Wygasł entuzjazm kremlowskich urzędników i rosyjskiego aparatu propagandowego związany z wysokimi przez większość ubiegłego roku cenami ropy i gazu. Te ceny sprawiły, że mimo kurczącego się eksportu węglowodorów Rosja przez większość roku i tak miała z nich większe zyski. Ale to się skończyło na jesieni 2022 r.
Wpływy załamały się w listopadzie, a w grudniu to już była katastrofa. To wpłynęło na finalny, gorszy od prognoz wynik realizacji budżetu. Pod koniec roku Rosja odczuła drastyczną redukcję eksportu gazu i ropy do Europy, czego nie zrekompensował wzrost eksportu do Azji, głównie Chin, bo tam trzeba sprzedawać surowce po dużo niższej cenie. To uderzyło w budżet i jest też zapowiedzią problemów w bieżącym roku, bo w kluczowym dla Rosji sektorze ropy i gazu może być tylko gorzej.
Fatalny koniec roku
W 2022 r. budżet Rosji został wykonany z deficytem w wysokości 3,3 bln rubli (czyli 2,3 proc. PKB), przy czym pod koniec roku deficyt wzrósł dwukrotnie. To dużo gorzej, niż zakładano nawet we wrześniu. Zaważyła sytuacja na rynku ropy. W grudniu 2022 r. realne dochody z sektora ropy i gazu dla budżetu federalnego były 41,2 proc. mniejsze niż rok wcześniej. Na sprzedaży ropy Rosja zarobiła 33,3 proc. mniej, a z gazy 49,4 proc.
5 stycznia rosyjskie ministerstwo finansów opublikowało oficjalne dane dotyczące średniej rzeczywistej ceny rosyjskiej ropy Urals w grudniu 2022 r. – wyniosła ona 50,47 dolarów amerykańskich za baryłkę. To aż o 24 proc. mniej niż w listopadzie (66,47 dolarów). Kwestia cen na globalnym rynku? Nie przede wszystkim. Wojna sprawiła, że rosyjska ropa stała się „trędowata”. Urals był tańszy od marki Brent w listopadzie o 27 proc. A w grudniu, po wejściu w życie embarga UE na morski import ropy rosyjskiej i pułapu cenowego – o 38 proc.
A przecież przed inwazją Rosji na Ukrainę Urals był tańszy od Brent zaledwie o 3–4 dolary. Te dane wskazują, że nawet wzrost cen ropy na świecie, związany choćby ze zwiększeniem popytu w Chinach po zniesieniu ograniczeń covidowych, nie przełoży się jeden do jednego na zwiększenie wpływów do budżetu.
Tak wielka przecena rosyjskiej ropy to bezpośredni efekt europejskiego embarga, które weszło w życie 5 grudnia, oraz pułapu cenowego na rosyjską ropę, ustalonego przez G7 tego samego dnia na poziomie 60 dolarów za baryłkę. Rosyjskie firmy musiały przekierować na rynki azjatyckie co najmniej 1 mln baryłek dziennie dostarczanych wcześniej do Europy. Dostarczenie tej ropy do Azji jest kilkakrotnie droższe niż do Europy i aby konkurować z bliskowschodnimi eksporterami, Rosja musiała ją sprzedawać z głębokim dyskontem. Kupujący proszą o zniżki także ze względu na ryzyko sankcji i pułap cenowy, który zabrania ubezpieczania i transportu rosyjskiej ropy, jeśli sprzedaje się ją za więcej niż 60 dolarów za baryłkę. 9 stycznia baryłka Urals w Primorsku kosztowała 37,8 dolarów. W tym samym dniu baryłka Brent kosztowała 78,7 dolarów.
Wicepremier Federacji Rosyjskiej odpowiedzialny za sektor paliwowy Aleksandr Nowak zapewnia, że w kolejnych miesiącach różnica w cenie Urals i Brent „się ustabilizuje”. Problem w tym, że już niedługo, bo 5 lutego, w życie wejdzie embargo na dostawy do UE rosyjskich produktów naftowych. Rosja alternatywy nie znajdzie, bo w Azji nie potrzebują rosyjskiego diesla i mazutu, sami w swoich rafineriach przetwarzają surowiec. Efekt? Kolejne zniżki na cenę ropy po stronie rosyjskich producentów są nieuniknione.
Kiepskie prognozy
Problem w tym, że Rosja zarobi mniej na ropie nie tylko z racji niższej ceny surowca, lecz także zmniejszenia wielkości jej eksportu. Spadek wydobycia ropy jest nieunikniony. Prognozy na 2023 r. rosyjskie i amerykańskie zakładają 9,5–9,8 mln baryłek dziennie.
W 2022 r. budżet Rosji został wykonany z deficytem w wysokości 3,3 bln rubli (czyli 2,3 proc. PKB), przy czym pod koniec roku deficyt wzrósł dwukrotnie. Na rok 2023 deficyt zaplanowano na niemal takim samym poziomie – 2,9 bln rubli (2 proc. PKB). Ale żeby to osiągnąć, rząd musi otrzymać co najmniej 8 bln rubli przychodów z ropy i gazu. A te plany oparte są na średniej cenie ropy naftowej 70,2 dolarów za baryłkę Urals.
Deficyt budżetowy w 2023 r. może wzrosnąć w stosunku do planu, przyznał w grudniu minister finansów Anton Siłuanow. Ze scenariuszy resortu finansów wynika, że np. jeśli cena utrzyma się na poziomie 50 dolarów za baryłkę Brent, a produkcja spadnie do 9,5 mln baryłek dziennie, to budżet i Fundusz Dobrobytu Narodowego będą miały dodatkową dziurę w wysokości 2,5 bln rubli.
Dylemat nie polega na tym, że rządowi trudno będzie sfinansować dodatkowy deficyt w wysokości 2 bln rubli. Nawet przy niskich cenach ropy nie dojdzie do katastrofy budżetowej w Rosji w 2023 r. Odłożono wystarczająco dużo w Funduszu Dobrobytu Narodowego. Same te rezerwy wystarczą, żeby państwo przetrwało co najmniej rok. Problem w tym, że taki wzrost deficytu może zapobiec spadkowi inflacji poniżej 7 proc. w 2023 r. Zgodnie z obowiązującą regułą budżetową straty z tytułu niższej ceny ropy zostaną pokryte z Funduszu Dobrobytu Narodowego. Bank centralny i ministerstwo finansów po raz pierwszy od początku wojny uciekły się w styczniu do sprzedaży waluty (w tym wypadku juanów) na rynku, aby sfinansować niedobór dochodów z ropy i gazu.
Dodruk rubla?
Moskwa nie chce wysokiej inflacji, bo to realnie zmniejszy wypłaty socjalne, które stały się pozycję numer trzy w budżecie, po obronie i bezpieczeństwie, a które mają utrzymać poparcie społeczne dla wojny. Te wydatki są dziś bardzo duże i trafiają do najbiedniejszych warstw społecznych. Tyle że jeśli kondycja całej gospodarki się pogorszy, to i na tym odcinku Kreml zacznie tracić.
Tymczasem makroekonomiczne wskaźniki, z jakimi Rosja wchodzi w drugi rok wojny – malejące dochody i rosnący deficyt budżetowy na tle złej sytuacji surowcowej i niemożności ograniczenia wydatków wojskowych i socjalnych – wyglądają źle dla finansów publicznych. Jeśli taka sytuacja potrwa długo, władze będą musiały albo drastycznie ograniczyć wydatki, zabrać jeszcze więcej pieniędzy przedsiębiorcom i/lub ludności, albo w końcu przejść na dodruk pieniędzy ze wszelkimi tego konsekwencjami. Ograniczenie wydatków trudno sobie wyobrazić. Z klasy średniej i oligarchów jeszcze coś można wycisnąć. A dodruk rubla? To byłby długofalowo gwóźdź do trumny gospodarki Rosji.
Antoni Rybczyński
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 3 (9) 21-28/01/2023