
Dotychczas sezon poszukiwania pracowników na lato odbywał się zwykle w kwietniu, natomiast w roku bieżącym rozpoczął się z poślizgiem – dopiero na początku czerwca. To wnosi niemało zamieszania, szczególnie uwzględniając fakt, że do prac sezonowych najczęściej zgłaszają się studenci i uczniowie.
A właśnie teraz, gdy powoli rozkręca się rekrutacja pracowników, trwa matura. Jakby tego było mało, kto jeszcze pracy nie ma, powinien się spieszyć – sezon letni w tym roku jest dwukrotnie krótszy niż zwykle. Co prawda, dla zdeterminowanych pogodzenie pracy z nauką nie powinno sprawić większych trudności. Według Służby Zatrudnienia młodzi mogą spodziewać się mało odpowiedzialnej pracy, która nie wymaga specjalnych kwalifikacji. Jest popyt na sprzedawców lodów, pracowników architektury krajobrazu, sprzątaczy, asystentów pielęgniarskich, asystentów kelnerów, pracowników pomocniczych w gospodarstwach rolnych, gastronomii, handlu.
Powracamy do darów natury
Najwięcej wolnych miejsc dla studentów i uczniów oferują przedsiębiorstwa rolnicze. Upały i ulewne deszcze sprawiły, że pola dały obfity plon i trzeba jak najwięcej rąk do pracy. Jako że nie jest łatwym zadaniem z dnia na dzień znaleźć zmotywowanych pracowników, do pracy powołuje się uczniów po 16. roku życia.
Kierując uwagę z kolei na branżę gastronomiczną, doświadczenie z poprzednich lat pokazuje, że pełnoletni mają większe możliwości zatrudnienia. Wymagania dotyczące bezpieczeństwa w pracy, krótsze godziny pracy, odpowiedzialność materialna, a także praca zmianowa i z alkoholem mocno ograniczają zatrudnienie nieletnich.

Oczekiwania zarobkowe a brak kwalifikacji
– Chociaż jeszcze kilka lat temu młodzi ludzie studiujący bardzo cenili sobie umiejętność pracy z komputerem, to w ostatnim czasie to się zmieniło. Młodzież bardziej realistycznie ocenia rynek pracy i swoje możliwości, coraz częściej wybiera więc inne opcje pracy, takie jak n.p. gospodyni domowa, pomocnicza praca w gastronomii, handlu i uprawach – informuje „Kurier Wileński” starsza specjalistka ds. komunikacji wileńskiej Służby Zatrudnienia, Rūta Kajėnė.
Wygląda na to, że dzisiejsza młodzież w końcu uświadomiła sobie realia życia i swoje predyspozycje… albo po prostu straciła jakiekolwiek ambicje. „Główną motywacją są pieniądze. Jeśli tylko istnieje możliwość zarobku, chętnych jest sporo” – mówił dla portalu delfi.lt właściciel jednej z największych farm do uprawy sałaty, Evaldas Masevičius.
Według danych platformy CV-Online, średnia wypłata dla pracowników sezonowych to ok. 600 euro „na rękę”. Co ciekawe, duża część litewskich emigrantów, która na czas kwarantanny utknęła na Litwie, ma nieadekwatne oczekiwania co do zarobków.
W branżach zarówno budowlanej, jak i gastronomicznej, jest zapotrzebowanie na wykwalifikowanych ludzi, szczególnie kucharzy. Pracodawcy chętnie sięgają do kieszeni, by zatrudnić specjalistów. Jednakże prawda jest taka, że w wypadku zwykłej, fizycznej pracy sezonowej, chętnych jest wielu, zaś wolnych miejsc – niezupełnie. Wygląda na to, że przyzwyczajeni do europejskich standardów emigranci powinni obniżyć oczekiwania i pogodzić się z realiami 3,5 euro za godzinę, zamiast londyńskich 14 funtów.
Nie ma możliwości „grymaszenia”
Niezależnie od wieku coraz trudniej jest o pracę. Dysproporcja między liczbą bezrobotnych a liczbą wolnych miejsc pracy rośnie. W tym roku, z powodu kwarantanny i sytuacji ekonomicznej, w kraju podaż pracy sezonowej jest niemal dwa razy niższa niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Między styczniem a majem pracodawcy zarejestrowali 224 wolne miejsca pracy, na które będą zatrudniać także uczniów i studentów. W tym samym okresie ubiegłego roku zarejestrowano dwa razy więcej takich ofert – 516.
Agnieszka Litwinowicz
Fot. Marian Paluszkiewicz