W Londynie i w brytyjskim Watford odbył się jubileuszowy szczyt NATO, okrzyknięty przez wielu jako sukces, gdyż Sojusz Północnoatlantycki przetrwał i wszyscy, nawet prezydent Macron, złożyli oświadczenie jedności.
Tymczasem po raz pierwszy jeden członek Sojuszu, w danym wypadku Turcja, chciał zablokować obronę innych członków. Wprawdzie ostatecznie przegłosowano uaktualnienie planów ewentualnościowych dla Polski i państw bałtyckich, ale okazało się, że nasze bezpieczeństwo może zostać zakwestionowane przez partnera w NATO. Fakt, że uzależniająca się od Rosji Turcja stała się papierowym członkiem Sojuszu, pogarsza sytuację. Nikt bowiem nie może nam zagwarantować, że w przyszłości nasza obrona nie zostanie uniemożliwiona przez jakiegoś bardziej lub mniej prorosyjskiego papierowego sojusznika. I to powinno stać się głównym tematem dyskusji. Wprawdzie w deklaracji końcowej znalazły się słowa o tym, że działania Rosji stanowią zagrożenie dla systemu euroatlantyckiego, i postanowiono, że sześć brygad będzie utrzymywało stan podwyższonej gotowości, ale stanie się to w nieokreślonej przyszłości.
Nie ma jasno wyrażonej woli natychmiastowej odpowiedzi na atak nuklearny ze strony Rosji na jednego z członków NATO takim samym odwetem. A znamy rosyjską teorię tzw. ataku deeskalującego o sile 1 kilotony i propozycji podjęcia negocjacji w chwili, gdy agresja rosyjska zostanie zatrzymana. NATO powinno zabezpieczyć komunikację satelitarną przed atakami hakerskimi. Nadal jednak 2 proc. PKB na zbrojenia przeznacza tylko siedem państw. Nie ma też stanowiska, co należy zrobić po tym, jak zaprzestał obowiązywać traktat o likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu.
Postanowiono powołać grupę ekspertów, która ma opracować reformę Sojuszu, co zapewne oznacza wejście w długie dyskusje i targi. Dobrze, że NATO istnieje, ale czy będzie w stanie nas obronić, jeśli główne gwarancje nie będą miały charakteru dwustronnego między państwami? Mam tu oczywiście na myśli gwarancje USA poparte obecnością wojskową amerykańskich żołnierzy. Bardziej krytyczna sytuacja kształtuje się w Unii Europejskiej. Z jednej strony Francja i Niemcy dążą do oparcia się na Rosji kosztem Ukrainy i naszego regionu, a z drugiej – trwa wojna handlowa USA z UE. Unia jako samodzielny podmiot to mrzonka. Ma przed sobą albo porozumienie się z USA, albo uznanie interesów Rosji, co jest dla nas śmiertelnym zagrożeniem. Czy jest to temat naszych dyskusji? Nie widzę.
Jerzy Targalski
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 49(238) 14-20/12/ 2019