– Tragiczne wydarzenia w Glinciszkach i Dubinkach to bardzo smutny finał antagonizmu, który rozpoczął konflikt o Wilno. Te wydarzenia powinniśmy sobie przypominać przede wszystkim jako przestrogę, że pielęgnowana nienawiść może doprowadzić do zbrodni – mówi dr Tomasz Bożerocki.
Niemieckie panowanie na Wileńszczyźnie dobiegło już prawie końca. Do wejścia Armii Czerwonej do Wilna pozostawały zaledwie tygodnie, gdy doszło do jednych z najbardziej tragicznych wydarzeń w polsko-litewskich sąsiedzkich stosunkach.
20 czerwca 1944 r. oddział litewskich policjantów z Podbrzezia wkroczył do Glinciszek i zamordował 39 Polaków, nie oszczędzając kobiet ani dzieci. Czterdziestą ofiarą zbrodni był administrator majątku, Władysław Komar – ojciec wybitnego lekkoatlety o tym samym imieniu, który został zamordowany w okolicy Podbrzezia. Atak na cywilów miał być odwetem za śmierć czterech litewskich policjantów w starciu z 5. Wileńską Brygadą AK, dowodzoną przez Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, oddziałem AK niedługo przedtem przebywającym w majątku Glinciszki. Ofiar wśród Polaków mogło być więcej, bo pracownicy majątku byli już zamknięci przez litewskich policjantów w dawnej kaplicy glinciskiego pałacu, ale zostali uratowani dzięki przyjazdowi Niemców, którzy spłoszyli napastników.
Akcja miała charakter odwetowy, co potwierdzały pozostawione na miejscu ulotki, ale była to też zbrodnia o podłożu narodowościowym. Z grupy, która została rozstrzelana, został wyłączony Władysław Klukowski, który rozmawiał z policją po litewsku i wskazał kierunek odejścia żołnierzy AK. Ze znajomości języka nie skorzystał Mieczysław Sobolewski, którego ojciec był Litwinem. Nie wskazał on miejsca, gdzie odeszli partyzanci. Zginął razem ze wszystkimi.
Zbrodnia w Glinciszkach wstrząsnęła Polakami, nie tylko ze względu na jej okrucieństwo, ale również dlatego, że odbierano ją jako początek akcji likwidacyjnej ludności polskiej na tych terenach. Bardzo szybko Polacy zorganizowali odwet. Żołnierze 5. Wileńskiej Brygady AK zaatakowali 23 czerwca 1944 r. wieś Dubinki na terenie Litwy Kowieńskiej i zabili tam przeszło dwadzieścia osób. Miały to być rodziny litewskich policjantów oraz innych Litwinów kolaborujących z Niemcami, ale wśród ofiar była też Polka, Anna Górska, z czteroletnim synkiem. Nie ograniczono się również do terenu Dubinek, ofiary były również w okolicznych wsiach, łącznie kilkadziesiąt zamordowanych, wśród których były kobiety i dzieci.
– To jeden z najbardziej tragicznych momentów w polsko-litewskich relacjach. Niezależnie od tego, kto (Polacy czy Litwini) i z jakich powodów brał udział w tych wydarzeniach, nie ma czynników, które mogą usprawiedliwić zbrodnie na ludności cywilnej. Tak, jak dzieci z Glinciszek nie miały nic wspólnego z tym, co robili żołnierze AK, tak samo dzieci z Dubinek nie miały związku z litewskimi kolaborantami. I jedne, i drugie były po prostu ofiarami – mówi Bożerocki.
Konsekwencje mordu były bardzo bolesne. Odczuły je nie tylko rodziny ofiar. Na długo Glinciszki i Dubinki stały się symbolami polsko-litewskiego antagonizmu. Polacy nigdy nie zapomnieli o mordzie, a sprawę Dubinek litewskie środowiska nacjonalistyczne wykorzystywały przez lata jako dowód na to, że polscy partyzanci dokonywali świadomego ludobójstwa ludności litewskiej na Wileńszczyźnie. Do przełomowego wydarzenia doszło dopiero w czerwcu 2005 r., gdy weterani Armii Krajowej i Oddziałów Lokalnych gen. Plechavičiusa, walczących po stronie Niemców, po raz pierwszy wspólnie uczcili pamięć zamordowanych przez obie strony cywilów. Antanas Paulauvičius, szef Związku Weteranów Litewskich Oddziałów Lokalnych i Wacław Pacyno, szef Klubu Weteranów AK, odwiedzili oba miejsca mordów, gdzie Litwini i Polacy złożyli kwiaty, zapalili znicze i wspólnie modlili się po polsku i litewsku.
– To był bardzo ważny gest i myślę, że w dużej mierze dzięki niemu ta zbrodnia nie obciąża dziś naszych relacji ani pamięci. Bardzo żałuję, że kolejne rocznice nie były obchodzone w ten sposób. Nie mam wątpliwości, że pamięć o Glinciszkach i Dubinkach jest nam potrzebna, jako przestroga. W okresie międzywojennym niechęć Litwinów do Polaków była wręcz pielęgnowana, a Polacy również odnosili się negatywnie do Litwinów. Powodem był oczywiście konflikt o Wilno. Ta niechęć okazała się bardzo niebezpieczna w czasie wojny, gdy relacje międzyludzkie stały się bardziej brutalne, a okupanci również starali się podsycać polsko-litewski antagonizm. Można powiedzieć, że mamy szczęście, że historia zbrodni na ludności cywilnej zakończyła się na tych miejscach, choć oczywiście, trudno powiedzieć, jak rozwinęłaby się sytuacja, gdyby wojna trwała dłużej. Na pewno, mówiąc o tej rocznicy, należy mówić o obu wydarzeniach razem, bo są one głęboko związane – podkreśla rozmówca „Kuriera Wileńskiego”.
Czytaj więcej: Glinciszki, Dubinki… 75. rocznica zbrodni