Więcej

    Coś się stało w Państwie Środka

    Po reformach Deng Xiaopinga, których sednem było otwarcie się na świat, Chiny dokonały największego skoku gospodarczego w historii ludzkości, stając się globalną fabryką dóbr. Pekin zaczął coraz śmielej pozycjonować się jako światowy lider gospodarczy i obecnie stał się nawet konkurentem dla globalnych interesów Waszyngtonu.

    System sprawowania władzy pozostał jednak ten sam, z wszechwładną partią komunistyczną na czele. Na etapie burzliwego rozwoju ręczne sterowanie gospodarką i społeczeństwem dawało radę, błędy czy niedociągnięcia były maskowane gwałtownym wzrostem gospodarczym. Pierwszą odsłoną kryzysu był covid-19. Przykrywając się zarazą, chińscy komuniści wprowadzili bezprecedensowy system kontroli własnego społeczeństwa, każdy obywatel został sfotografowany, zidentyfikowany i zarejestrowany. W istocie powstał cyfrowy obóz koncentracyjny, który stał się bardzo poręcznym instrumentem dla zapewnienia ciągłości władzy; okazało się jednak, że stan taki nie do końca podoba się obywatelom i drakońskie ograniczenia musiały być poluzowane.

    Drugi etap narastającego chińskiego kryzysu wyraził się w przeinwestowaniu szczególnie w budownictwie mieszkaniowym, obecnie liczbę pustostanów szacuje się nawet na 12 proc. wszystkich mieszkań. Strategia „najpierw budujemy, potem zaludnimy” doprowadziła do powstania miast duchów, z którymi nie wiadomo co robić (są wyburzane). Trzeci cios przyszedł z dość nieoczekiwanej strony. W Chinach stopa oszczędności (czyli część wynagrodzenia, jaką co miesiąc pozostaje na rachunku) wynosi aż 45 proc. (w UE – 18 proc.). Zbyt duża skłonność do oszczędzania Chińczyków, mocno ograniczająca podaż pieniądza, wynika z faktu, że na państwo nie ma co liczyć, zaś pieniądze będą potrzebne na zakup mieszkania czy utrzymanie rodziców. Czwartym czynnikiem okazał się ślepy zaułek w przemyśle, USA zaczęły walczyć z kradzieżami technologii, zaś samemu coś wymyślić nie jest tak łatwo. W dodatku zwykła produkcja jest już lokowana u sąsiadów, w Chinach zrobiło się zbyt drogo.

    No i kontrolny strzał: wieloletnia polityka partii ograniczająca liczbę urodzin doprowadziła do katastrofalnego starzenia się społeczeństwa. Współczynnik dzietności wynosi tylko 1,15, a niezależne ośrodki badawcze mówią nawet o wartości 0,9. W niedalekiej przyszłości po prostu zabraknie rąk do pracy, a Chiny wcale nie są dobrze nastawione do imigracji. Jest potrzeba zastanowienia się nad zmianą systemu władzy, ale jak to pogodzić z wiodącą rolą partii (i ambicjami towarzysza Xi)?


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 2(6) 14-20/01/2023