Więcej

    Nie sądźcie, nie będziecie sądzeni

    Zmarły przed trzema laty gen. Zbigniew Ścibor-Rylski w ostatnim okresie swego bardzo długiego, bo ponadstuletniego życia, wyrósł na symbol środowiska powstańców warszawskich. Był prezesem ich związku, człowiekiem niezwykle zaangażowanym w upamiętnianie powstańczego czynu.

    To on stał na czele działań zmierzających do budowy pomnika na pl. Krasińskich w Warszawie, do powołania Muzeum Powstania Warszawskiego, on zwykle przemawiał w imieniu żyjących koleżanek i kolegów przy okazji kolejnych rocznic 1 sierpnia. Bezdyskusyjne są również wojenne dokonania Rylskiego. Jego udział w kampanii wrześniowej, obóz jeniecki, roboty przymusowe, ucieczka, działalność konspiracyjna w Warszawie, dostarczanie leków do getta, odpowiedzialność za zrzuty cichociemnych, potem wyjazd na ogarnięty krwawą pożogą Wołyń, stamtąd bojowy szlak z Armią Krajową na Lubelszczyznę, wreszcie udział w Powstaniu Warszawskim. A w nim niezwykle długi i ciężki szlak znaczony bohaterskimi czynami i kolejnymi odnoszonymi ranami. Jak cień na tym życiorysie kładzie się ujawniony przez Instytut Pamięci Narodowej fakt powojennej współpracy generała ze Służbą Bezpieczeństwa. Generał ją potwierdził, ale o niej w szczegółach nie opowiedział. Ograniczył się do stwierdzenia, że nikomu nie zaszkodził, a na współpracę się zgodził, by ratować innych.

    Zbadane dokumenty z zasobów IPN faktycznie nie wskazują, by ktoś za przyczyną generała ucierpiał, ale poza jednym przypadkiem nie wskazują też raczej, by ktoś mógł zostać ochroniony. Wiele aspektów tej sprawy wymaga szczegółowego zbadania, wiele pewnie nigdy nie zostanie wyjaśnionych. Przed kilku laty sprawa stała się, jak to często w takich wypadkach, przedmiotem także politycznego sporu, co nie ułatwia obiektywnego na nią spojrzenia. Lubimy bohaterów jednoznacznie białych lub czarnych. Są łatwo definiowalni. Ale większość jest mniej lub bardziej naznaczona szarością. Ma w życiorysie karty, które z dumą odkrywa, i takie, o których istnieniu wolałaby zapomnieć. Może zatem pochylając się przy okazji kolejnej rocznicy powstania warszawskiego nad postacią generała Ścibora-Rylskiego, warto sobie przypomnieć biblijne: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”. Skoro nie wiemy, co motywowało generałem i przede wszystkim czego faktycznie dokonał lub się dopuścił, współpracując, to – nie mając jednoznacznych dowodów – nie ferujmy wyroków. Nie gloryfikujmy, ale i nie potępiajmy.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 31(88) 31/07-06/08/2021