Więcej

    Wileńskie losy

    Przyznaję, że nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. Zmusił mnie do tego dopiero prof. Nikołaj Iwanow, z którym miałem przyjemność przeprowadzić wywiad do tegoż numeru magazynu „Kuriera Wileńskiego”.

    Zwrócił mi uwagę, w jak diametralnie różny sposób polityka Kremla wpłynęła, i w gruncie rzeczy wciąż wpływa, na życie Polaków na historycznej Wileńszczyźnie. Zauważył, nie bez racji, że dzisiejsza granica między Litwą i jednocześnie Unią Europejską a Białorusią to najdziwniejsza granica na świecie. Przechodząca przez żywe ciało moich rodaków z ziemi wileńskiej. Po II wojnie światowej, w Związku Sowieckim, jednym, tym z Solecznik, pozwalano nazywać się Polakami, drugim, tym z Lidy, wmawiano, że są spolonizowanymi Białorusinami. Pierwsi mogli mieć polskie szkoły, wydawać gazety, zakładać kluby czy teatry amatorskie. Drugim we wszelki możliwy sposób to utrudniano czy wręcz uniemożliwiano. A przecież zupełnie niczym się od siebie nie różnili, często byli wręcz braćmi czy kuzynami. Czemu więc jedni Polakami być mogli, a drudzy niekoniecznie?

    Bez głębszego zastanowienia nie umiałem odpowiedzieć na tak postawione pytanie, choć jak się okazało, odpowiedź była banalnie prosta. Profesor udzielił jej za mnie. Zdecydował o tym litewski nacjonalizm. W Moskwie uważali, że jest to bardzo groźny przeciwnik, podczas gdy nacjonalizm białoruski w ogóle nie istnieje. Naród białoruski powinien był wejść jako pierwszy w skład tworzonego narodu sowieckiego. Dlatego polityka Kremla zmierzała do tego, by polskich Wilniuków po białoruskiej stronie jak najszybciej „przywrócić na białoruskość”. Po stronie litewskiej Polacy mogli zaś nadal być Polakami, by stanowić przeciwwagę dla Litwinów. Klasyczne „dziel i rządź”. Jak drobna z pozoru rzecz wpływa czasem na losy całych pokoleń… Na tej samej historycznej Wileńszczyźnie, w bliskim sąsiedztwie, urodzili się Józef Piłsudski i Feliks Dzierżyński.

    Obaj w niezamożnych, polskich rodzinach szlacheckich, obaj wybrali drogę rewolucjonistów, obaj w carskich więzieniach czytali poezję polskich romantyków. Tyle że jeden zdecydował się wyzwolić ojczyznę, a drugi chciał wyzwolić cały świat. Pierwszy jest wielkim bohaterem, drugi wielkim zbrodniarzem. W gruncie rzeczy ich losy mogły potoczyć się odwrotnie. Tyle że Piłsudski zdecydował się „wysiąść z tramwaju socjalizm na przystanku niepodległość”. Jak niewiele dzieli czasem zwycięstwo od porażki…


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 18(52) 06-12/05/2023