów Wilna” i badacz miejski Darius Pocevičius, pisząc o repatriacji, wygłosił taką myśl, że władzy komunistycznej udało się zrobić to, czego nie udało się litewskim narodowcom, czyli uczynić z Wilna homogeniczne miasto…

    Kiedy mówimy o Wilnie, to trzeba pamiętać, że miasto stawało się litewskojęzyczne stopniowo i raczej z przyczyn obiektywnych. Plany i chęci władz to jedno, ale rzeczywistość była inna. I władze musiały dostosować się do tej rzeczywistości, na którą wpływ miały przede wszystkim czynniki ekonomiczne. Wilno miało status stolicy, było ośrodkiem przemysłowym, znajdywały się tu różne instytucje i ośrodki państwowe. Właśnie te wszystkie elementy spowodowały, że Wilno stopniowo się lituanizowało.

    *Kiedy ostatecznie do tego doszło?

    Pod względem procentowym dopiero w roku 1989, kiedy Litwini stanowili nieco ponad 50 proc. mieszkańców Wilna. To znaczy co drugi mieszkaniec miasta był Litwinem. Ale napływ Litwinów do Wilna rozpoczął się w drugiej połowie lat 50., kiedy rozpoczął się proces kolektywizacji. Ludzie po prostu uciekali przed kołchozami, w poszukiwaniu lepszych warunków do życia. Drugim czynnikiem była realizacja planu odbudowy Wilna – wówczas powstawało wiele miejsc pracy i pojawiło się dużo możliwości. Trzecim czynnikiem był rozwój dużych zakładów przemysłowych, jak Vilma, Elfa czy Kuro aparatūra, które przyciągnęły rzesze osób. Mieszkańcy wsi, zwłaszcza ich dzieci, widząc pewne perspektywy, ruszyli do dużych miast. W pierwszej kolejności, co jest naturalne, do stolicy napłynęły osoby z terenów leżących wokół Wilna, czyli z tzw. polskich rejonów.

    *Dlaczego po wojnie Litwini nie chcieli jechać do Wilna?

    Ponownie mamy do czynienia z wieloma czynnikami. Z jednej strony repatriacja Polaków nie odbywała się zgodnie z planem. Ludzie nie chcieli opuszczać Wilna, ponieważ czekali, że być może zmieni się sytuacja geopolityczna i miasto powróci do Polski. Po drugie, nie było gdzie osiedlać nowych osób. Plan przesiedlenia 30 tys. Litwinów do Wilna z lutego 1945 r. został przyjęty zbyt pochopnie. Miasto było zrujnowane, mieszkań brak, wynagrodzeń nie było. Ludzie posiadający dom oraz kawałek ziemi, czyli namiastkę pewnej stabilności, nie decydowali się na przeprowadzkę. Akcja władz była przedwczesna, gdyby została ogłoszona później, to sytuacja byłaby inna.

    *Czy termin „repatriacja” jest odpowiedni?

    Osobiście używam terminu „repatriacja”, chociaż ta nazwa nie do końca odzwierciedla treści tego procesu. Są używane także inne określenia, jak: „czystka etniczna”, „ewakuacja”, „wysiedlenie” czy „exodus”.

    *Jak rozpoczęła się repatriacja?

    Były dwie fale. 22 września 1944 r. podpisano umowę między PKWN a władzami Litwy sowieckiej w sprawie przesiedlenia ludności polskiej i żydowskiej z byłych terenów II Rzeczypospolitej. W przypadku Wilna takim szczytowym okresem wyjazdów do Polski były lata 1945–1946. Fala wyjazdów trwała do 1947 r. W tym okresie Wilno opuściło od 90 do 100 tys. mieszkańców. Druga fala repatriacyjna rozpoczęła się po dojściu Chruszczowa do władzy i trwała od 1955 do 1959 r.

    *Czym różniły się obie fale?

    W trakcie drugiej nie było przymusu. Z repatriacji skorzystały osoby, które po prostu widziały większe szanse na samorealizację w Polsce. Druga repatriacja była kontynuacją pierwszej, ponieważ w dokumentach pisało się, że prawo do wyjazdu mają osoby, które z przyczyn niezależnych od nich nie mogły wyjechać tuż po wojnie. To dotyczyło przede wszystkim osób represjonowanych. W pierwszej kolejności z tej okazji skorzystali ludzie wywiezieni na Syberię. Podczas tej fali wyjechało ok. 50 tys. osób. W czasie drugiej repatriacji zasady były bardziej sformalizowane: trzeba było otrzymać potwierdzenie narodowości i obywatelstwa, zezwolenie na opuszczenie miejsca pracy, poza tym podróż trzeba było planować samemu. Nie było specjalnych pociągów. W odróżnieniu od Ukrainy i Białorusi proces repatriacji na Litwie był bardziej uporządkowany i liberalny. Przykładowo, na Białorusi królem i bogiem był przewodniczący kołchozu, którego słowo było decydujące. U nas trzymano się litery prawa. Przewodniczący kołchozów nie mieli żadnego wpływu na decyzję. O tym decydowały osoby z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które oczywiście musiały uzgadniać swoje decyzje z organami bezpieczeństwa. To właśnie KGB miało ostateczne słowo, dlatego osoby pracujące w ośrodkach strategicznych nie otrzymały zezwolenia na wyjazd, ale ich procent był bardzo mały. Praktycznie kto chciał, ten z Litwy wyjechał.

    *Jaka była reakcja władz Litwy na repatriację? Miasto opuściło 100 tys. mieszkańców, to oznacza, że po prostu się wyludniło…

    Z racji tego, że repatriacja odbywała się stopniowo, to pustka nie była odczuwała tak boleśnie. Dajmy na to w 1945 r. wyjechało z Wilna 30–40 tys. osób. W następnym roku podobnie. Z drugiej strony ludność w Rosji i Białorusi bardzo ucierpiała od wojny i szukała lepszych warunków. Ci ludzie nie tylko przyjeżdżali do Wilna, lecz docierali nawet na Żmudź, za chlebem. Migracja odbywała się cały czas.

    *Dlaczego nie wszyscy Polacy wyjechali z Litwy? Kto został?

    Wszystko zależało od nastawienia konkretnych osób. W przypadku Wilna, gdzie mieszkała inteligencja, presja ze strony władz była większa. Wywierano ją na różne sposoby. Władza sowiecka w pierwszej kolejności chciała pozbyć się elementu antysowieckiego, czyli osób wykształconych. Znane jest zdanie Antanasa Snečkusa, że „polski nacjonalizm zlikwidujemy poprzez jego wywiezienie”. Natomiast na prowincji proces był odwrotny, tam próbowano ludzi zatrzymać z pobudek pragmatycznych. Ze wsi wyjeżdżali przede wszystkim bogatsi chłopi, którzy pamiętali pierwszą okupację sowiecką i których dotyczyły pierwsze wywózki. Są świadectwa, że w tamtym czasie ludzie zwracali się do struktur podziemnych państwa polskiego, dopóki ono jeszcze działało na tych terenach, z pytaniem, czy mają wyjeżdżać, czy zostać. Dopóki sytuacja się nie ustabilizowała, tzn. do konferencji w Poczdamie, radzono zostać na miejscu. Ludność polska mogła stanowić argument za przynależnością tych terytoriów do Polski. Jednak kiedy część podziemia została zlikwidowana przez bezpiekę, a druga część wyjechała do Polski, zaczęli też wyjeżdżać księża, wówczas zrozumiano, że dalszy opór nie ma sensu. Dlatego na Litwie zostali przede wszystkim chłopi oraz robotnicy. To nie przeszkadzało władzy sowieckiej, ponieważ ci ludzie w znacznym stopniu byli apolityczni.

    *Polacy w ZSRS mieszkali nie tylko na Litwie, lecz także na Białorusi i Ukrainie. Dlaczego tylko na Litwie były polskie szkoły i media?

    Taka była decyzja ówczesnej władzy sowieckiej, która chciała stworzyć nową sowieckopolską inteligencję. Ośrodek życia kulturowego i społecznego Polaków w ZSRS postanowiono utworzyć w Wilnie. Właśnie dlatego redakcja „Czerwonego Sztandaru” przeniosła się ze Lwowa na Litwę.

    *Dlaczego wybrano Wilno, a nie Lwów czy Grodno?

    Sądzę, że tu zadziałało kilka czynników. Po pierwsze, historycznie tak się złożyło, że Wilno było mocnym ośrodkiem polskiej kultury. Po drugie, Polacy tutaj nie byli rozproszeni, jak na Ukrainie czy Białorusi. Poza tym w 1947 r. władze sowieckiej Białorusi podjęły decyzję o likwidacji polskiego szkolnictwa. Polacy musieli stać się albo Białorusinami, albo Rosjanami. Na Litwie była inna sytuacja, tutaj chciano zrobić z Polaków komunistów.

    Amerykański fotograf John Vachon (1914–1975) w 1946 r. przyjechał do Polski na zlecenie rządu amerykańskiego. Dokumentował pomoc udzielaną Polsce po II wojnie światowej w ramach United Nations Relief and Rehabilitation Administration (UNRRA), międzynarodowego programu odbudowy krajów dotkniętych zniszczeniami podczas II wojny światowej. Udało mu się sfotografować sceny z pociągów z polskimi repatriantami (m.in. wysiedleńcami z Rudki spod Lwowa) i ze stacji przeładunkowych na Górnym Śląsku. / FOT. JOHN VACHON/ARCHIWUM ANN VACHON

    *To była decyzja władz lokalnych czy Moskwy?

    Rozkaz przywędrował z Moskwy. Władze litewskie, wzorując się na Białorusi, w 1948 r. podjęły decyzję o likwidacji polskiego szkolnictwa. Argumentowano to tym, że nie ma nauczycieli, nie było komu nauczać, szkoły polskie zwyczajnie wegetowały. Wykształconych Polaków zostało tylko kilkuset. Postanowiono, że stopniowo polskie szkoły będą przekształcane w rosyjskie albo litewskie. Jednak społeczność polska okazała się skonsolidowana i aktywna. Na protesty i pisanie skarg zareagowała Moskwa. To była końcówka rządów Stalina, czyli lata 1948–1951. Wówczas z Moskwy wysłano specjalną brygadę, która musiała zbadać sytuację. Po rozmowach z Polakami zabroniono zamykać polskie szkoły. W latach 1951–1953 rozpoczyna się proces odradzania polskich szkół. Co prawda po kilku latach niektóre ponownie rusyfikowano. Faktycznie w latach 70. i 80. zostało tylko kilkadziesiąt polskich szkół. Ten proces dotyczył też szkół litewskich, ale szkoły polskie bardziej ucierpiały.

    *Kto organizował protesty przeciwko zamykaniu polskich szkół?

    To byli wileńscy przedstawiciele środowiska Polaków, nauczyciele. Często, aby nikt nie ucierpiał, o napisanie skargi proszono zwykłego robotnika, który pod względem klasowym był dla władzy sowieckiej bliższy. Oczywiście, panował strach, ale ludzie mimo wszystko decydowali się na takie kroki. Te protesty okazały się skuteczne i sytuacja wróciła do punktu wyjścia.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    *Czy Sowietom udało się stworzyć nową polską inteligencję?

    Częściowo, jeśli chodzi o nauczycieli i, w mniejszym stopniu, jeśli chodzi o dziennikarzy. Nie udało się jednak stworzyć licznej inteligencji, jak pierwotnie zakładano. Wpływ na to miały przyczyny obiektywne. Miejscowi Polacy nie bardzo chcieli iść na studia. Niestety, skutki repatriacji, kiedy wyjechała praktycznie cała inteligencja, okazały się długoterminowe i bardzo bolesne. Tego nie da się wypełnić w ciągu kilku lat.

     


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 49(238) 14-20/12/ 2019

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Protest mieszkańców Solenik: „Nie chcemy wysypiska śmieci obok naszych domów!”

    17 kwietnia przed gmachem stołecznego samorządu odbyła się pikieta zorganizowana przez wspólnotę mieszkańców „Vardan Salininkų” („W imię Solenik”). — Dzisiaj chcemy przede wszystkim zwrócić uwagę instytucji państwowych na to, co dzieje się w Solenikach. Chcemy, aby nas usłyszano, że...

    Czy na Bliskim Wschodzie wybuchnie wojna?

    Iran w nocy z soboty na niedzielę wystrzelił ponad 300 dronów i rakiet w kierunku Izraela. Atak był odpowiedzią na zbombardowanie irańskiego konsulatu w Syrii, w wyniku którego zginęło kilku wysokiej rangi irańskich wojskowych. Siłom Izraela, których wspierały wojska...

    Szczyt Trójmorza w Wilnie: jednogłośne potępienie rosyjskiej wojny przeciw Ukrainie

    Na szczyt Trójmorza w Wilnie przybyli prezydenci Polski, Litwy, Łotwy, Czech oraz Rumunii. Byli obecni też przedstawiciele państw stowarzyszonych, czyli Ukrainy i Mołdawii. Ukrainę reprezentował osobiście prezydent Wołodymyr Zełenski. Infrastruktura i współpraca euroatlantycka Efektem szczytu było przyjęcie wspólnej deklaracji, w...

    W świecie zachodnim budzi się strach przed terroryzmem

    Wieczór 22 marca. Za kilka minut w jednej z najnowocześniejszych sal koncertowych w Rosji, zlokalizowanej w centrum handlowym Crocus City Hall, ma się rozpocząć koncert weteranów rosyjskiej sceny rockowej, zespołu Piknik.  Niespodziewanie grupa kilku osób zaczyna strzelać z broni palnej...