Więcej

    Lenin – nie, Stalin – tak

    Po 1956 r. w Związku Sowieckim zaczęła obowiązywać wersja historii, zgodnie z którą Lenin był dobry, a Stalin zły. W tej wizji stalinizm stanowił okres błędów i wypaczeń, który doprowadził do zniekształcenia wielkiej myśli leninowskiej. Ta koncepcja była popularna w Rosji także po upadku komunizmu.

    Pod rządami Putina zaczęła się ona jednak zmieniać w swoje przeciwieństwo: to Stalin zaczął być dobry, a Lenin stał się zły. Szczególnie widać to było w 2017 r., gdy obchodzono 100. rocznicę rewolucji październikowej – a właściwie jej nie obchodzono. Nie było żadnych dużych uroczystości ani innych okolicznościowych wydarzeń wielkiego formatu. Zamiast tego najważniejszym wydarzeniem stała się rekonstrukcja historyczna słynnej defilady, która odbyła się w Moskwie w 1941 r., gdy sowieccy żołnierze prosto z placu Czerwonego, gdzie pozdrawiali stojącego na trybunie Stalina, pomaszerowali na front, by walczyć z Niemcami. Wielka Wojna Ojczyźniana całkowicie zdominowała więc wielką rewolucję październikową.

    Sam Lenin doczekał się wówczas w telewizji państwowej Rossija-1 serialu historycznego pt. „Demon rewolucji” (znanego też jako „Memorandum Parvusa”), w którym został przedstawiony nie jako bohater narodowy, lecz niemiecki agent rozsadzający Imperium Rosyjskie na rozkaz Berlina. Ta zmiana narracji w oficjalnej historiografii państwowej wynika z tego, że podstawowym punktem odniesienia przestał być system komunistyczny, a stało się nim państwo i jego potęga. W tej optyce Lenin był burzycielem imperium, natomiast Stalin odbudował jego wielkość. Mało tego, Włodzimierz Iljicz jawi się jako prekursor „kolorowych rewolucji”, czyli wywrotowych buntów realizowanych na polecenie mocarstw zachodnich. Takich rebelii boi się dziś władza na Kremlu. Nic zatem dziwnego, że deprecjonowaniu osoby Lenina towarzyszy w Rosji rehabilitacja Stalina jako największego męża stanu w historii kraju. 21 lutego Putin wysunął jeszcze jedno oskarżenie pod adresem wodza rewolucji bolszewickiej. Stwierdził mianowicie, że twórcą dzisiejszej Ukrainy jest właśnie Lenin, który wytyczył niesprawiedliwie granice między poszczególnymi republikami ZSRS. W rezultacie skrzywdził Rosję kosztem Ukrainy, przyznając tej ostatniej zbyt dużo ziem. Putin postanowił zatem naprawić „pomyłkę” Lenina. Robi to za pomocą ludobójstwa na narodzie ukraińskim. Wzorując się w tym względzie na swoim idolu – Stalinie. 


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 14(42) 09-15/04/2022