Więcej

    Dobry car, źli buntownicy

    Wielce pouczające jest oglądanie fabularnych filmów historycznych, które kręcone są w państwach autokratycznych i totalitarnych. Zazwyczaj odzwierciedlają one politykę historyczną tamtejszych władz, ukazując wzory z przeszłości godne naśladowania.

    Przykładem tego mogą być zrealizowane przez Siergieja Eisensteina na zamówienie Stalina takie filmy, jak „Aleksander Newski” czy „Iwan Groźny”. Prezentowały one wizję moskiewskich jedynowładców, którzy z jednej strony toczyli walki z Zachodem, a z drugiej – żelazną ręką budowali potęgę państwa rosyjskiego. Podobne dzieła powstają też w naszych czasach. Dowodem tego może być produkcja pt. „Związek Zbawienia” z 2019 r. w reżyserii Andrieja Krawczuka, która opowiada o powstaniu dekabrystów w 1825 r. W polskiej tradycji bohaterowie nieudanego buntu przeciw carskiej władzy przedstawiani byli w pozytywnym świetle. To właśnie im swój słynny wiersz „Do przyjaciół Moskali” poświęcił Adam Mickiewicz, pisząc o „szlachetnej szyi Rylejewa”, na której kat zacisnął pętlę, czy też ręce Bestużewa, skazanego na syberyjską katorgę.

    W Rosji stali się oni wysławianymi postaciami dopiero po upadku caratu, zarówno w czasach komunistycznych, jak i po upadku Związku Sowieckiego, gdy widziano w nich pierwszych bojowników o demokrację. W filmie Krawczuka to nie oni są jednak ludźmi stojącymi po dobrej stronie historii, lecz car Mikołaj I, broniący wielkości, chwały i spoistości imperium. Oni gotowi są podpalić kraj i splamić się carobójstwem. Pod wpływem rewolucji francuskiej planują zamordowanie monarchy wraz z rodziną i uchwalenie konstytucji, a więc osłabienie władzy centralnej. Na pytanie, ile osób są w stanie zabić, ich przywódca Paweł Pestel odpowiada, że tyle, ile będzie trzeba. Dla Mikołaja I z kolei najwyższą wartością pozostaje państwo, którego on sam jest uosobieniem. Dlatego, mimo wielu wahań i rozterek, wydaje w końcu rozkaz strzelania z armat do buntowników. Jak mówi: „Okrucieństwo mogą mi wybaczyć, słabości – nigdy”. Można powiedzieć, że jest to film, który opowiada o Rosji nie tylko w 1815, lecz także w 2019 r. Przedstawia bowiem wizję władzy, którą reprezentuje Władimir Putin – samodzierżawia, gdzie wola jedynowładcy jest najwyższym prawem, a potęga imperium największym dobrem. W tej optyce wszelkie inspirowane zachodnią myślą „kolorowe rewolucje” są niedopuszczalnym zamachem na państwo. Tak jak rewolucja dekabrystów.     


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 13(39) 02-08/04/2022