Bardzo się pomylę, twierdząc, że Naddniestrze, czyli nieuznawana przez świat separatystyczna republika na terytorium Mołdawii, przy południowo zachodniej granicy Ukrainy, to państwo rządzone przez układ mafijno-agenturalno-biznesowy?
Nie pomyli się pan. Jest to państwo rządzone przez lokalnych oligarchów, właścicieli firmy Sheriff. Wszelkie porównania do ZSRS czy skansenu ZSRS są nietrafione, mogą się odnosić jedynie do sfery wizualnej. Mamy tu taki feudalistyczny kapitalizm, a nie jakąkolwiek formę komunizmu. Są dwa wertykale władzy. Cywilna – nad większością ministerstw, parlamentem, gospodarką i zwykłymi służbami całej cywilnej sfery państwa, który to pion w pełni kontrolują właściciele firmy Sheriff. I drugi pion, związany ze sferą bezpieczeństwa, czyli ministerstwa obrony i bezpieczeństwa. Te są pod dużo większym wpływem Rosji. Co ciekawe, nie zawsze interesy tych pionów się ze sobą pokrywają.
Jaka atmosfera panuje obecnie w Naddniestrzu?
W ostatnich tygodniach trochę się uspokoiło. Rosja i stojące za nią w republice siły przez jakiś czas próbowały podgrzewać atmosferę, mówiąc, że Ukraina szykuje prowokację i jej służby – w mundurach rosyjskich – zrobią coś, co stworzy pretekst dla ukraińskiej interwencji wojskowej w Naddniestrzu. Doszło nawet do kuriozum. Władze ogłosiły, że ukraińskie służby planowały zamach na delegację OBWE przebywającą w Tyraspolu, a kiedy to się nie udało, planowały zamach na Wadima Krasnosielskiego, czyli prezydenta republiki, który miejscowe służby udaremniły, neutralizując zamachowców. Był to oczywisty sygnał wysłany w stronę Rosji o zwiększenie jej „sił pokojowych” działających w Naddniestrzu. Rosja, zdaje się, zmarginalizowała ten sygnał, w żaden sposób na niego nie odpowiadając.
Bo Rosja chyba nie ma czasu się Naddniestrzem teraz zajmować?
Tak, chociaż w lutym, marcu, jeszcze z początkiem kwietnia, rosyjskie ministerstwa obrony i spraw zagranicznych, ustami Marii Zacharowej, regularnie straszyły, że Ukraina planuje atak na Naddniestrze. Rosyjskie media także podgrzewały ten temat. Służyło to destabilizacji społecznej, wywołaniu atmosfery niepokoju zarówno w Mołdawii, jak i w Naddniestrzu, bo to nie jest tak, że Naddniestrzanie jednoznacznie i całym sercem popierają Rosję w wojnie z Ukrainą.
Czytaj więcej: Apteczka dla Ukrainy
Po wybuchu rosyjskiej inwazji na Ukrainę ani władze Naddniestrza, ani społeczeństwo nie poparły jednoznacznie Rosji.
A jak jest?
Realnie, językiem socjologicznym, nie sposób powiedzieć, bo nie ma tam robionych wiarygodnych badań opinii publicznej. Na pewno możemy stwierdzić, że po wybuchu rosyjskiej inwazji na Ukrainę ani władze Naddniestrza, ani społeczeństwo nie poparły jednoznacznie Rosji. Nie było żadnych manifestacji społecznych, akcji, mityngów. Władza też starała się przez długi czas zachować neutralność wobec konfliktu, podkreślając swój pokojowy stosunek i pomoc dla ukraińskich uchodźców. Wynika to z tego, że interesy elity rządzącej Naddniestrza są ulokowane obecnie przede wszystkim w relacjach z Unią Europejską, do której trafia nawet 40 proc. naddniestrzańskiego eksportu, oraz w relacjach z Ukrainą. Dla nich najwygodniejszym, choć już teraz pewnie niemożliwym scenariuszem, byłby powrót do sytuacji sprzed 24 lutego 2022 r., kiedy na dużą skalę handlowali z Unią oraz innymi regionami świata poprzez Ukrainę, która była bardzo ważnym odbiorcą oraz korytarzem tranzytowym dla towarów. Właśnie z uwagi na interesy i obawy o swoją przyszłość, a nawet byt, władze Naddniestrza zachowywały duży stopień zachowawczości i swoistej neutralności.
A nie stoi też za tym to, że ok. 30 proc. mieszkańców Naddniestrza to etniczni Ukraińcy?
To może być jeden z czynników, ale nie decydujący. Ukraińcy z Naddniestrza to społeczność w dużej mierze zrusyfikowana pod względem językowym i tożsamościowym. To byli ludzie radzieccy o ukraińskich korzeniach, którzy stali się obywatelami Naddniestrza. Raczej inny czynnik ma większy wpływ. Mianowicie to, że mieszkańcy Naddniestrza z mieszkańcami Ukrainy przez ostatnie 30 lat żyli na poziomie społecznym w dosyć bliskich relacjach. Mam na myśli wyjazdy zarobkowe, handlowe czy na plaże do Odessy. Poznali Ukrainę z własnego doświadczenia dużo lepiej, niż większość z nich zna Rosję. Ta propaganda o faszystowskiej Ukrainie działała w mniejszym stopniu, bo oni wiedzieli, z jakim państwem mają do czynienia.
Czemu Rosja nie uznaje Naddniestrza?
Bo ono służy jedynie jako narzędzie nacisku na republikę Mołdawii, którym ewentualnie można szachować Ukrainę od południowego zachodu. Długofalowym celem Rosji – dziśiaj prawie niemożliwym, ale jeszcze 10 lat temu, wydawało się, realnym – było zjednoczenie Naddniestrza i Mołdawii na zasadach podyktowanych przez Moskwę, jak próbowano to zrobić w 2003 r. Mołdawia to państwo, w którym sympatie społeczne dzieliły w miarę pół na pół zwolenników opcji prozachodniej i prorosyjskiej. I gdyby dodać Naddniestrze z wyborcami jednoznacznie prorosyjskimi i zdyscyplinowanymi, to szala przeważyłaby na stronę rosyjską. Naddniestrze ze swoimi oligarchami i służbami, poważnie powiązanymi z rosyjskimi, byłoby ciężarkiem pozwalającym przywrócić cały obszar pod rosyjską strefę wpływów. Gdyby natomiast Rosja uznała Naddniestrze, musiałaby je bardzo poważnie dotować finansowo.
A czy dzisiaj w jakimś stopniu nie jest zmuszona tego robić, choćby dopłacając do emerytur?
Przez długi czas Rosja faktycznie dotowała i finansowała Naddniestrze. To się skończyło ok. 2018 r. Do tego czasu dodawała 30–40 proc. do budżetu rocznego, żeby się zamknął. Natomiast w momencie gdy spółka Sheriff, czyli naddniestrzańscy oligarchowie, przejęła kontrolę nad parapaństwem, Rosja uznała, że skoro świetnie radzą sobie z biznesem, to niech się sami finansują. Kwestia emerytur to co innego, prawo do rosyjskiej emerytury mają ci, którzy przepracowali tam kilka lat w czasach Związku Sowieckiego. Ta grupa zmniejsza się z roku na rok. Jest też rosyjski dodatek do emerytury naddniestrzańskiej, obecnie ok. 10 dolarów miesięcznie, to nie jest dużo. I to tyle jeśli idzie o bezpośrednie finansowanie. Nie pamiętam, kiedy Rosja wyremontowała w Naddniestrzu jakiś szpital czy zrobiła jakąś prospołeczną inwestycję. To, co ważne dla gospodarki, to fakt, że Naddniestrze nie płaci za gaz, który zużywa.
Czytaj więcej: Echa wizyt prezydenta Ukrainy
Ale to ciekawy układ, bo dłużnikiem z tego tytułu jest Mołdawia.
Tak, choć nie wiem, czy o ten dług ktokolwiek kiedykolwiek będzie się upominał. To raczej jasne, że Mołdawia nie będzie go nigdy miała zamiaru spłacać.
Jakie siły zbrojne stacjonują w Naddniestrzu?
Prawdopodobnie mamy do czynienia z ok. 5 tys. formalnie zawodowych żołnierzy. Statystyki Naddniestrza mówią o nieco większej liczbie, dodając do tego 1500 żołnierzy rosyjskich podzielonych na dwie w miarę równe grupy: siły pokojowe i siły operacyjne, które pilnują arsenału we wsi Kołbasy. Realia są jednak takie, że w ramach sił rosyjskich 70–80 proc. żołnierzy to ludzie z rosyjskim obywatelstwem, ale urodzeni i wychowani już w Naddniestrzu. Często ten sam żołnierz pełni służbę i w siłach naddniestrzańskich, i rosyjskich, płynnie przechodząc z jednych do drugich. Od jakiegoś czasu nie ma rotacji między Rosją a jej siłami tam stacjonującymi. Nie ma dopływu świeżej krwi żołnierzy z Rosji, rosyjska armia rekrutuje wśród miejscowych. Nie jesteśmy w stanie ocenić ich zdolności bojowej. To nie są żołnierze, którzy kiedykolwiek ćwiczyli poza granicami Naddniestrza. Nie wiemy, jakim sprzętem dysponują, choć mówi się, że przestarzałym. Ponadto można mieć wątpliwości co do ich morale i chęci do walki z Ukrainą czy Mołdawią. Z przyczyn, o których już mówiłem, bo to miejscowi, którzy Ukrainę i Mołdawię doskonale znają. Prawdopodobnie w starciu z ukraińskimi siłami Ukraińcy poradziliby sobie dosyć szybko. Największa wartość tych oddziałów mogłaby się ujawnić, gdyby wojskom rosyjskim udało się podejść blisko pod Odessę. Wówczas mogliby służyć do zaopatrzenia w amunicję, żywność i olej napędowy, którego duże składy są w Naddniestrzu.
Jak wygląda granica Naddniestrza i Ukrainy?
W tym momencie mołdawsko-ukraińska granica na odcinku naddniestrzańskim jest zamknięta, nie ma przejazdu samochodowego. Wcześniej wyglądała mniej więcej tak jak każda granica między krajami byłego Związku Sowieckiego, nie licząc krajów bałtyckich, czyli – jakkolwiek by to zabrzmiało – zupełnie normalnie. Były posterunki graniczne ukraińskie, a po drugiej stronie naddniestrzańskie. Mieliśmy też unijną misję wsparcia kontroli granicznej dla Mołdawii i Ukrainy i dodatkowo zdarzały się kontrole przez nią realizowane.
70–80 proc. rosyjskich żołnierzy w Naddniestrzu to ludzie z rosyjskim obywatelstwem, ale urodzeni i wychowani już tutaj.
A jaki jest poziom życia przeciętnego mieszkańca Naddniestrza? Różni się od tego w Mołdawii?
Na pierwszy rzut oka, nie wchodząc głęboko w szczegóły, te poziomy są podobne. Z tym, że dynamika jest zdecydowanie na korzyść Mołdawii, która obecnie dużo lepiej się rozwija i oferuje więcej możliwości zawodowych dla młodych ludzi. Jest to związane z sektorem IT, który od trzech lat przynosi większe wpływy do PKB niż sektor winiarski. Przez minione 30 lat dużo lepiej żyło się w Naddniestrzu, gdzie były wyższe wypłaty, stabilność zatrudnienia. Teraz to się zmienia na korzyść Mołdawii, przy czym tam ten poziom jest dużo bardziej zróżnicowany. Można powiedzieć, że przedstawiciele klasy średniej w Kiszyniowie żyją na europejskim poziomie, natomiast sfery biedy są ogromne. W Naddniestrzu jest to bardziej wyrównane.
Mołdawia rzeczywiście się zmienia czy to w dalszym ciągu polityczna gra pozorów?
To jest kraj, w którym od kilku lat obserwujemy efekty autentycznych przemian społecznych i mentalnych, widocznych również na poziomie politycznym. Jeśli chodzi o problemy typu korupcja, zmiany faktycznie zachodzą. Na niższym poziomie na pewno udaje się to przewalczać, transformacja jest autentyczna. Elita polityczna, przede wszystkim prezydent Maia Sandu i ścisłe grono kierownictwa Partii Działania i Solidarności, zdaje się wiedzieć, dokąd zmierza i gdzie chciałaby ten kraj prowadzić. Jednocześnie ze względu na trudną sytuację ekonomiczną są duże grupy społeczne, które straciły na dynamice gospodarczej ostatnich miesięcy. To efekt przede wszystkim wojny, która pociągnęła wzrost cen surowców, paliw i inflację. Jednak najubożsi nie do końca mają ochotę tak to postrzegać. Łatwiej obwiniać im za spadek stopy życiowej władze Mołdawii. Te emocje i frustracje, jak najbardziej uzasadnione obawy, często strach powodowany faktem, że rachunki za gaz są wyższe niż emerytura, wykorzystują ostatni oligarchowie poprzedniej epoki, którzy zachowali wpływy, jak Ilan Shor. Pozycjonując się jako obrońcy najbiedniejszych, są de facto obrońcami interesów Rosji w Mołdawii.
Czy Mołdawia to kraj bezpieczny?
Nie ma tam w tej chwili żadnego zagrożenia. Na początku czerwca odbędzie się w Kiszyniowie szczyt Europejskiej Wspólnoty Politycznej, zjadą się głowy państw, kwestie bezpieczeństwa są podniesione na najwyższy poziom. To format współpracy międzynarodowej, wspólnota dialogu szersza niż Unia Europejska. Szczyt tego formatu po raz pierwszy odbywał się będzie w państwie posowieckim, kandydującym do Unii Europejskiej. Jest to dla Mołdawii dużym wyróżnieniem i dobrą okazją, by pokazać swoją podmiotowość na arenie europejskiej, co jest teraz dla nich szczególnie ważne. Mołdawia traktuje to jako kolejną ścieżkę zbliżenia z Unią Europejską, która ma prowadzić do pełnej akcesji.
Czytaj więcej: Dzień Polski w Centrum Ukraińskim w Wilnie
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 20(58) 20-26/05/2023