W Kownie wczesnym poniedziałkowym rankiem do patrolujących policjantów podszedł mężczyzna i… wręczył im pieniądze. Zdumionym mundurowym powiedział, że to nie łapówka, a czyjaś zguba i poszedł sobie w siną dal.
Funkcjonariusze w komisariacie sumiennie spisali raport i urzędowo poinformowali społeczeństwo — poprzez dziennikarzy — o znalezionych pieniądzach. Przezornie nie podali, jaka to była portmonetka, bo by się nie opędzili od domniemanych ofiar.
Tylko wskazali, że była to trzycyfrowa suma.
Podziwu godne w naszych czasach zachowanie skromnego przechodnia i bezinteresownych policjantów. Jeszcze by właściciel cennej zguby odpalił premię dla znalazcy…
Żeby nie było jak w tym filozoficznym dowcipie.
Wczesnym rankiem pustą ulicą szli tata z synkiem. Nagle tata przystanął zdumiony, jakby zobaczył ogromnego borowika na środku polany.
Na chodniku leżała portmonetka… I pełna pieniędzy!
„O, widzisz, synku — kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje!” — wykrzyknął radośnie tata chowając do kieszeni znalezisko.
„Tato, ale ten kto to zgubił, to wstał jeszcze wcześniej…” — wymamrotał sennie synek.
Czytaj więcej: Na Litwie brakuje policjantów