Więcej

    Nadzieje kremlowskiego despoty

    I stało się. Międzynarodowy przestępca Władimir Putin ogłosił (częściową) mobilizację. Oficjalnie rosyjskie ministerstwo obrony ma uzupełnić swoją armię o 300 tys. żołnierzy, nieoficjalnie mówi się nawet o ponad milionie wezwanych pod broń.

    Kremlowski despota ma jeszcze nadzieję, iż do dnia jego 70. urodzin (7 października) nowe siły uderzeniowe złożone ze zmobilizowanych przypadkowych cywilów odniosą jakiś sukces na ukraińskiej ziemi. Tymczasem wśród potencjalnych rekrutów szerzy się panika na niespotykaną skalę: wysprzedano wszystkie bilety na rejsy lotnicze do krajów, gdzie Rosjanie mogą jeszcze jeździć bez wiz, a ich ceny doszły do kilku tysięcy dolarów! Na granicy z Finlandią, Kazachstanem i Gruzją stoją wielokilometrowe kolejki samochodów. Rozpowszechniane są porady, jak uniknąć wyjazdu na ukraiński front: od łapówek do załatwienia renty i samookaleczenia. W wielu rosyjskich miastach płoną wojenkomaty (wojskowe komisje uzupełnień), dochodzi do protestów przeciwko ogłoszonej mobilizacji. Zdarza się, że mężczyznom złapanym na demonstracjach antywojennych wręcza się powołania do wojska wprost na policyjnych komisariatach. W sieciach społecznościowych widzimy filmiki pokazujące zbory nowych rekrutów.
    Obdarci, pijani, z przekleństwami na ustach, wiezieni są na dworce kolejowe na pakach ciężarówek, jak bydło. „Obrońcy ojczyzny” z zerowym doświadczeniem bojowym będą tylko masą do zapychania dziur. Na chwilę, gdyż ich żywot na polu boju będzie niezwykle krótki. Prezydent Wołodymyr Zełenski w apelu do rosyjskich żołnierzy doradził im, by się poddawali, gdyż w niewoli ukraińskiej traktowani będą zgodnie z konwencjami międzynarodowymi, dostaną jedzenie i pomoc medyczną. Będą po prostu żyć. Chyba to lepsze niż ginąć za ambicje Putina i jego kamaryli… Na okupowanych przez Rosję terytoriach władze okupacyjne przeprowadziły tzw. referenda mające zadecydować o włączeniu paru obwodów ukraińskich do Rosji. Łącznie z ziemiami kontrolowanymi przez administrację i armię ukraińską!
    Przypomnijmy „wybory” przeprowadzone 22 października 1939 r. na anektowanych przez Armię Czerwoną Kresach II RP. Frekwencja wyniosła grubo ponad 90 proc., a „kandydaci” komunistyczni otrzymali niemal stuprocentowe poparcie. Wybrane takim sposobem tzw. Zgromadzenie Ludowe zwróciło się do Moskwy o przyłączenie tych ziem do ZSRS. Podobne schematy zastosowano w okupowanych: Abchazji, Cchinwali, Krymie oraz tzw. DNR i LNR.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 40 (117) 08-14/10/2022