Premier Litwy, Saulius Skvernelis, powiedział, iż ataki na ministra komunikacji, Jarosława Narkiewicza, sprawiają wrażenie mających charakter dyskryminacji na tle narodowościowym. Przykro przyznać mu rację, ale tak jest.
Próby wyhuśtania Narkiewicza z ministerialnego stołka mają podłoże przede wszystkim walki partyjnej i różnych grup interesów. Sektor komunikacji na Litwie dla wielu jest żyłą złota – dla firm budowlanych, ludzi żyjących z biznesów przy kolei, potentatów nieruchomości czy łasych na środki unijne. Był atakowany i ostatecznie wyrzucony Rokas Masiulis, podobny los spotyka też jego następcę – Jarosława Narkiewicza. Jest jednak zasadnicza różnica – w przypadku Masiulisa nie pojawiał się wątek narodowościowy.
To, że ktoś wpadł na pomysł sporządzenia listy Polaków zatrudnionych w sektorze komunikacji, pokazuje, że pewne – przesycone narodowym szowinizmem – schematy myślenia są wciąż niebezpiecznie żywe. Tworzenie spisów nazwisk osób o określonej narodowości, pracujących w tej czy innej branży, budzi skojarzenia z czasami list proskrypcyjnych, tworzonych przez Gestapo i NKWD. W przypadku tamtych list następnym krokiem były represje wobec osób, które się w spisach znalazły. Jest jednak zasadnicza różnica – tamte listy były tworzone przez okupantów wprowadzających totalitarne reżimy, które niszczyły także i samych Litwinów. Dla „listy Polaków Narkiewicza” nie ma w demokratycznym, wolnym kraju miejsca i żadnego usprawiedliwienia. Ani nie powinno być miejsca w instytucjach takiego państwa dla osoby, która taką listę wymyśliła i sporządziła.