Najważniejsze w świecie wydarzenie ostatnich dni to z pewnością ponowne przejęcie władzy przez talibów w Afganistanie. Po 20 latach walk w tym kraju Amerykanie opuścili Afganistan.
Razem z ewakuacją amerykańskich żołnierzy runął niemal natychmiast afgański rząd wspierany przez USA i ich sojuszników. Jest to klęska wizerunkowa Stanów Zjednoczonych. Podkreślam słowo wizerunkowa, ponieważ Zachód mógł prowadzić wojnę w nieskończoność, po prostu w pewnym momencie okazało się, że nie ma to żadnego sensu.
Wycofanie się z Afganistanu jest końcem tzw. doktryny Busha, która polegała m.in. na wspieraniu inicjatyw demokratycznych nawet przy pomocy siły. Z pewnością ten fakt wielu ucieszy. Tylko – co dalej? Czy samoizolacja umownego Zachodu od reszty świata jest wyjściem? W 1994 r. ONZ nie zezwoliła na mieszanie się w wewnętrzne sprawy Rwandy, czego efektem było wymordowanie ok. miliona cywilów w ciągu trzech miesięcy. Czy za cenę efemerycznego spokoju Zachód chce mieć na sumieniu miliony istot? Poza tym pozostaje pytanie, czy Zachód, który się samoizoluje i rezygnuje ze swych wartości humanistycznych, nadal pozostanie Zachodem?