Taka sztuka nie udała się Polsce na żadnym z trzech mundiali, w których uczestniczyła w XXI w. Ostatni raz Biało-Czerwoni dokonali jej w roku 1986 w Meksyku, gdy selekcjonerem był jeszcze legendarny Antoni Piechniczek. W Katarze, po 36 latach, Polacy w końcu ponownie przebili się do fazy pucharowej, serc futbolowego świata jednak nie podbili. W grupowych meczach przeciw Meksykowi, Argentynie, a nawet Arabii Saudyjskiej podopieczni Czesława Michniewicza preferowali styl defensywny, oparty na murowaniu dostępu do własnej bramki, pozbawiony polotu w ataku. Przyniosło to cztery punkty i zamierzony efekt, ale obserwujący turniej dziennikarze i kibice z całego świata zgodnie mówili, że Polska gra „antyfutbol”, który trudno się ogląda i niczego dobrego nie wróży na przyszłość. W fazie pucharowej, przeciw broniącej tytułu Francji, gra wyglądała nieco inaczej. Więcej było odwagi w ofensywie i tym samym okazji na gole, ale efektu to nie przyniosło. Polacy przegrali 1:3 i z mistrzostwami się pożegnali.
Osobiście nie jestem rozczarowany tym co zobaczyłem w Katarze w wykonaniu Biało-Czerwonych. Nie jestem, bo niczego więcej się nie spodziewałem. Polska jest zespołem średniej klasy europejskiej i oczekiwanie, że włączy się do gry o medale, jest cokolwiek złudne. Fakt, że koszulkę z Orłem Białym na piersi zakłada Robert Lewandowski, jeden z najlepszych napastników świata, nie oznacza, że sam będzie wygrywał mecze. Szczególnie że turniej w Katarze, mimo widocznych wielkich chęci, nieszczególnie mu wyszedł. W światowych rankingach Biało-Czerwoni notowani są w trzeciej dziesiątce, toteż zajęcie na mundialu miejsca w przedziale miejsc 9.–16. jest de facto rezultatem ponad stan. Tym bardziej że w najlepszej szesnastce oprócz Polski znalazło się jeszcze tylko siedem drużyn z Europy, a zabrakło takich tuzów jak Belgia czy Niemcy, o Włochach, którzy na mistrzostwa w ogóle się nie zakwalifikowali, nie wspominając. Mimo to odczuwam niedosyt. Mistrzostwa świata są tylko raz na cztery lata. To najważniejszy turniej dla każdego piłkarza. U tych naszych nie zobaczyłem determinacji, by przejść samych siebie, ognia w oczach, by spróbować dokonać niemożliwego. Mentalnie zadowolili się celem minimum i dlatego nigdy nie będą mistrzami.
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 49(143) 10-16/12/2022