Więcej

    Co by było…

    Dziś trudno w to uwierzyć, ale pierwsze pomysły na połączenie energetyczne krajów bałtyckich z Polską pojawiły się w latach 90. XX w. Podobnież już prawie dwie dekady temu się mówiło o potrzebie budowy wspólnej elektrowni atomowej. Co więcej, nawet próbowano do takiej budowy przystąpić.

    Na Litwie powstała wówczas spółka – inwestor strategiczny – która miała się zająć budową elektrowni jądrowej. Skończyło się na tym, że elektrownia nie powstała, ktoś dobrze zarobił, państwo straciło pieniądze, a winnych nie znaleziono. Tego rodzaju historii można znaleźć w naszym regionie więcej.

    Oprócz pieniędzy wyrzuconych w błoto (bo każdego podatnika ta impreza kosztowała średnio kilka tysięcy litów) straciliśmy też zasób o wiele cenniejszy, bo nieodnawialny – czas. Chodziły wówczas słuchy także o tym, że część uczestników projektu wcale nie chce budować elektrowni jądrowej – a wystarczy im jedynie łącznik energetyczny z Polską i kontrakty gdzieś na rosyjskim Dalekim Wschodzie, skąd kupowaliby tanio prąd taryfy nocnej i sprzedawali go drogo po taryfie dziennej do Polski.

    Niby taka działalność byłaby zgodna z prawem, ale nasuwa się pytanie: czy etyczna? Zwłaszcza jeśli do jej prowadzenia byłaby wykorzystywana przykrywka budowy elektrowni atomowej, czyli właśnie energetycznego wyzwolenia od rosyjskiego szantażu. Nie byłby to przecież pierwszy raz, kiedy indywidualna chciwość znajdowała zaspokojenie kosztem własnego państwa i współobywateli. Gdybyśmy jednak teraz mieli elektrownię atomową – o ile spokojniej można by było odetchnąć, zważywszy, że i na wahania cen energii bylibyśmy odporniejsi, a i znacznie bardziej niezależni od cen gazu.

    Gdybyśmy mieli we właściwym czasie wybudowane łącza energetyczne i surowcowe z Polską? Tego rodzaju gdybanie nie ma służyć wzbudzaniu złości czy politowania, ale warto sobie uświadomić, jak dużo kosztuje rezygnacja z marzeń na rzecz dogadzania powszedniej chciwości i szukania świętego spokoju. To całe „nie interesuję się polityką” przynosi skutki odmienne – bo potem właśnie ci, którzy się nie interesują, płacą później rachunki „wielkiej polityki”, którą interesowali się inni. Tak jest i teraz – skutkiem braku odpowiedzialnej społecznej kontroli nad procesami politycznymi są m.in. rosnące rachunki za gaz, ciepło i prąd. Czemu rosną? Trzeba się było interesować.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 28 (82) 16-22/07/2022