Katastrofalną pomyłką państw Zachodu była przez całe lata błędna ocena polityki Kremla. Wynikało to w dużym stopniu z faktu, że większość polityków zachodnioeuropejskich i duża część polityków północnoamerykańskich mierzyły Moskwę swoją miarą. Przykładały zatem do jej działań własne standardy.
Traktowały Rosję jak na część cywilizacji zachodniej, nie biorąc pod uwagę, że należy ona do zupełnie innego typu cywilizacyjnego, zwanego umownie turańskim lub eurazjatyckim. Podobny błąd poznawczy można zaobserwować w dzisiejszej Rosji. Jest on prezentowany przez tamtejsze elity obozu władzy w odniesieniu do… Chin. W obliczu rysującego się fiaska militarnego na froncie ukraińskim oraz w perspektywie długotrwałej rywalizacji z Zachodem moskiewscy analitycy już snują plany strategicznego sojuszu z Pekinem, wymierzonego głównie w Amerykę. Wydaje się jednak, że przykładają do Państwa Środka swoje własne miary, tak jakby Chińczycy byli Eurazjatami napędzanymi nienawiścią do demokracji liberalnej i świata zachodniego.
Chińczycy to jednak Azjaci, a nie Eurazjaci. Oni nie czują nienawiści do Zachodu, patrzą nań raczej z poczuciem wyższości i spokojnym dystansem. Stanowią pewną siebie, osobną cywilizację, której cechą charakterystyczną jest poszukiwanie balansu i równowagi. Zamiast walczyć z Zachodem, wolą wykorzystywać jego mocne i słabe strony. Planują strategie w długoterminowej perspektywie, preferując uzależnienie finansowe nad podbój militarny. Swoją pozycję na świecie zbudowali, wytwarzając i udoskonalając produkty oraz handlując i organizując globalną gospodarkę, a nie wydobywając jedynie kopaliny i strasząc bronią atomową. Różnica potencjałów między Chinami a Rosją pod każdym względem jest zbyt duża, by można było mówić o jakimś równorzędnym partnerstwie. W dodatku zdesperowany bankrut nie jest dobrym partnerem w interesach. Chińczycy mają dziś niemal wszystko, czego potrzeba, by osiągnąć sukces w świecie, podczas gdy Rosjanom wszystkiego… brakuje. Największą przewagą tych pierwszych jest jednak to, że potrafią przeniknąć Rosjan na wskroś, podczas gdy ci ostatni nie są w stanie zrozumieć Chińczyków. Po co zatem Pekin miałby narażać przez Moskwę swoje globalne interesy, skoro może niemal za bezcen zwasalizować największe państwo świata? Jeżeli niedźwiedź myśli, że smok otwiera swoje ramiona, by go przytulić, to srogo się myli.
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 15(45) 16-22/04/2022