Więcej

    5 marca 1953 roku

    W dniu z tytułu tego felietonu skończył się Józef Stalin. Dla świata było to wydarzenie niewątpliwie historyczne. Dla wielu – zbyt późne. Dla osób zagrożonych kolejną planowaną przez tyrana czystką jego koniec okazał się dosłownie wybawieniem.

    Tymczasem gdzie indziej też działa się historia. Ważyły się losy Polaków – i Wileńszczyzny. Jak wspomina Antoni Jankowski, wówczas grupa studentów Republikańskiego Instytutu Dokształcania Nauczycieli w Wilnie odmówiła wstąpienia do komsomołu. Jak wiadomo, „Kraj Rad” był najswobodniejszym miejscem na świecie i udział w takich organizacjach nie był obowiązkowy – dlatego odmowa wstąpienia do komsomołu groziła wyrzuceniem ze studiów i wilczym biletem. Ostatecznie, dzięki dyrektor kursów Klimkienė, studenci otrzymali dyplomy i pracę w szkołach Wileńszczyzny. Z Litwy byli to: Edmunt Młyński, Weronika Giedrojć, Ludwik Młyński, Józef Liminowicz, Antoni Jankowski, Maria Smyk. Ta druga historia jest dla mnie osobiście o wiele ważniejsza, mimo iż dzięki śmierci Stalina mogli z zesłania wrócić też moi krewni. Jest ona bowiem elementem opowieści Wileńszczyzny, w jakiej żyjemy. Nie mam wątpliwości, że gdyby losy tych odważnych młodych ludzi, którzy nie dali sobie przetrącić polskich kręgosłupów, potoczyły się inaczej – to i my dziś żylibyśmy o wiele inaczej.

    Zapewne byłoby dziś mniej polskich szkół i mniej polskich – bo przecież tamci młodzi nauczyciele uczyli i wychowywali kolejne pokolenia – nie tylko uczniów, lecz także nauczycieli, dyrektorów szkół i instytucji, naukowców, społeczników, przedsiębiorców. Problem w tym, że takich historii, fundamentalnych dla zrozumienia naszego życia tu, na Wileńszczyźnie, przeważnie nie znamy. A z tej nieznajomości rodzi się nieznajomość rzeczywistości, w jakiej funkcjonujemy, zaś z niej – frustracja. Dużym problemem, który negatywnie wpływa na naszą społeczność, jest właśnie brak spójności utożsamiania się, czyli tego, co nazywamy „swoim”. Nasza historia jest dla nas częściej mniej „nasza” niż historia Stalina. Święto pułkowe 13. pułku ułanów wileńskich jest mniej „nasze” niż 23 lutego. Nasza kultura, nasze teatry, nasza literatura czy nasz język – i nasze bezpieczeństwo też; często o wiele więcej emocji i sił poświęcamy nie tam, gdzie powinniśmy. A potem prawdziwie nasze jest jedynie zdziwienie, że w tak sobie konstruowanym świecie czujemy się… nieswojo.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 11(32) 18-24/03/2023