Więcej

    Ambasador honoris causa

    Od tegorocznej edycji festiwalu „Wilno w Gdańsku” minęło już kilkanaście dni. Na tyle mało, by jeszcze mieć go dobrze w pamięci, i wystarczająco dużo, by nabrać dystansu potrzebnego do chłodnej oceny. Ponieważ na festiwalu byłem po raz pierwszy, nie mogę używać porównań do tego, jak bywało drzewiej.

    Mogę się odnosić jedynie do tego, co widziałem i przeżyłem teraz. „Wilno w Gdańsku” to impreza na wskroś różnorodna i przede wszystkim nowoczesna. Nie tchnie niepotrzebnym patosem. Sentymentalizmem jest przyprawiona tylko o tyle, o ile przydaje to smaku, a nie zatruwa potrawy. Żyje dniem dzisiejszym i patrzy w przyszłość. Łączy, a nie dzieli, jest żywym dowodem, że można czerpać z różnorodności. Otwarta formuła i miejsce, w którym festiwal się odbywa, pozwalają zetknąć się z przesłaniem, jakie niesie nie tylko tym, którzy świadomie się na wydarzenie wybrali, ale także osobom zupełnie przypadkowym, które akurat przechodziły obok, bo robiły zakupy. „Przyznaję, że początkowo zastanawiałam się, czy to dobre, ale teraz jestem przekonana w stu procentach, że to właściwy kierunek” – mówiła mi Bożena Kisiel, prezes Oddziału Pomorskiego Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Taka opinia wydaje się szczególnie chwalebna dla organizatorów. Potrafili przekonać nieprzekonanych, a to niełatwa sztuka. Sukces festiwalu to oczywiście zasługa i praca wielu ludzi, ale na nic by się ona zdała, gdyby nie mieli swojego lidera. To jemu, dr. Tomaszowi Snarskiemu, w pierwszej kolejności należą się splendory i słowa uznania.

    „Panuje nad wszystkim i właściwie nie schodzi ze sceny” – mówiła o nim pochodząca z Ejszyszek dr Barbara Jundo-Kaliszewska, badaczka z Uniwersytetu Łódzkiego. „Co roku literatura litewska ma możliwość zaistnienia w Polsce i jest coraz liczniej przedstawiana. To wszystko dzięki niezwykłej pasji Snarskiego” – to z kolei słowa Birutė Jonuškaitė, prezes Związku Pisarzy Litwy. Takich opinii mógłbym przytoczyć wiele. Nie ma w nich cienia przesady ani fałszywej kurtuazji. Są szczere, płyną z serca. Doktor Snarski, człowiek orkiestra, jest dzisiaj najlepszym ambasadorem Wilna i Litwy w Gdańsku, a także budowniczym relacji międzyludzkich opartych na otwartości, tolerancji i wzajemnym zrozumieniu. Bo jak powtarza za Tomasem Venclovą, jeśli nie będzie różnorodności, to będzie konflikt. Czapki z głów przed dobrem, które czyni.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 37 (108) 17-23/09/2022