Spektakl wystawiony w Litewskim Teatrze Młodzieżowym jest jego teatralnym debiutem. Przedstawieniu, jeszcze przed premierą, towarzyszył skandal. Część aktorów nie zgodziła się w nim zagrać, uważając, że sztuka ma charakter antyukraiński. Niczego takiego nie dostrzegłem. Powieść Littella opowiada historię fikcyjnego oficera SS, Maximiliana Auego, który jest jednym z organizatorów Zagłady. Akcja spektaklu rozgrywa się na Ukrainie, Kaukazie oraz Stalingradzie. W takim samym więc stopniu można sztuce zarzucić antyniemieckość, antyrosyjskość czy antyfrancuskość, ponieważ główny bohater jest w połowie Francuzem. Nie jestem teatrologiem, dlatego nie będę pisał o zaletach i wadach spektaklu. Z pewnością nie jest to arcydzieło.
Ewidentnie reżyserowi bardziej marzył się film niż spektakl. Chociaż, pomijając ponad pięć godzin spędzonych na widowni, nie nudziłem się. Moim zdaniem warto pójść na spektakl i przeczytać książkę. „Łaskawe” pokazują, że w przypadku ludobójstwa głównej roli wcale nie odgrywają sadyści i psychopaci, tylko zwykli technokraci, którzy wcielają w życie zbrodnicze pomysły swego zwierzchnictwa. To oni tworzą całą infrastrukturę, bez której wielomilionowe mordy nie mogłyby być zrealizowane. To samo widzimy teraz na Ukrainie, gdzie Rosja od kilku miesięcy planowo i cynicznie niszczy cywilną infrastrukturę, co ma bezpośredni wpływ na życie milionów Ukraińców. Rozumiem, że każde porównanie z Holokaustem jest czymś ryzykownym. Zagłada Żydów w czasie II wojny była i, mam nadzieję, pozostanie czymś bezprecedensowym w dziejach ludzkości. Chodzi mi jednak o sam mechanizm, w ramach którego wszelkiego rodzaju eksperci w zaciszu gabinetów naradzają się, co trzeba zrobić, aby straty po drugiej stronie były większe i bardziej dotkliwe.
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 5(15) 04-10/02/2023