Więcej

    Taka piękna katastrofa

    Kiedy w 2015 r. Polska otrzymała prawo organizacji XXVIII Mistrzostw Świata w Piłce Ręcznej Mężczyzn, miała jeden z najlepszych zespołów na świecie i z turniejem w roli gospodarza wiązała olbrzymie nadzieje. Osiem lat później wiele się jednak zmieniło.

    Z parkietu zeszło wspaniałe pokolenie polskich szczypiornistów, którzy jeszcze na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r. zajęli czwarte miejsce, a godnych następców nie widać do dziś. Nieco na ponad rok przed rozpoczęciem mistrzostw Henryk Szczepański, prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce, mówił „Kurierowi Wileńskiemu”: „Jestem pełen optymizmu, gdy patrzę na rozwój zawodników tworzących reprezentację Polski pod wodzą trenera Patryka Rombla. Mamy zawodników światowej klasy, ale zadaniem jest zbudować z nich światowej klasy zespół. Żywię nadzieję, że taki stworzymy i da nam wiele satysfakcji w tych mistrzostwach”. Tymczasem mistrzostwa na dobre się jeszcze nie zaczęły, a dla drużyny gospodarzy były już przegrane.

    Inauguracyjny mecz pomiędzy Polską a Francją przyciągnął do legendarnej hali katowickiego Spodka komplet 11 tys. widzów, którzy po krótkiej, acz efektownej uroczystości otwarcia nie szczędzili gardeł, wspierając Biało-Czerwonych. Zespół budowany przez Rombla aktualnych mistrzów olimpijskich się nie przestraszył, od początku do końca toczył z nimi wyrównany bój, ale ostatecznie przegrał 24:26. Postawa Polaków w obliczu kolejnych spotkań z teoretycznie mniej wymagającymi rywalami mogła jednak napawać optymizmem. Już w kolejnym meczu doszło jednak do katastrofy. Polacy, znów wspierani w Katowicach przez komplet publiczności, zostali zmieceni z parkietu przez zespół Słowenii. Jeszcze pierwsze 20 minut meczu było w miarę wyrównane, potem jednak nastąpił nokaut. Polacy nie trafiali do bramki prawie w ogóle, a Słoweńcy co rusz, i ostatecznie zwyciężyli 32:23! Było właściwie po herbacie.

    Zwycięstwo w ostatnim grupowym meczu pierwszej rundy ze słabiutką Arabią Saudyjską, w którym Polakom trzęsły się ręce i do końca drżeli o wynik, pozwoliło na awans do rundy drugiej rozgrywanej w Krakowie, ale jedynie z teoretycznymi szansami, by przebić się z niej do ćwierćfinałów, co przed turniejem było celem minimum. W Krakowie Polacy rozpoczęli od meczu z Hiszpanią, zagrali nieźle, ale znów przegrali. Ostatnie dwa mecze, z Czarnogórą i Iranem, toczyły się już tylko o honor. Pewne w nich wygrane niczego w ogólnym wizerunku nie zmieniły. Polska zorganizowała świetny turniej, Polacy koncertowo go spartolili.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 4(12) 28/01/-03/02/2023