Więcej

    Dzieci, których jakby nie było

    Nigdy nie poroniłam. O każdej z moich ciąż trąbiłam od razu po zrobieniu testu ciążowego. Przy pierwszej słyszałam: „Czemu tak wcześnie? Jeszcze nic nie jest pewne”, a ginekolożka powiedziała: „No, teraz tylko czekać, czy się przyjmie”.

    Przy drugiej wiele osób się dziwiło, że powiedziałam córce o kolejnym dziecku w moim brzuchu, jak było jeszcze wielkości nasionka szałwii hiszpańskiej. Pytali: „A co, jeśli poronisz?”. Bo to się zdarza bardzo często. Poroniły moje przyjaciółki, koleżanki, ciocie, znajome. A pewnie o bólu wielu kobiet nie wiem. Nie mówią o tym, wstydzą się. Bo usłyszały: „przecież to nie było jeszcze dziecko”, „nie ma się co przejmować, ma już pani dwoje dzieci”, „to martwy płód”, „dobrze się stało, miało zespół Downa”, „ma pani wyższe wykształcenie, a chce urodzić dziecko, które od razu umrze?”.

    A wyobrażają sobie Państwo, jakie to uczucie, kiedy jest się w ciąży, a partner się o to obraża? A potem się traci to dziecko, a on mówi: „No i po problemie”? Boże mój najsłodszy, jaka to straszna samotność. Jestem pewna, że wielu mężczyzn też opłakało swoje nienarodzone dzieci, ale nie znam tego bólu, bo nigdy żaden mi o nim nie opowiedział. A kobiety tak – czasami po kilku miesiącach, latach, jakby przypadkiem. Jakie to musi być trudne przechodzić żałobę, o której nikt nie wie. Nie mieć do niej prawa. Wiem, że kobiety przeżywają poronienie na różne sposoby.

    Jedna chce znać płeć dziecka (nawet wielkości kwiatu konwalii), nadać mu imię, jeśli jest to możliwe – zrobić zdjęcie stópki, postawić miniaturowy kamień na cmentarzu. A druga nie chce, co nie znaczy, że nie przeżywa. Trzecia może nie przeżywa – i też ma do tego prawo. Ja myślę o tych wszystkich kobietach, które mi opowiedziały o swoim doświadczeniu. A. poroniła niedawno poroniła siódmy raz. L. wiedziała, że urodzi martwego synka. Na ścianie ma zdjęcie swojego brzucha wiszące obok fotografii ślubnej i zdrowej trójki dzieci – pełnej rodziny. T. musiała usunąć ciążę i przez całe życie przyznała się do tego tylko jednej osobie. S. z kolei od lat próbuje zajść w ciążę i nie może. Za każdym razem, kiedy dostaje miesiączki, na nowo przeżywa żałobę po dziecku, którego znowu nie ma. Chciałam im wszystkim powiedzieć jedną rzecz: WY TEŻ JESTEŚCIE MATKAMI. Macie trudne doświadczenie macierzyństwa, ale nikomu nie pozwólcie wmówić, że wasze cierpienie, miłość i tęsknota nie są ważne.


    Ewa Wołkanowska-Kołodziej


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 43(124) 24-30/10/2020