Fascynacja postacią Ignacego Jana Paderewskiego nie wyklucza uznania dla dokonań Romana Dmowskiego. Przeciwnie, te dwie postaci miały ze sobą więcej wspólnego, niż można by przypuszczać – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” prof. Jan Żaryn, historyk, publicysta, dyrektor powołanego w lutym tego roku Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego z siedzibą w Warszawie.
Jaka idea stała za powołaniem Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego? W końcu jest w Polsce trochę instytucji zajmujących się polskim dziedzictwem historycznym – jak chociażby Instytut Pileckiego, Polska Fundacja Narodowa czy Instytut Pamięci Narodowej.
Ma pani rację, że szczególnie w ostatnich latach powstało bardzo dużo instytutów kultury i innych instytucji zajmujących się i realizujących polską politykę historyczną. Dorobek tych instytucji, w tym oczywiście IPN, jest dla nas bardzo ważny jako punkt odniesienia.
Skąd więc pomysł na kolejną instytucję o zbliżonym profilu?
Chcemy pokazać opinii publicznej, że jest pewna luka dotycząca uhonorowania znaczącego dziedzictwa polskiej myśli niepodległościowej, ale także praktyki działania ideowo-politycznego. Luka ta dotyczy dziedzictwa obozu narodowego i katolicyzmu społecznego. Przy czym obóz narodowy to ponad 150-letnia historia XIX- i XX-wiecznego wysiłku kilku pokoleń Polaków: od pokolenia powstańców styczniowych przez Ligę Narodową po narodowo-demokratyczne partie okresu II Rzeczypospolitej i segment Żołnierzy Wyklętych, a następnie m.in. historie Stronnictwa Narodowego na emigracji. Z kolei katolicyzm społeczny to szeroko pojęte ruchy katolickie, m.in. zgromadzenia powoływane przez o. Honorata Koźmińskiego czy cała historia chrześcijańskiej demokracji, organizacji katolickich dwudziestolecia międzywojennego, także w okresie peerelowskim i na emigracji funkcjonujących. I tak jak patronem obozu narodowego pozostaje Roman Dmowski, tak patronami nurtu katolickiego chcemy widzieć Ignacego Paderewskiego, a także Wojciecha Korfantego czy św. Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego.
A na czym polega to dziedzictwo zawarte w nazwie instytutu?
Chcemy widzieć dzieje myśli narodowej i katolickiej jako dialog w ramach dziedzictwa, które nie jest do końca dziś znane, a czasem, nie ma co kryć, pozostaje wykoślawione przez czasy komunizmu i stale obecną w przestrzeni publicznej stalinowską narrację. Okupanci niemieccy i sowieccy bardzo ostro traktowali przedstawicieli tych ruchów, mordując ich w obozach i w łagrach, a na to nakłada się skuteczność stalinowskiej propagandy, która uderzyła w dziedzictwo tych instytucji i myślicieli. Jest naprawdę bardzo dużo do zrobienia, by dziedzictwo inteligencji – jak choćby tej wileńskiej wokół Uniwersytetu Stefana Batorego, pracowników naukowych czy korporantów „Polonii” – zostało należcie opowiedziane.
Rozumiem, że w działalności instytutu nie chodzi tylko o akademickie dyskusje w gronie historyków?
Absolutnie nie. Oczywiście, prowadzimy działania czysto naukowe i badawcze, ale te inicjatywy będą różne. Organizujemy np. konkurs muzyczny ku czci Ignacego Paderewskiego, a w edukacyjnym wymiarze będziemy zachęcać do opieki nad grobami polskich bohaterów – również tych pochowanych np. na Rossie w Wilnie. Pomoże w tym słownik, którego pierwsze tomy będą gotowe pod koniec tego roku.
Skoro pojawił się już temat Wilna – czy planujecie Państwo współpracę z Polakami żyjącymi na Litwie?
Oczywiście. Chcemy widzieć nasz instytut jako jedno z narzędzi oddziaływania na tę przestrzeń, gdzie nasi rodacy mieszkają poza wschodnią granicą Polski. Jako senator poprzedniej kadencji [w latach 2015–2019 – przyp. red.] zasiadałem w Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, przeprowadzałem serię badań naukowych dotyczących Kościoła na emigracji. Mamy w naszym instytucie bardzo ważny dział dokumentacyjny, w którym gromadzimy akta: spuścizny działaczy narodowych czy chadeckich rodzin, które mają w swojej historii działaczy Stronnictwa Narodowego czy chrześcijańskiej demokracji. Chętnie zaopiekujemy się tymi dokumentami, opracujemy je i pomożemy zadbać o to dziedzictwo. Wszystkich, którzy chcieliby jakoś włączyć się w działalność instytutu, zachęcam do kontaktu z nami poprzez naszą stronę internetową – www.idmn.pl.
Wspomniał Pan o patronach. O ile podzielam fascynację Paderewskim, o tyle dla mojego pokolenia, urodzonego w latach 90., Roman Dmowski wydaje się postacią kontrowersyjną…
Czy wręcz kojarzącą się z faszyzmem, mówiąc wprost!
Tak, w skrócie tak. Choć wiem, że na Wileńszczyźnie endecja była bardziej popularna niż idee krzewione przez tutejszego krajana, czyli Józefa Piłsudskiego.
To skojarzenie, o którym pani mówi, to jedno z olbrzymich przekłamań, które pozostają jak echo po PRL w dzisiejszej rzeczywistości. Rolą instytutu jest odkłamanie tej propagandy. Bliskość Dmowskiego i Paderewskiego jest naprawdę oczywista: nie tylko na poziomie wartości, ale i działań praktycznych. Prezesem Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu w 1917 r. był Roman Dmowski, a jego przedstawicielem na USA – Ignacy Jan Paderewski. Współpracowali ze sobą razem jako delegaci Polski w 1919 r. podczas konferencji paryskiej kończącej I wojnę światową. To dzięki nim m.in. nie tylko odzyskaliśmy niepodległość, lecz także jako Polska zostaliśmy – bodaj czy nie po raz pierwszy i ostatni w najnowszych dziejach – zwycięzcami współtworzącymi światowy porządek pokojowy. Dopiero dziś Polska próbuje odzyskać tę formę i pozycję w Europie. Mieli oczywiście rozbieżne poglądy, np. na funkcjonowanie demokracji, ale już ich refleksja na temat nauki społecznej Kościoła była podobna, jeśli nie tożsama. Łączyła ich też krytyka sanacji, a zatem także zamachu majowego.
Niewątpliwie sympatii obozu narodowego do wybranych rozwiązań faszyzmu europejskiego, np. korporacjonizmu (a nie do nazizmu niemieckiego), Paderewski nie podzielał, ale te środowiska – czyli chadecy i narodowcy – dyskutowały ze sobą w latach 30. Chadecy i narodowcy dyskutowali, jak wyzwolić się z pęt sanacyjnej państwowości, którą uznawali za negatywną kartę w naszej historii, a zarazem jak nie popaść w pogański nazizm niemiecki i bolszewizm.
Co jeszcze łączy tych dwóch patronów?
Wspólnych tematów było dużo, łączyły one i środowiska, i ruchy. Przykładowo – przywódca chadecji, Wojciech Korfanty, był jednocześnie w 1918 r. kandydatem na premiera z ramienia endecji, bo był także członkiem Ligi Narodowej, kierowanej przez Romana Dmowskiego, a potem w latach 1919–1926 był głównym koalicjantem z narodowcami w ich wspólnych rządach. Niemniej jednak każdy z przywódców, w tym Paderewski i Dmowski, był niepowtarzalną jednostką i tę niepowtarzalność chcemy wydobyć.
Paderewski był celebrytą światowym na miarę The Beatles czy innych największych popkulturowych zespołów, z kolei Dmowski w swoim indywidualnym dorobku był najbardziej popularnym i przenikliwym politykiem. Został pokrzywdzony tym, że z jego dorobku intelektualnego nie czerpiemy dziś ze względu na kalumnie, jakimi obrzucano przez lata jego dokonania – wychowawcy kolejnych pokoleń. Jego umiejętność rozumienia kwestii polskich, polskich interesów narodowych na tle europejskim i światowym, jego skuteczność polityczna powinna dawać do myślenia elitom politycznym w Polsce.
Fascynacja Paderewskim nie wyklucza uznania dla Dmowskiego, podobnie jak dla Korfantego, Hallera, czy 200 tys. i więcej kolejnych wybitnych intelektualistów, przedstawicieli elit, inteligencji, przedstawicieli wielu zawodów, warstw i klas społecznych, środowisk, którzy reprezentowali to przebogate dzięki nim dziedzictwo.
Rozmawiała Magda Fijołek
FOT. MATEUSZ MAREK/PAP
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 31(88) 01-07/08/2020