Rozmowa z Renatą Brasel, kierownik Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca „Wilia”.
Pandemia od marca ubiegłego roku narzuca nowe i zmienne zasady pracy instytucjom kultury, które muszą w bardziej elastyczny sposób podchodzić do opracowywania programów i repertuarów. Zespoły ludowe zostały praktycznie pozbawione możliwości normalnych prób i występów. Jak z drugą kwarantanną radzi wasz zespół?
Tak jak wszyscy jesteśmy na kwarantannie. Nie mamy możliwości spotkań i przeprowadzania prób na żywo. To bardzo przykra sytuacja. Z niecierpliwością czekamy, kiedy będziemy mogli wreszcie spotkać się przynajmniej w mniejszych grupach. Chociaż nie możemy spotkać się na żywo, nieustannie ćwiczymy online. Próby za pośrednictwem internetu na platformie Zoom odbywają się w tych samych dniach i o tej samej porze, jak przed kwarantanną. Próbujemy tworzyć projekty online, zapisać nowe piosenki.
Czy próby online i na żywo bardzo się różnią?
Jak dzień i noc. Pracować online jest bardzo trudno. Brakuje nam bardzo bezpośrednich spotkań. Na przykład próby chóru na żywo i online wyglądają zupełnie inaczej. W trybie online każdy nagrywa swoje wykonanie osobno, następnie te wszystkie głosy są łączone w specjalnym programie, następnie montażysta to wszystko nagrywa. To jest bardzo trudne. Sytuacja z tańcami jest jeszcze gorsza. Po pierwsze, tańczyć osobno bez pary jest trudno, ćwiczą tylko te pary, które tańczą razem i są w małżeństwie. Po drugie, do tańca potrzeba dużo miejsca, a nie każdy je ma. Ale ze wszystkich sił staramy się coś robić, ćwiczyć, żeby zespół przeżył ten trudny czas.
Jakie nastroje panują w „Wilii”?
Smutne. Ludzie przychodzą do zespołu, ponieważ chcą żywego kontaktu, tańczyć, śpiewać razem. Byliśmy przyzwyczajeni, że po pracy, nauce przychodzimy na próby i razem tańczymy, śpiewamy, rozmawiamy, a teraz tego nie ma. Próby online to zupełnie co innego. Nie ma tego poczucia braterstwa, ciepła. Wiadomo, siedzisz przed ekranem i nie widzisz i nie czujesz człowieka. Te spotkania, próby online są trochę sztuczne, mało przyjemne. Każdy chce spotkać się na żywo, porozmawiać, napić się kawy. Brakuje tego również w naszym zespole. Cały zespół dzisiaj przebywa jak w jakimś letargu. Można powiedzieć, że po prostu utrzymujemy się na wodzie, żeby tylko nie utonąć, żeby przetrwać.
Jak Pani utrzymuje zaangażowanie zespołu podczas pandemii?
Na szczęście, mamy platformę internetową Zoom, która umożliwia nam wideo spotkania. Bardzo dużo rozmawiamy na różne tematy. Zespolaków motywuję tym, że to wszystko minie, że odbędzie się nasz jubileusz, który musiał odbyć się w 2020 roku, ale z powodu pandemii został przełożony. Odbędzie się on w 2021 r., tak jak planowaliśmy, na żywo. Spodziewaliśmy się, że jubileuszowy koncert uda się zorganizować na Wielkanoc, ale widzimy, że sytuacja nie pozwoli na to. Mimo to musimy ćwiczyć systematycznie, musimy szykować się do jubileuszu, nie możemy poddawać się. Koncert jubileuszowy motywuje zespolaków.
Czy pandemia demotywuje członków zespołu? Czy ktoś z powodu braku spotkań na żywo odszedł z zespołu?
Tak naprawdę najboleśniej ten okres przeżywają starsi członkowie. Na razie nikt nie odszedł, ale są osoby, które zawiesiły swój udział w czasie lockdownu, to znaczy nie chcą pracować online. Dla niektórych osób ze starszego pokolenia to jest nie do przyjęcia. Mówią, że wrócą po pandemii. Młodzież dostosowuje się.
Jak Pani myśli, czy po zakończeniu pandemii skład zespołu bardzo się zmieni? A może wszystko się zmieni?
Jest wielkie ryzyko, że po zakończeniu pandemii wszystko się zmieni, ale miejmy nadzieję, że nie w naszym zespole. Już teraz wiemy, że niektórzy zawieszą swoją działalność. Nie wszyscy wezmą też udział w uroczystościach jubileuszowych. Za ten czas wiele się zmieniło. Niektórzy zostali rodzicami, niektórzy dopiero szykują się nimi zostać. Moja córka również brała udział w przygotowaniach do jubileuszu, ale teraz będzie musiała zrezygnować, ponieważ szykuje się do macierzyństwa.
Czy koronawirus bezpośrednio dotknął członków zespołu?
Niestety, tak. W październiku w chórze mieliśmy ognisko. Sporo osób przechorowało, ktoś miał cięższy, ktoś lżejszy przebieg choroby. Nie wiem, ale jakimś cudem ja sama jestem zdrowa, nie chorowałam. Wiem, że poprzez ten wirus niektórzy stracili bliskich.
Jak wygląda współpraca online z „Małą Wilią”?
Również spotykamy się w Zoomie. Razem śpiewamy, poznajemy stroje ludowe, organizujemy zabawy edukacyjne. Spotkania odbywają się regularnie, tak samo jak było to na żywo. Podczas drugiej kwarantanny również młodsi tancerze zaczęli ćwiczyć kroki. To jest minimalna praca na podtrzymanie kondycji.
Jakie najbliższe plany macie po zakończeniu pandemii?
Plan numer jeden to oczywiście nasz koncert jubileuszowy. Włożyliśmy w to mnóstwo pracy. Zespolacy bardzo czekali na to święto. Obiecaliśmy też koncert dla naszych widzów, więc dzisiaj czujemy, że to jest nasz obowiązek i koncert jubileuszowy ma się odbyć.
Kolejnym największym naszym marzeniem po zakończeniu kwarantanny jest wspólny wyjazd razem z zespołem gdzieś w ciekawą podróż. Szkoda, że w tym roku ominą nas Kaziuki, ponieważ nigdzie nie wyjeżdżamy. Letnie wycieczki też są pod wielkim znakiem zapytania. W ubiegłym roku planowaliśmy wyjazd latem, ale dobrze, że z niego zrezygnowaliśmy. Myślę, że w najbliższym czasie będziemy obawiali się jakichś dalszych wypraw. Możemy o nich jedynie pomarzyć.
Czytaj więcej: „Wilia” — diamentowa Jubilatka