Więcej

    Pół miliarda, żebyśmy płacili więcej

    Ogromne inwestycje ukierunkowane na to, żeby później żyć oszczędniej – to rzecz racjonalna. Przykładowo, jak się ociepli dom, to później płaci mniej za ogrzewanie.

    Ale czy można wydać 502 mln euro na to, żeby później mieć wyższe wydatki? Samorząd Miasta Wilna pokazuje, że można – a nawet można do takiego „biznesu” robić dobrą minę i udawać, że to słuszne i potrzebne. W zaprezentowanym przez samorządową spółkę „Susisiekimo paslaugos” planie rozwoju transportu miejskiego jest niewątpliwie jedna zaleta – to wdrożenie możliwości zapłacenia kartą za bilet w środku transportu. Jest też dużo ogólników: o rozwijaniu infrastruktury, polepszaniu warunków, ogólnej modernizacji itd. Oczywiście, wszystko to w sosie zachęcania mieszkańców do rezygnowania z samochodów na rzecz transportu miejskiego. Największe kontrowersje wywołała propozycja podziału tras transportu miejskiego na pięć stref – i słusznie. Wzorowana rzekomo na londyńskiej zmiana ma polegać na tym, że w zależności od odległości do śródmieścia różnić się mają ceny biletów. W dużym skrócie: im dalej, tym drożej. Oznacza to, że mieszkańcy centralnych dzielnic transportem miejskim będą się poruszać taniej, zaś przyjeżdżający z przedmieść – drożej.

    Rzekomo cena biletów ma pokrywać wyższe koszty utrzymania infrastruktury na przedmieściach i utrzymywania tras tam dojeżdżających. „Nie opłaca się”, należy rozumieć. Rozbija to zupełnie logikę całego planu inwestycji. Jak niby mieszkańcy dalszych osiedli (a to oni częściej dojeżdżają samochodami) mają chcieć przesiąść się z aut na autobusy, jeśli będą traktowani jako druga i dalsza kategorie, zmuszane do kupowania droższych biletów? Tymczasem mieszkańcy centrum, którzy i tak mają wszystkie instytucje na miejscu, nierzadko w zasięgu spaceru, dostaną jeszcze tańszy transport. Zapewne „genialny” plan zakłada zmniejszanie liczby miejsc parkingowych i dalsze utrudnianie życia kierowcom. Tylko czym to w takim układzie różni się od zwyczajnego haraczu czy myta płaconego za przejście przez most? Tak to jest, kiedy regulowaniem ruchu zajmują się ludzie niebiorący w nim czynnego udziału, tylko wożeni uberoboltami, a w czasie wolnym jeżdżący rowerami do parku i wyznający zasadę, że transport miejski ma się opłacać. Opłaca się w wymiarze kosztów alternatywnych. A jakie są koszty alternatywne niewydania 502 mln na propozycje „Susisiekimo paslaugos”? Jedynie zaoszczędzenie 502 mln.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 48(140) 03-09/12/2022